Raków Częstochowa podzielił się punktami ze Sportingiem CF w domowym meczu 3. kolejki Europa League. Przed pierwszym gwizdkiem wielu kibiców naszych klubów brałoby taki wynik w ciemno, ale z przebiegu spotkania nie może on być w pełni zadowalający.
Opuszczającym ArcelorMittal Park towarzyszyły mieszane uczucia i emocje. Mogły się one jeszcze bardziej utwierdzić faktem, że w grupie został zachowany status quo, gdyż po także niespodziewanym remisie Sturmu Graz z Atalantą Raków Częstochowa nadal traci trzy oczka do 3. miejsca i mimo że kwestia awansu choćby do LKE pozostaje otwarta, to nadal jest to odległa perspektywa. Ale futbol widział w tym dniu wiele i pewnie jeszcze dużo więcej zobaczy do końca rywalizacji.
Gra w przewadze znów niewykorzystana w stu procentach
Błyskawicznie zarobiona czerwona kartka dla największego gwiazdora rywali Viktora Gyokeresa za brutalne przewinienie na kapitanie częstochowian Zoranie Arseniciu, który najpewniej znowu wypadnie z gry na pewien czas, pozwoliła wlać w serca widzów czwartkowego widowiska dawkę nadziei i wiary w osiągnięcie korzystnego rezultatu. Okoliczności przypominały majowy finał Pucharu Polski z Legią Warszawa, kiedy po wyrzuceniu z boiska Yuriego Ribeiro Raków miał prowadzić pojedynek na własnych warunkach.
Wtedy nie znalazło to jednak przełożenia na końcowy wynik i podobne obawy, które zaistniały u niektórych wczoraj, znalazły w dużej mierze przełożenie na rzeczywisty obraz meczu i wydarzeń boiskowych. Kuriozum, jakie miało miejsce przy zmianie kontuzjowanego chorwackiego stopera Jeanem Carlosem Silvą, który zameldował się na murawie dopiero po ponad czterech minutach od zejścia lidera „Czerwono-niebieskich”, znalazło apogeum w końcówce pierwszego kwadransa – zmuszony do defensywy wściekły John Yeboah musiał ekspediować piłkę na rzut rożny, a dośrodkowanie z narożnika strzałem głową na bramkę zamienił Sebastian Coates.
Pierwszy punkt @Rakow1921 w fazie grupowej Ligi Europy! 👏👏👏
Mistrzowie 🇵🇱 zremisowali ze Sportingiem Lizbona 🇵🇹, a historyczną bramkę zdobył Fabian Piasecki 🔥
Goście od 8. minuty grali w osłabieniu po🟥kartce dla Gyökeresa. Jak oceniacie grę Rakowa? #RCZSCP #UEL #Medaliki pic.twitter.com/mfWxKVHKCM
— iGol (@igolpl) October 26, 2023
Nie popisał się Vladan Kovacević, który źle ocenił tor lotu futbolówki, zawalił również Milan Rundić, któremu łatwo urwał się doświadczony Urugwajczyk. Ale to ten duet razem z Franem Tudorem przechwytującym opaskę musiał wziąć cały ciężar gatunkowy na klatę i pociągnąć drużynę do nawiązania walki. Do końca pierwszej połowy wypady podopiecznych Dawida Szwargi w „szesnastkę” przeciwnika były raczej sporadyczne, ale to nie znaczy, że zespół spod Jasnej Góry nie powinien wykorzystać choć jednej przyzwoitej akcji. Portugalczykom dystrybucja piłki i działania pod presją wychodziły lepiej, ale wreszcie istotna strata zaczęła dawać się we znaki.
W drugiej części starcia ekipa mistrzów Polski musiała zagrać va banque i od samego początku było to widoczne. Drużyna „Lwów” ustawiła natomiast autobus. Wiedziała, że z każdym niepowodzeniem Raków Częstochowa będzie coraz mocniej sfrustrowany. Jednak jeden element wychodził „Medalikom” tego wieczora wybitnie – prostopadłe piłki w wolne strefy. „Czerwono-niebiescy” praktycznie w każdym ataku szukali możliwości przebicia się po obu stronach pola karnego i w końcu to znalazło skutek. Na prawym skrzydle obrońców wyciągnął Srdjan Plavsić, zagrał na wychodzącego Vladyslava Kochergina, a podanie Ukraińca wykończył Fabian Piasecki.
