Patryk Rachwał w Zagłębiu Lubin znalazł się w podbramkowej sytuacji. Kazano mu trenować indywidualnie. Obecnie gra w PGE GKS-ie Bełchatów, a nam opowiada o problemach w klubach i działaniach na szkodę zawodników.
Z tego, co wiem, czytałeś list otwarty Kuklisa. Co sądzisz o praktykach klubów, o których wspomina Jacek?
Na pewno trzeba poprzeć działanie Kuklisa. Poruszył ten temat jako jeden z nielicznych. Można powiedzieć, że jest to forma wołania o pomoc, nie tyle jego, ile wielu zawodników. To, co się dzieje ostatnio w naszych klubach – delikatnie mówiąc – jest przesadą. Jestem jak najbardziej za tym, żeby piłkarz był traktowany normalnie.
Myślisz, że ten list wywoła poruszenie w PZPN-ie?
Trudno mi powiedzieć. Prezes Boniek i wiele osób obecnie tam pracujących też byli kiedyś piłkarzami i podejrzewam, że również nie chcieli być odsuwani od zespołu, nie chcieliby, aby ktoś zabraniał im wykonywania zawodu. Wszystko rozumiem, można nie łapać się do osiemnastki, ale być odstawionym od drużyny, trenować samemu, być skazanym na samego siebie – to jest to bardzo nie w porządku.
Ty miałeś podobną sytuację w Zagłębiu Lubin.
Powiedziano mi, że miałem zapewnione wszystko, bo dostałem jakieś tam piłki, miałem trenera z licencją, ale tak naprawdę jest to zasłanianie się pewnymi kruczkami prawnymi. Jak piłkarz może się rozwijać, nie trenując z zespołem? Jak ma udowadniać swoją wartość dla drużyny, czy zasługuje na grę czy nie? Jeżeli zawodnika nie odsuwa się dyscyplinarnie, bo faktycznie coś zawalił, jest to niemądre. W Polsce powinno się coś z tym zrobić. Piłkarzowi nie można zabronić wykonywania zawodu. Działacze twierdzą, że tak nie jest, bo możesz przecież trenować. Ale jak można oceniać przydatność kogoś, gdy nie trenuje się z zespołem? To oczywiste, że w takim przypadku w meczach o stawkę nie zagrasz.
W przypadku sprawy Kuklisa i ŁKS-u, w którym odsunięto także Bogusława Wyparłę i Michała Osińskiego, po liście klub wydał oświadczenie. Można je sprowadzić do jednego zdania. Byli za słabi na zespół, a ŁKS, skazując ich na treningi indywidualne, chce im pomóc…
To jest głupota. Wiesz, kiedyś przeczytałem w wywiadzie z prezesem Zagłębia, że Gancarczyk i ja jesteśmy niedotrenowani. Tyle że ja od kwietnia, kiedy miałem kontuzję, do praktycznie dzisiaj nie opuściłem dwóch treningów. No to chyba wina trenera, że jesteśmy niedotrenowani, a nie nasza. Pracowałem, nie stałem i nie miałem rąk w kieszeniach. Wiadomo, że to było powiedziane, aby inaczej na nas patrzono. Brzydko mówiąc: takie działania są skierowane tylko na jedno – aby udu… człowieka.
Wśród zawodników nie brakuje solidarności, aby nagłaśniać takie problemy?
Wszyscy wiemy, jaki jest obecnie rynek pracy. Jest trudno. Myślę, że piłkarze boją się wypowiadać głośno, bo obawiają się kar. Jeżeli zsyłają kogoś, to lepiej unikać mediów. Tak myślą. Mnie w Zagłębiu chcieli ukarać za słowa w wywiadzie. Powiedziałem, że nie przyłożyłem broni do głowy człowieka, który chciał podpisać ze mną kontrakt. Skoro zrobili z tego problem, to nie udzielałem później wywiadów. Myślę jednak, że ci, którzy to przeżyli, powinni głośno opowiadać o tych problemach, o tym, jak ich traktowano. Ale na pewno środowisko musi być bardziej solidarne. Piłkarze powinni się wspierać.
Myślisz, że takie pojedyncze wołania o pomoc gdzieś się rozpłyną?
Niestety tak. Media chcą pisać o „Klubie Kokosa”, bo można się z tego pośmiać. Jest wesoło. Ale jeżeli ktoś tego nie przeżyje, to nie ma pojęcia, z czym to się je. Takie działania trzeba karcić. Jeżeli podpisujesz umowę o profesjonalne uprawianie piłki nożnej, to jest to zobowiązanie dla obu stron. Chcą często kogoś zmusić do rozwiązania kontraktu, bo piłkarz zarabia za duże pieniądze. Ale przecież ktoś mu je dał.
Podpisany kontrakt trzeba respektować. I jest to obowiązek zarówno pracownika, jak i pracodawcy.
Oczywiście. Jeżeli zawodnik zrozumie sytuację w klubie i dojdą do porozumienia, to OK, ale jeżeli nie, to pracodawca musi wywiązywać się ze swoich zobowiązań. Tak jak wspomnieliśmy, tylko większa solidarność i nagłośnienie problemów może spowodować zmiany.
Jak odbierasz reakcję mediów w tego typu sytuacjach?
Nie rozumiem jednej rzeczy. Dlaczego mam nie walczyć o swoje pieniądze, skoro sam je zarobiłem? Trzeba by niektórym dziennikarzom zadać pytanie: co by zrobili w sytuacji, gdy mają umowę na czas nieokreślony, przychodzi szef i mówi, że dziś wyrzuca danego delikwenta? Za co? Bo tak mu się podoba. Niech każdy patrzy w drugą stronę. Łatwo oceniać przez inny pryzmat, bez zbadania sytuacji. Każdy jest mądry, gdy go dany problem nie dotyczy. Nie chcę atakować mediów, ale wystarczy spojrzeć na sprawę Kokosińskiego. Wielu się naśmiewało, a trzeba było sprawę nagłośnić. Pokazać ją z innej strony.
Wywiad przeprowadzony przez Polski Związek Piłkarzy