Święta za nami, więc dojeżdżamy do końca naszej serii rankingowej. Na mecie zostali nam trenerzy. Ci, którzy szkolą, ulepszają, wybierają i ustawiają na placu gry wszystkich wcześniej omawianych piłkarzy. Z całej zgrai tych siedzących w czasie meczów na ławkach bądź stojących przy linii bocznej wybraliśmy piątkę, naszym zdaniem najbardziej zasłużoną w mijającym roku.
Wybór nie był prosty, wszak niełatwo porównać dorobek i pracę trenerów prowadzących zespoły z różnych krajów i lig. A tym trudniej to zrobić, gdy ma się obok siebie selekcjonerów i ich kolegów pracujących w klubach. Finalnie po długich dyskusjach redakcyjnych wybraliśmy takie oto zestawienie.
Co braliśmy pod uwagę? Przede wszystkim wyniki w mijającym roku, zdobyte trofea, potem zaś warsztat i regularność. Ostatnia cecha jest warta zaznaczenia, bo byli tacy szkoleniowcy, którzy pierwsze półrocze mieli udane, by w drugim zaliczyć zjazd w dół (np. Mourinho), bądź odwrotnie (np. Ranieri).
5) Laurent Blanc (Francuz, Paris Saint Germain, 50 lat)
Francuz spełnia w Paryżu oczekiwania. Można się kłócić, ale pytanie, czy nawet nie lekko ponad stan za ten rok kalendarzowy. Dlaczego? Bo prowadzony przez niego zespół doszedł do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Gdy w 2014 roku trafili na Chelsea w 1/8 finału, ulegli jej mimo zwycięstwa w pierwszym starciu w Parku Książąt.
W tym roku znowu na etapie 1/8 finału PSG podejmowało jeszcze lepszą Chelsea dysponującą lepszą jakością piłkarską w osobach Cesca Fabregasa czy Maticia (Serb nie kwalifikował się do gry w LM w 2014 roku). Paryżanie w rewanżu na trudnym terenie grali w osłabieniu, a mimo to zdołali przedrzeć się do ćwierćfinału, gdzie uznali wyższość późniejszego triumfatora rozgrywek, Barcelony. Wiadomo, że oczekiwania katarskich właścicieli na tym froncie są o wiele większe, ale trzeba też patrzyć przez pryzmat tego, z kim przyszło się mierzyć danemu klubowi w tych rozgrywkach pucharowych i w jakich okolicznościach.
Blanc cały czas usprawnia poziom swojej ekipy. Pokazał to mecz w Madrycie tej jesieni, gdy co prawda ulegli Realowi 0:1, ale rozegrali znakomite zawody i tylko przez nieskuteczność piłkarzy formacji ofensywnych nie rozgromili „Królewskich”.
Jesienią Blanc przywrócił do formy Angela Di Marię, zawodnika, któremu połączenie północnej angielskiej pogody z treningami pod batutą Louisa van Gaala nie przysłużyło się pozytywnie.
Totalną dominację na krajowym podwórku idealnie odzwierciedla jedna statystyka – znajdujące się obecnie na drugim miejscu Monaco ma mniejszą przewagę punktową nad strefą spadkową niż stratę do lidera z Paryżu.
Monaco, second in Ligue 1, but closer to the relegation zone (13 points) than 1st on the table (19 points). pic.twitter.com/l7Mv2Inzkp
— Deji Faremi (@deejayfaremi) December 23, 2015
4) Pep Guardiola (Hiszpan, FC Bayern Monachium, 44 lat)
Niełatwo ocenić dorobek Pepa w 2015. Bundesligę wygrał? Wygrał. Puchar Niemiec? Nie. Liga Mistrzów? Odpadł w półfinale.
Ligę niemiecką znów zdobył w cuglach. Tylko że na nikim to nie robi już wrażenia. Wszyscy wymagają od niego co roku potrójnej korony albo przynajmniej triumfu w Europie, bez tego malkontenci powątpiewają, grymasząc i kwestionując warsztat i dorobek Hiszpana, zapominając tym samym, że w XXI wieku niekoniecznie regułą było to, że bawarski klub rok w rok z taką przewagą wygrywał rozgrywki ligowe.
O braku sukcesu w LM zadecydowało krnąbrne zdrowie jego piłkarzy, co doprowadziło do niesmacznej kłótni, a następnie wyrzucenia doktora Muellera-Wohlfahrta. W pierwszym, decydującym o losach półfinału starciu z Barceloną Bayern poległ 0:3, ale mało kto dziś pamięta, że rozgrywał tamto spotkanie bez tak istotnych zawodników jak David Alaba, Arjen Robben, Franck Ribery, a Robert Lewandowski dopiero wracał po kontuzji i nie był w stu procentach gotowy.
Ale fakt jest faktem i najbardziej prestiżowych rozgrywek klubowych z Bayernem dotąd nie wygrał i ten rok tego nie zmienił.
Duży plus należy się jednak Guardioli za warsztat i za ogólne usprawnienia, jakich dokonał w klubie. Czy to w związku z pracą analityków, czy z samym faktem ulepszenia kadry. Każdy lub niemal każdy piłkarz klubu wszedł na wyższy poziom dzięki pracy. Bayern jest dziś zespołem z absolutnego topu, ponad klubami Premier League, jeśli idzie o poziom i prestiż, a nie było to tak oczywiste parę sezonów temu.
3-6-1, którego często używa Pep, również jest bardzo ciekawym zjawiskiem i być może wkrótce ta formacja zacznie być bardziej powszechnie stosowana. To, jak większość ludzi będzie postrzegać okres jego pracy w Niemczech, zależy od zbliżającego się półrocza. Jeśli wygra w nim LM, będzie oceniany pozytywnie, a jeśli mu się ta sztuka nie uda, pewnie pojawią się głosy krytyczne.
