Już po pierwszym spotkaniu 1/8 finału Pucharu UEFA niemiecki Bayern Monachium jest pewny awansu do kolejnej fazy rozgrywek. Bawarczycy rozegrali dziś bardzo dobre zawody i zdemolowali na wyjeździe Anderlecht Bruksela aż 5:0. Niestety, duży udział przy wysokiej porażce "Fiołków" miał polski obrońca – Marcin Wasilewski, który został antybohaterem.
Bilety na dzisiejszy mecz „rozeszły się jak świeże bułeczki”. Nic dziwnego, skoro pojedynek Anderlechtu Bruksela z Bayernem Monachium zapowiadał się bardzo ciekawie i wzbudzał ogromne emocje. Kibice „Fiołków” po ciuchu liczyli na to, że ich pupile będą w stanie sprawić miłą niespodziankę i wywalczą korzystny rezultat w starciu z wyżej notowanym rywalem. Okazało się jednak, że zwolennicy i piłkarze zespołu z Brukseli muszą przełknąć dzisiejszego wieczoru gorycz wysokiej klęski.
W obu zespołach nie zobaczyliśmy dziś kilku kluczowych zawodników. W drużynie gości na boisku nie pojawili się kontuzjowani Ze Roberto i Lucio, natomiast dość niespodziewanie na ławce rezerwowych mecz rozpoczęli Franck Ribery i Miroslav Klose. Polscy kibice bardzo liczyli na dobry występ Marcina Wasilewskiego, który tradycyjnie zajął miejsce na prawej obronie Anderlechtu Bruksela.
Spotkanie rozpoczęło się od mocnego uderzenia gospodarzy, którzy potrafili długo utrzymać się przy piłce i skonstruować ciekawe akcje ofensywne. Z biegiem czasu obraz gry zaczynał się zmieniać i inicjatywę przejmowali przyjezdni z Monachium. Już w 9. minucie Bawarczycy objęli prowadzenie po kapitalnym uderzeniu Hamita Altintopa. Reprezentant Turcji zdecydował się na silny strzał z ponad trzydziestu metrów, co okazało się niezwykle trafną decyzją.
Po okresie bardzo dobrej gry Bayernu „do głosu” doszli gospodarze, którzy za wszelką cenę starali się doprowadzić do wyrównania. Dobrze na prawej flance spisywał się Marcin Wasilewski, który wielokrotnie wspomagał swoich kolegów w akcjach ofensywnych. W 20. minucie bardzo bliski szczęścia był Chatelle, lecz piłka po strzale 26-letniego pomocnika „Fiołków” trafiła w słupek. Chwilę później na trybunach stadionu w Brukseli ponownie można było usłyszeć jedynie jęk zawodu, ponieważ po dobrym dośrodkowaniu z rzutu rożnego żaden z podopiecznych Ariela Jacobsa nie potrafił umieścić piłki w siatce rywali.
W 42. minucie rozpoczął się dramat Wasilewskiego. Polak w głupi i brutalny sposób sfaulował Bastiana Schweinstengera, za co ujrzał żółty kartonik. Zaledwie kilkadziesiąt sekund później popularny „Wasyl” wdał się w przepychankę z napastnikiem Bayernu – Lucą Tonim. Naganne zachowanie reprezentanta Polski dostrzegł główny arbiter, który bez najmniejszych wątpliwości odesłał Polaka do szatni. Nadzieje gospodarzy na dobry rezultat wyraźnie zmalały, bowiem już w doliczonym czasie gry na 2:0 dla gości podwyższył niezawodny Toni. Włoch wykorzystał dokładne dośrodkowanie z lewej strony Lahma i strzałem z tzw. pierwszej piłki pokonał Zitkę.
Druga połowa byłe jedynie formalnością i nic nie zapowiadało jakichkolwiek emocji. Wynik był już praktycznie rozstrzygnięty, a kolejne gole dla Bawarczyków były tylko kwestią czasu. W 58. minucie trzecią bramkę dla Bayernu zdobył Lukas Podolski, który celnym i precyzyjnym uderzeniem zakończył perfekcyjny kontratak lidera niemieckiej Bundesligi.
Grający w dziesiątkę Anderlecht zupełnie stracił koncepcję gry. W zespole gospodarzy panował chaos, a akcje miejscowych piłkarzy były bardzo czytelne i niedokładne. Zupełnie inaczej wyglądała dyspozycja gości, którzy grali na sportowym luzie. Ataki podopiecznych Ottmara Hitzfelda były wręcz koronkowe. Jeden z nich zakończył się kolejnym golem, którego autorem był Miroslav Klose. Niemiecki napastnik wpakował piłkę do pustej bramki. Dzieło zniszczenia mistrza Belgii zakończył Ribery, który w 86. minucie popisał się przepięknym uderzeniem z rzutu wolnego. Francuz zdjął przysłowiową „pajęczynkę” ze spojenia słupka z poprzeczką bramki strzeżonej przez Zitkę. Rezultat dzisiejszego pojedynku mógł być jeszcze wyższy, jednak w ostatnich fragmentach sędzia słusznie nie uznał gola Kolse, który w momencie podania od partnera znajdował się na pozycji spalonej.
Po dzisiejszym spotkaniu można wysnuć wniosek, że za sześć dni w Monachium kibice nie zobaczą emocjonującego widowiska. Wszystko dlatego, że sprawa awansu do ćwierćfinału została już rozstrzygnięta. Trudno sobie wyobrazić, aby Bayern roztwonił na Allianz Arena aż 5-bramkową zaliczkę z pierwszego pojedynku. Szkoda, że w rewanżu zabraknie najprawdopodobniej Marcina Wasilewskiego, który będzie musiał pauzować za swoje głupie zachowanie w dzisiejszym meczu w Brukseli.