QPR – Queens Park (R)anger(s)?


29 września 2014 QPR – Queens Park (R)anger(s)?

Obecny sezon Premier League, w którym wielu ekspertów widzi co najmniej pięciu poważnych kandydatów do mistrzostwa (Manchester City i United, Chelsea, Arsenal oraz Liverpool), rozgrzewa wszystkich fanów już po zaledwie sześciu rozegranych kolejkach. Ja jednak (i myślę, że nie tylko ja) pod koniec kampanii w najwyższej lidze piłkarskiej w Anglii skupiam się na walce o utrzymanie w angielskim futbolowym raju.


Udostępnij na Udostępnij na

Przed startem rozgrywek 2014/2015 miałem dwóch, moim zdaniem pewnych, kandydatów do spadku – Burnley, w którego składzie trudno dostrzec piłkarzy, o których przeciętny kibic ligi angielskiej może powiedzieć: „to będzie gwiazda” lub „on jeszcze się odrodzi”. Kibice z Polski kojarzyć mogą jedynie Lukasa Jutkiewicza, napastnika z polskimi korzeniami, który jeszcze przed erą Roberta Lewandowskiego był przymierzany do kadry narodowej. Tym drugim typem na spadek, który widziałem przed otwarciem sezonu, była drużyna Queens Park Rangers. Może niektórzy z czytelników pomyślą, że upadłem na głowę, że ekipa z takim składem powinna być co najmniej w środku tabeli, ja jednak uważam, że drużyna z Loftus Road budowana jest w niewłaściwy sposób.

Przejęcie klubu

Drużyna z zachodniego Londynu nigdy nie była potentatem na angielskim rynku piłkarskim. Jedynym poważnym trofeum na półce QPR jest Puchar Ligi Angielskiej zdobyty w roku 1967. W tamtych czasach Celtic Glasgow wygrywał w Pucharze Mistrzów, Harry Redknapp miał 20 lat, a żadnego z obecnych piłkarzy drużyny Rangersów nie było jeszcze na świecie. Kartę historii chciał, i chyba nadal chce, odwrócić Tony Fernandes, malezyjski właściciel Queens Park Rangers, który posiada również własną sieć lotniczą Air Asia, jest też szefem zespołu Formuły 1 Caterham. Można powiedzieć – człowiek sukcesu, jednak jego osobistą plamą na honorze jest właśnie drużyna z Londynu. Od 2011 roku, po tym jak przejął klub od panów Briatore i Ecclestone’a (również związanych z F1), ma dużo pracy do wykonania. Niestety jak wielu właścicieli Malezyjczyk chce osiągnąć sukces drogą na skróty.

Trudny początek, szczęśliwy koniec

Fernandes przejął klub, gdy ten właśnie awansował do Premier League, więc poniekąd miał dość dobrą sytuację do wprowadzenia zmian, które z ekipy walczącej o utrzymanie miały stworzyć średniaka, który pewnie utrzyma się w lidze. Trenerem QPR był wtedy Neil Warnock, który mógł dobierać sobie takich piłkarzy, jakich chciał (oczywiście w finansowych ryzach). Miał silną pozycję, dopiero co wprowadził drużynę do Premier League, więc nowy właściciel w pełni mu zaufał. Jak się okazało, angielski menedżer nie podołał wyzwaniu stawianemu przez władze klubu oraz kibiców i w styczniu 2012 roku pożegnał się z pracą, ustępując miejsca Markowi Hughesowi. Walijczykowi udało się wyciągnąć drużynę z ostatniego miejsca w tabeli. QPR utrzymało się po thrillerze w Manchesterze, gdzie porażka w ostatnich sekundach w meczu z City dała ekipie gospodarzy mistrzostwo Anglii, a Rangersom utrzymanie i kolejny sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej. Widmo spadku zaglądało jednak głęboko w oczy.

Co się odwlecze, to nie uciecze

Sielanka nie potrwała jednak zbyt długo. Hughes po udanej końcówce sezonu 2011/2012 otrzymał szansę na pracę w następnym sezonie. Pomimo inwestycji w nowych piłkarzy QPR pod wodzą Walijczyka po 12 kolejkach kampanii 2012/2013 miało zaledwie cztery punkty i wszyscy, którzy byli blisko klubu z Loftus Road, wiedzieli, że dni Hughesa są policzone. Cierpliwość władz skończyła się właśnie po dwunastej kolejce sezonu, gdy „The Hoops” przegrali z Southampton 1:3. Nowym menedżerem został Harry Redknapp, człowiek od cudów (nazywany Harrym Houdinim), który miał ratować tonący statek. Klub ostatecznie zajął 20. miejsce, mimo że w składzie były takie nazwiska, jak: Djibril Cisse, Park Ji-Sung czy Julio Cesar. Mimo że Redknapp nie uratował Rangersów przed spadkiem, otrzymał szansę na dalszą pracę z drużyną. Czas pokazał, że tym razem Tony Fernandes podjął dobrą decyzję. Drużyna, która wciąż miała w składzie naprawdę znane nazwiska (Shaun Wright-Phillips, Joey Barton, Yossi Benayoun) była faworytem do błyskawicznego powrotu do stawki ekip Premier League. Awans jednak nie przyszedł łatwo, drużyna Redknappa wywalczyła go dopiero w rozgrywanym na Wembley finałowym meczu barażowym. Wygrana przypieczętowana w 91. minucie spotkania z Derby County dała klubowi potężny zastrzyk pieniędzy (prawie 90 milionów funtów) i kolejny awans do elity angielskich klubów.

Nowy sezon – nowe nadzieje

Przed sezonem 2014/2015 QPR znów wzmocniło się „mocnymi” nazwiskami. Rio Ferdinand, Leroy Fer, Eduardo Vargas czy też Steven Caulker są dobrze znani kibicom Premier League (ten, kto oglądał mundial w Brazylii, zna też Vargasa). Jednak mimo tych wzmocnień byłem sceptycznie nastawiony do roli, jaką odegra drużyna w tym sezonie. Na Loftus Road brakuje długofalowego myślenia o przyszłości klubu. Gdy spojrzymy na kadrę drużyny, nie znajdziemy tam wychowanków. Zespołowi brakuje też cierpliwości właścicieli, którzy działają zbyt gwałtownie, zarówno jeśli chodzi o zatrudnianie zawodników, jak i trenerów. Projekt Queens Park Rangers to plan z ogromnym potencjałem, który często przez niezbyt rozważne decyzje malezyjskich właścicieli zostaje wdeptany w podłogę. Gdy piszę ten tekst, Queens Park zajmuje w tabeli 18. miejsce z czterema punktami na koncie. Ktoś złośliwy powie, że jest progres, w końcu w czasie pracy Marka Hughesa tyle punktów mieli „The Hoops” po 12 spotkaniach. Jednak po takich transferach, przy tak uznanym trenerze kibice nie wybaczą tym razem porażki i winy niepowodzenia poszukają we właścicielach klubu. Ewentualny spadek mógłby spowodować, że Queens Park Rangers zmieni się w Queens Park Anger. A gdy kibice odwrócą się od swojej drużyny, to już nic jej nie pomoże i plan pod tytułem „Wielkie QPR” runie z hukiem na ziemię.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze