Posezonowa przerwa to dla większości piłkarzy czas na regenerację sił i wypoczynek w ciepłych krajach. Nieco inaczej będzie w przypadku zawodnika Górnika Zabrze, Mariusza Przybylskiego, który za niecały tydzień stanie na ślubnym kobiercu.
Przed poniedziałkowym treningiem „Mario” podsumował skrótowo dopiero co zakończone rozgrywki. Czy piąte miejsce zaspokaja jego i kolegów aspiracje?
– Na pewno nie, apetyt był na pewno większy – rozpoczyna swoją analizę środkowy pomocnik zabrzan. – W naszym wypadku poprzeczka była wysoko zawieszona, chcieliśmy na wiosnę podtrzymać dobrą passę z jesieni, ale się nie udało. Żałujemy, że tak się stało, ale w każdym meczu walczyliśmy o zwycięstwo. Niestety, mieliśmy fatalną serię i założonego celu nie osiągnęliśmy – zaznacza Przybylski.
Jaki cel przyświecał drużynie? Na to pytanie zawodnik odpowiada bardzo precyzyjnie. – Celowaliśmy w podium i europejskie puchary. Było blisko, wystarczyło wygrać przedostatni mecz ligowy z Wisłą Kraków i byłyby puchary. Gdyby tak się to ułożyło, to Górnik a nie Piast grałby w Europie – konstatuje wychowanek „Błękitnych Aniołów” (Częstochowa).
Przed Mariuszem czas na odpoczynek i… ślub. Już za kilka dni Przybylski ostatecznie porzuci stan kawalerski i zwiąże się z Magdą. To krajanka piłkarza, także związana z Częstochową.
– Najpierw ślub, potem załatwianie pewnych formalności, i może krótki tydzień miodowy… Zaprosiłem na ślub kolegów z drużyny i pracowników klubu – mówi na koniec piłkarz Górnika.