Manchester wyeliminowany przez trzecioligowy Leeds United, Reading wymuszające na Liverpoolu rewanż w trzeciej rundzie, a Coventry dodatkowy mecz rozegra z Portsmouth. I wyobraźcie sobie, że mimo tych emocji w FA Cup, kibice w Anglii psioczą, że ich ukochany puchar umiera.
Świadczą o tym wyniki i to wcale nie te osiągane na boiskach w Anglii. Chodzi o to, ile publiczności zgromadziły niektóre spotkania trzeciej rundy FA Cup. Na przykład do Middlesbrough przyjechał wielki Manchester City z Roberto Mancinim, a mimo to stadion zeszłorocznego spadkowicza nie zapełnił się nawet w 1/3! Fani Portsmouth też chyba postawili na swojej drużynie krzyżyk, ponieważ Fratton Park, z okazji przyjazdu Coventry City, odwiedziła zaledwie połowa osób stawiająca się na spotkania ligowe. Bolton podejmujący Lincoln City też zgromadził podobną publiczność. Z kolei mecz między dwiema drużynami z Premier League, Wigan i Hull, przyciągnął na stadion oszałamiającą liczbę pięciu tysięcy widzów. Za przeproszeniem, zapachniało swojską Ekstraklasą, prawda?
To jednak argumenty największych pesymistów, których naprawdę przybyło po sobotnio-niedzielnych meczach. Jednak trzeba też spojrzeć na stadiony Nottingham Forest, Chelsea, West Hamu, a przede wszystkim Manchesteru United, które były wypełnione kibicami robiącymi fenomenalną atmosferę. Nie można obarczać winą pogody oraz wystawiania przez silne zespoły rezerwowych składów. Prawda jest taka, że wymienione kluby, które nie potrafiły zachęcić swoich kibiców do przyjścia na mecz Pucharu Anglii, same są sobie winne. Zachodzi tu odwieczny dylemat prezesów: wpuścić więcej kibiców za znacznie obniżoną cenę biletów czy też zostawić te kwoty w spokoju, w końcu fan na mecz i tak przyjdzie. Wydawałoby się jednak, że w Anglii, gdzie marketing sportowy jest świetnie rozwinięty nawet na niższych szczeblach rozgrywkowych, zarządzający klubami nie powinni mieć problemów z rozstrzygnięciem tej kwestii. Niestety, zarówno w Wigan, jak i w Middlesbrough ktoś zlekceważył zasobność kibicowskiego portfela, pozostawiając ceny na poziomie tych ligowych.
Dla osoby takiej jak ja, która obserwując rodzime rozgrywki pucharowe cierpi przez nie tylko brak wyników ukochanej drużyny, ale i żenująco niską rangę zawodów, jęki pesymistycznie nastawionych Anglików są śmieszne. Obserwując weekendowe zmagania w FA Cup, nawet jeśli tylko za pośrednictwem telewizora i radia, poczułem po raz kolejny magię tych fenomenalnych rozgrywek, moc niespodzianek, świetne mecze, objawiające się nowe talenty. Leeds pokonujące w klasyku Manchester United czy wyśmienite spotkanie West Hamu z Arsenalem powinny spowodować, że każdy byłby przekonany, że czasy świetności FA Cup wcale nie minęły. Śmiem twierdzić, że tylko w sobotę byłem świadkiem większej ilości ciekawszych meczów Pucharu Anglii niż obserwując spotkania rozgrywane w moim mieście w polskim odpowiedniku tych rozgrywek przez dziesięć lat!
Dla mnie, mimo wielu negatywnych opinii napływających z samej Anglii, FA Cup będzie wciąż ideałem, wspaniałymi rozgrywkami. Już sam nawet nie pamiętam, kiedy ta miłość (i nie boję się użyć tego słowa!) do Pucharu się zaczęła, ale kolejne sensacje powodowane przez Blyth Spartans, Havant & Waterlooville, Burton Albion czy nawet Barnsley tylko to uczucie pogłębiły. I każdego, nawet tak mroźnego, niemiłego, noworocznego weekendu będę Anglikom zazdrościł, a z każdym marudą z chęcią bym się zamienił swoim ciepłym miejscem w fotelu przed telewizorem na zmrożone krzesełko gdzieś w Wigan czy Portsmouth. Dla mnie ten Puchar nigdy nie zginie.
Pamiętam jeszcze jak Leeds walczyło z Barcą w Lm, a
teraz 3 liga :/