Powinniśmy być świadomi, że polskie rozgrywki nie należą do światowej czołówki pod względem poziomu. Z tego powodu na takie imprezy jak mistrzostwa świata czy Euro powołania z naszych lig dostaje dosłownie garstka zawodników. Dodatkowo zazwyczaj są to reprezentanci Polski. Jak się okazuje, przy egzotycznych, aczkolwiek renomowanych turniejach sytuacja wygląda równie słabo. W tym przypadku jednak oznacza to problem z eksploracją niszowych rynków, w których za grosze można wyłapać perełki.
Turnieje połowy świata
Jednoznaczne określenie liczby państw na świecie nie jest sprawą oczywistą. W zależności od przyjętych kryteriów wartość ta może się różnić o kilka spornych przypadków takich jak Tajwan, Palestyna czy Watykan. Uśredniona wartość oscyluje jednak w okolicach 195 uznawanych krajów. Na oba rozpoczęte turnieje, czyli Puchar Narodów Afryki i Puchar Azji, zostali powołani zawodnicy grający w klubach pochodzących z aż… 97 państw! Rozkład zaproszeń na rozgrywki został przedstawiony na poniższej grafice.
Uwzględniając aspekt powierzchniowy, można założyć, że około 3/4 świata pod względem terytorialnym jedzie na ten turniej. Pod względem państwowości jest to około połowy państw.
Analizując tę mapkę, właściwie trudno znaleźć jakąś jakkolwiek renomowaną ligę, z której nie został powołany ani jeden zawodnik. Przykładem najmocniejszych rozgrywek bez wysłania zawodnika na Puchar Narodów Afryki lub Puchar Azji najprawdopodobniej jest liga albańska. Jednak tamtejsze rozgrywki są na zdecydowanie niższym poziomie niż ichniejsza reprezentacja.
Państwa na mapce zostały zaznaczone konkretnymi kolorami, które odnoszą się do liczby powołań. Jak można zauważyć, najwięcej zawodników jedzie z lig francuskich, angielskich oraz saudyjskich. W przypadku pierwszych wymienionych jest to aż 99 piłkarzy! To oczywiście jest naturalną wypadkową dwóch rzeczy – historycznych francuskich kolonii w Afryce oraz świetnie rozwiniętych struktur młodzieżowych. Kluby z kraju reprezentacji „Trójkolorowych” bardzo chętnie inwestują w akademie młodzieżowe na Czarnym Lądzie. Takie podejście pozwala na eksplorację rynków i wyciąganie silnych i utalentowanych Afrykańczyków za półdarmo. Bo nie ma co ukrywać, ze względu na kompletnie inną sytuację gospodarczą tamtejsze ceny są dużo niższe.
Blada Polska
Najwięcej powołań na Puchar Narodów Afryki i Puchar Azji trafiło do skrzynki klubów z Francji, Anglii i Arabii Saudyjskiej. Wskazuje to na fakt, że pomimo trochę niższego poziomu rozgrywek oraz samego ich prestiżu zaproszenia otrzymywali zawodnicy z krajów z najlepszymi ligami na świecie lub ligami rozwijającymi się. Niestety na tym tle Polska wypada paskudnie blado.
Powyżej znajduje się pierwsza piętnastka krajów. Oczywiście wysoka lokata niektórych azjatyckich państw, takich jak Malezja czy Indie, wynika z faktu, że ich reprezentacje grają na turnieju, a cała lub zdecydowana większość kadry pochodzi z rodzimych rozgrywek.
Z Polski na Puchar Narodów Afryki i Puchar Azji jedzie dwóch zawodników. Z reprezentacją Gwinei Równikowej na Czarny Ląd wybrał się Iban Salvador z Miedzi Legnica. Natomiast o tytuł mistrzów Azji powalczy Irańczyk Ali Gholizadeh z Lecha Poznań. Dwóch zawodników w kontekście około 1250 graczy na turniejach – wynik beznadziejny.
Oczywiście można widzieć w tym plusy. Niewielka liczba powołań oznacza, że zawodnicy nie będą tracić okresu przygotowawczego w swoich klubach. Jednak z drugiej strony byliby oni w rytmie meczowym dużo wcześniej niż cała reszta.
Moim zdaniem ta sytuacja pokazuje, jak polskie kluby potrafią być zamknięte na zawodników spoza Europy. Na wielu płaszczyznach życia ludzie często generalizują, porównując coś nieodkrytego, obcego, egzotycznego z czymś słabym. Fakty jednak są takie, że na te dwa turnieje taka sama liczba zawodników jedzie z Polski oraz z takich lig jak kosowska czy libijska.