3) Jorge Sampaoli (Argentyńczyk, Reprezentacja Chile, 55 lat)
W 2014 roku pewnie mocno niedoceniony. Prowadzone przez niego Chile wyszło z grupy mistrzostw świata, zostawiając w pokonanym polu Hiszpanów, odpadając w 1/8 finału z gospodarzami, Brazylijczykami, dopiero po rzutach karnych.
W czasie rozgrywanego tego lata Copa America w Chile miało już więcej szczęścia. Znowu w rzutach karnych, ale tym razem wychodząc z nich zwycięsko, pokonało Argentynę w finale, wygrywając cały turniej.
Sampaoli osiągnął sukces, bo nawiązał w swojej pracy do fundamentów wyłożonych przez swojego mistrza, Marcelo Bielsę. To, co go jednak odróżnia od „El Loco”, to bardziej pragmatyczne podejście do zarządzania drużyną i bardziej praktyczny styl gry. Bielsa, jak to on, stawiał na widowisko, na piękno gry. Sampaoli też najczęściej stosował system 3-4-3 (w różnych wariantach), ale gdy istniała potrzeba, umiał się dostosować do rywala i nie było problemem dla niego nagłe przejście na 4-2-3-1.
Bardzo trafnym posunięciem okazało się cofnięcie boiskowego pitbulla, czyli Gary’ego Medela do linii obrony. Równie umiejętnie selekcjoner wykorzystywał podczas CA Jorge Valdivię, tak kochanego przez wielu oglądających tegoroczny południowo-amerykański czempionat.
Skalę sukcesu Sampaoliego pokazuje to, że jest obecnie poważnie łączony z objęciem Chelsea po obecnym sezonie jako stały menedżer (obecny, Guus Hiddink, pełni rolę tymczasowego).
https://twitter.com/atosoccer/status/667110299686817792
2) Massimiliano Allegri (Włoch, Juventus Turyn, 48 lat)
Dzięki Allegriemu „Juve” weszło na kolejny, jeszcze wyższy, poziom. To, co było nie do osiągnięcia za Antonio Conte, czyli sukces w europejskich pucharach, za kadencji byłego szkoleniowca Milanu stało się faktem. Bo mimo iż „Stara Dama” musiała w berlińskim finale uznać wyższość swojego katalońskiego oponenta, to sama obecność na tak zaawansowanym szczeblu rozgrywek była dla mistrza Włoch nie lada osiągnięciem.
Jednym z czynników, który ją tam zaprowadził, była taktyczna elastyczność jej szkoleniowca. Allegri nie trzymał się kurczowo jednego systemu gry jak jego poprzednik (czyli mówiąc konkretnie 3-5-2), ale raczej dostosowywał ustawienie do konkretnego przeciwnika. Obejmując mistrza Włoch, miał przestawić zespół z grania trójką stoperów na bardziej europejski sposób bronienia w bloku złożonym z czterech defensorów. A mimo to często powracał do sposobu gry Conte, co dowodzi jego umiejętności wykorzystania potencjału drużyny.
Latem stracił tak istotnych dla funkcjonowania zespołu zawodników jak Tevez, Pirlo i Vidal, co wpłynęło na poważne turbulencje na starcie rozgrywek Serie A. Juventus wylądował w dolnych rejonach tabeli, ale w okolicach października ustabilizował formę i zaczął powolny, ale konsekwentny powrót na szczyt tabeli.
Allegri jest pewnie najmniej medialną postacią z tej piątki, przez co wielu często nie docenia jego warsztatu. Jego konferencje prasowe nie są tak widowiskowe jak te Jose Mourinho, a wypowiedziami nikogo nie porywa. Mimo to zawodnicy mu ufają i co ważniejsze notują pod jego wodzą ciągły progres, jeśli chodzi o umiejętności indywidualne.
https://www.youtube.com/watch?v=GjBg8nj4RSk
1) Luis Enrique (Hiszpan, FC Barcelona, 45 lat)
Ten wybór był oczywisty. Były piłkarz reprezentacji Hiszpanii wraz z prowadzoną przez siebie Barceloną zgarnął niemal wszystkie trofea, jakie były do wzięcia. Zabrakło tylko Superpucharu Hiszpanii. Enrique na tak wysokiej pozycji pewnie nikogo nie dziwi, ale warto przypomnieć, że jeszcze równo rok temu wielu wątpiło w sensowność jego misji na Camp Nou.
Czemu finalnie mu się powiodło? Bo zmienił charakterystykę swojego zespołu, Barcelona stała się bardziej wielowymiarowa. To nie była ta sama „Barca” co u Taty Martino, bazująca wyłącznie na ataku pozycyjnym i w dużej mierze na umiejętnościach Leo Messiego. „Blaugrana” stała się ekipą bardziej kompletną. Jest bardziej bezpośrednia w swoich atakach, umie kontratakować, ma bardziej wszechstronnych piłkarzy. Wielu z nich grało wcześniej w innych ligach, w drużynach o innej charakterystyce, stąd nie są tak bardzo przywiązani do jednego, tego szczególnego stylu rodem z La Masii.
Cały rok był dla Enrique wymagający – wiosną miał obowiązek wysłać do klubowej gabloty kolejne trofea, a jesienią przyszło mu radzić sobie z bardzo małą kadrą przez zakaz transferowy nałożony na jego klub. Mimo to poradził sobie świetnie, wynalazł na nowo Sergiego Roberto, rozbił w proch i pył Real Madryt podczas Gran Derbi na Bernabeu, a w lidze odskoczył odwiecznym rywalom na dwa punkty, mając zaległy mecz w zanadrzu.