Lech Poznań przybył do Batumi po wygranej na swoim stadionie aż 5:0. Było więc jasne, że Lech nie roztrwoni takiej zaliczki w rewanżu i awansuje do trzeciej rundy eliminacji Ligi Konferencji Europy. Jedyną niewiadomą było to, czy Lech postara się jeszcze wyśrubować wynik czy będzie oszczędzał siły na spotkanie z Wisłą Płock. Dla niektórych piłkarzy ten mecz był też okazją, aby coś udowodnić, czy udało im się?
Lech Poznań przyjął na mecz z mistrzem Gruzji taktykę na utrzymanie rezultatu z pierwszego meczu. Nie chciał się zbytnio wychylać i oddał piłkę rywalom. Pierwszą połowę miał zdecydowane pod kontrolą, jednak na początku drugiej za bardzo oddał inicjatywę, co poskutkowało stratą gola. Potem jednak przyszło w tym meczu wszystko, co najlepsze dla Lecha, i udało się wyrównać po golu… Alana Czerwińskiego. Po wyrównaniu Lech chciał jeszcze pójść za ciosem i zdobyć kolejną bramkę. To się jednak nie udało.
Joao Amaral i Jesper Karlstrom
Oprócz gry w tych samych barwach klubowych tych dwóch piłkarzy jeszcze łączy słabe wejście w sezon, a obaj byli kluczowymi postaciami w Lechu Macieja Skorży, który w minionym sezonie zdobył mistrzostwo Polski. Obaj też nie popisali się w starciu z gruzińską ekipą. Choć gorzej z tej dwójki wypadł Amaral.
Zacznijmy od szwedzkiego pomocnika. Karlstrom paradoksalnie dobrze wyglądał w tym meczu bez piłki, pokazywał się do rozegrania niezależnie od tego, gdzie znajdowała się futbolówka. Gdy już jednak otrzymywał piłkę, nie popisywał się. Robił kółeczka, co opóźniało wyjście do ataku. Parę razy grał niecelnie, nie można też było w tym meczu do pewnego etapu zaobserwować w jego wykonaniu dalszych zagrań w wolne przestrzenie lub zwyczajnie do przodu. Najczęściej grał do tyłu lub do najlbiższego piłkarza, co też nie pomagało w zawiązaniu akcji ofensywnych.
Dużo się jednak zmieniło po stracie gola przez Lecha, bo Lech Poznań musiał wyjść z tego meczu z twarzą i przynajmniej zremisować. Wtedy u Karlstroma mogliśmy już zobaczyć zagrania bardziej niekonwencjonalne. Jeżeli grałby tak przez cały mecz, to można by powiedzieć, że to jeszcze nie to samo co w zeszłych rozgrywkach, ale już byłby to lepszy występ.
Przechodząc do Joao Amarala, jeżeli ktoś powiedziałby nam, że jeszcze dwa miesiące temu był jednym z kandydatów do tytułu najlepszego piłkarza sezonu ekstraklasy, to byśmy nie uwierzyli. Naprawdę to nie jest ten sam piłkarz co wtedy. Pokazał to również w tym meczu. Był niechlujny, miał sporo niecelnych zagrań, zbyt długo holował piłkę, raz faulował po stracie futbolówki. W zasadzie możemy zapisać przy jego nazwisku tylko dwa drobne plusiki. Pierwszy to wracanie do obrony, przez co było po prostu jednego więcej w defensywie. Drugi to dobre podanie prostopadłe do Tsitaishviliego. W jednym z programów Meczyków.pl padło zdanie, że Maciej Skorża zabrał ze sobą kod PIN do Portugalczyka i chyba faktycznie tak się stało.
Młodzi i rezerwowi
Dłuższą szansę w tym meczu dostali w tej kategorii Alan Czerwiński, Filip Szymczak i Filip Marchwiński. Zacznijmy od piłkarza, który na placu gry spędził cały mecz. Pingot i Kozubal nie grali tak długo, by wysnuwać jakieś wnioski po ich występach. Warto jednak docenić, że van den Brom na nich stawia.
Tak więc Filip Szymczak mógł się w tym meczu podobać, oczywiście nie był to występ, który sprawi, że Mikael Ishak może się w jakikolwiek sposób czuć zagrożony. Szymczak zwyczajnie zagrał solidne spotkanie, oddał parę strzałów, ciekawie dryblował. Spełnił swoje zadanie, ale bez fajerwerków. Lech będzie miał w tym sezonie solidnego zmiennika Ishaka, ale Szymczak musi dokładać do swojej gry liczby, aby mógł liczyć na np. zagraniczny transfer już za rok.
Filip Marchwiński wszedł na boisko w drugiej połowie i można powiedzieć, że wykorzystał swoją szansę. Na pewno zagrał też lepiej od Amarala. Nie spodziewajmy się jednak, że wygryzie go ze składu, bo widzieliśmy już, że van den Brom nie lubi skreślać piłkarzy, raczej woli na nich konsekwetnie stawiać, aby zbudować ich mentalnie. Ale wróćmy już do młodego Polaka. Dobrze rozgrywał, również całkiem dobrze dryblował. Podobnie jak w przypadku Szymczaka, gdyby to był inny mecz i reszta drużyny grała na 100%, to coś z ich gry mogłoby wyniknąć. Na plus też asysta do Czerwińskiego.
Alan Czerwiński w tym meczu wszedł na boisko w okolicach 70. minuty, a pokazał się wyśmienicie. W poprzednim sezonie przegrał rywalizację z Joelem Pereirą, ale został, stwierdził, że zawalczy o skład i na razie spisuje się bardzo dobrze. Był to też jego kolejny występ nie na swojej pozycji, a znowu zaprezentował się dobrze. Jeden z poprzednich meczów kończył na „szóstce”. Dzisiaj natomiast grał w roli prawego skrzydłowego, ale nie trzymał się linii przy atakach.
Bramkę zdobył po uderzeniu z okolic 20. metra w światło bramki, a potem popisał się bardzo ładną centrą z pierwszej piłki sprzed pola karnego, bardziej z prawej strony. Gdyby Tsitaishvili wybiegł bardziej na dalszy słupek niż w kierunku bramki, miałby wyśmienitą okazję do zdobycia gola. Alan Czerwiński swoimi występami, a rozegrał 120 minut w trzech meczach, może przekonywać holenderskiego trenera. Najmniej udane było spotkanie z Rakowem, ale to z wiadomych względów.
Najważniejsze we wtorek
We wtorek odbędzie się losowanie, w którym dowiemy się, z kim po ewentualnym awansie do czwartej rundy eliminacji Ligi Konfernecji zagra Lech. Bo właściwie w rywalizacji z Vikingurem Reykjavik jedyne, czego oczekujemy, to awans i to w dobrym stylu. Kluczowe jest więc to, z kim Lech ewentualnie zagra w czwartej rundzie, bo jeżeli Lech Poznań pokona i ten zespół, będziemy już mogli zarezerwować sobie w kalendarzu czwartkowe wieczory.