Tym samym sposobem mogły paść jeszcze co najmniej dwa gole dla formalnych gospodarzy, ale przez złą decyzyjność, paraliż w ostatniej tercji i fatalną skuteczność po prostu nie padły… Sama statystyka – dwa celne strzały na 19 prób jest po prostu na tym poziomie katastrofą. Usprawiedliwieniem nie ma prawa być dramatyczna nawierzchnia, bo w wielu przypadkach zawodnicy polskiego klubu zwyczajnie mieli czas i przestrzeń, aby przygotować i dopracować kopnięcie znacznie bardziej. Dla porównania – lizboński Sporting CF w tym spotkaniu oddał pięć uderzeń, z czego trzy znajdowały się w świetle bramki.
https://twitter.com/ekstraklasowiec/status/1717600724509434310
Kompaktowości jeszcze zdecydowanie za mało
Przy nisko ustawionej obronie aktualnych liderów Liga Portugal potrzebne było wspięcie się na szczyty możliwości i umiejętności podczas gry pozycyjnej całej jedenastki częstochowskiego Rakowa. Wykorzystywanie fragmentów otwartych spotkań przy wymianie ciosów i grze akcja za akcję nie jest wielką sztuką, ale wielką sztuką jest udokumentowywanie swojej wyższości w zamkniętych meczach i w chwilach, kiedy trzeba rozgryźć blok defensywy czymś nieszablonowym. Należy wówczas wyzwolić dodatkowe pokłady kreatywności albo wyczuć i przeczytać reakcję drugiej strony.
Nad tym z poszczególnymi piłkarzami od startu kampanii pracuje najliczniejszy sztab w naszym kraju, ale owocami tej pracy nie może się jeszcze prawdziwie delektować. Dotychczasowy pomysł, który bywa często wdrażany w życie, zakładał głębokie wyciąganie drugiej i trzeciej linii na swoją połowę, po czym zdecydowane przyspieszenie z użyciem środka pola lub wahadeł. Czasami nie pozwalali na to rywale, odpuszczając napór lub nakładając go tak intensywnie, że nie udawało się wyjść z futbolówką, a czasami okazywało się, że nawet mimo powodzeń przewaga nie przychodzi tak łatwo.
Zresztą niejednokrotnie „Czerwono-niebieskim” musi spieszyć się do otwarcia wyniku lub jego gonienia, a samo posiadanie w okolicach swojej „szesnastki” nie daje gwarancji wejścia w korzystny rytm. Co innego pojedynki w bocznych strefach i próby wymian na jeden, dwa kontakty zapoczątkowane przez dłuższe rozgrywanie stoperów. Do takiego funkcjonowania byli zmuszeni w czwartek nasi reprezentanci w Lidze Europy i choć po niektórych zagraniach mogliśmy bez wahania bić brawa, to tej płynności, porozumienia i chemii jeszcze na europejskim tle w naszej opinii brakuje.
Graczem, do którego przylgnęła łatka ofensora dającego konkrety głównie w fazach przejściowych, był wspomniany John Yeboah. Gwiazda rundy wiosennej w ekstraklasie po transferze ze Śląska Wrocław do Rakowa Częstochowa wpierw była wykorzystywana z ławki, gdy przy zmianie nastawienia obrońców mogła po prostu bardziej rozwinąć skrzydła. Przyznawał to sam młody szkoleniowiec „Medalików”, który zadeklarował rozwój roli i funkcjonalności zawodnika pod kątem kompaktowości. Pierwsze efekty widzieliśmy w Warszawie i Zabrzu przy asystach bohatera letniego hitowego ruchu na naszym podwórku. Mniej wychodziło z kolei w potyczce ze Sportingiem.
Zresztą podobnie wygląda to z Marcinem Cebulą, który wyszedł obok Ekwadorczyka w podstawowym składzie. Pomocnik po trzech tygodniach przerwy znalazł się w wyjściowej jedenastce i nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że to pokłosie nie jedynie dyspozycji, ale taktyki, która zakładała głównie kontrataki. Przez taki, a nie inny rozwój zdarzeń i odmienne oczekiwania staszowianin wyraźniej nie zaistniał, bo sportowo nie dojeżdżał. – W niektórych momentach zabrakło nam cierpliwości, konsekwencji w trzeciej tercji, aby jeszcze raz zmieniać centrum, co doprowadzało do sytuacji dwa na jeden z półbocznym stoperem i skrzydłowym lub „ósemką” bądź „dziesiątką” – ocenił po końcowym gwizdku Dawid Szwarga.