Slovan Bratysława zdobył w tym roku mistrzostwo Słowacji, mając przewagę siedemnastu punktów nad drugą drużyną w tabeli. Najprawdopodobniej w nowym sezonie nikt nie będzie w stanie zagrozić stołecznemu hegemonowi, który finansowo i organizacyjnie przewyższa pozostałe zespoły.
Duże pieniądze i duże ambicje
Stabilizacja finansowa z pewnością nie jest domeną słowackiej ligi, stąd bankructwa nawet najbardziej zasłużonych klubów od wielu lat są stałym elementem rzeczywistości naszych południowych sąsiadów. Stołeczny Slovan od kilku lat nie musi jednak się tym martwić, bo może liczyć na finansowanie ze strony jednego z najbogatszych Słowaków, czyli Ivana Kmotrika. To właśnie dzięki niemu w tym sezonie drużyna z Bratysławy ma największy budżet w swojej historii.
Właśnie dzięki dużym zasobom finansowym Slovanowi udało się zatrzymać swoich najważniejszych graczy, podczas gdy najczęściej mistrzowie Słowacji są rozkupowani jeszcze w trakcie swojego udziału w europejskich pucharach. Sprawą priorytetową dla władz klubu stało się zwłaszcza przedłużenie o cztery lata kontraktu ze Słoweńcem Andrazem Sporarem, który w minionym sezonie został królem strzelców Fortuna Ligi. Ponadto udało się sfinalizować transfer zaledwie 19-letniego greckiego napastnika Georgiosa Tzovarasa z PAOK-u Saloniki, uznawanego za ważną inwestycję na przyszłość.
💙⚽💯 Slovan predĺžil zmluvu s Andražom Šporarom. Najlepší ligový strelec začne v belasom aj novú sezónu, vedenie klubu s ním podpísalo nový kontrakt s platnosťou do roku 2023. pic.twitter.com/zJmpM4nvUl
— ŠK Slovan Bratislava (@SKSlovan) June 28, 2019
– Wszystko wskazuje na to, że po raz kolejny Slovana nie da się zatrzymać, ponieważ jest najsilniejszym zespołem, dysponującym dodatkowo największym budżetem w całej słowackiej lidze. Jedynym zagrożeniem dla dominacji stołecznej drużyny może być jej dalszy występ w Lidze Europy oraz gra w krajowym pucharze. Ubiegłoroczny przykład Spartaka Trnawa pokazuje, że gra na wielu frontach jest dla słowackich drużyn zbyt wyczerpująca fizycznie – mówi Peter Zagiba, komentator słowackiej stacji RTVS.
Zdaniem naszego rozmówcy dodatkowym problemem może być dla Slovana zamieszanie związane z obsadą funkcji trenera. Mistrz Słowacji w pierwszej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów nie dał rady czarnogórskiej Sutjesce Niksić, dlatego z funkcją szkoleniowca pożegnał się Martin Sevela. W pierwszym meczu ligowym zespół poprowadził jego dotychczasowy asystent Vladimir Radenkovic, ale serbski trener z powodów politycznych nie zasiadł na ławce w spotkaniu Ligi Europy z kosowskim Feronikeli Glogovac.
Nowym tymczasowym szkoleniowcem Slovana został więc Jan Kozak junior, zaś kierownictwo klubu nadal poszukuje osoby, która poprowadzi klub w dalszej części sezonu. Poza Sevelą i Radenkoviciem ze swoją funkcją pożegnał się też trener przygotowania fizycznego, co ma mieć związek ze słabym przygotowaniem kondycyjnym drużyny. Sam Kozak podczas konferencji prasowej po meczu z Feronikeli sugerował jednak, że największym problemem jest zbyt duże zróżnicowanie narodowościowe w szatni, a także brak zaangażowania ze strony niektórych zawodników. Tym samym znalezienie odpowiedniego szkoleniowca zadecyduje, czy Slovan będzie w stanie po raz drugi z rzędu zmiażdżyć swoich konkurentów.
Ograniczone DAC
Z każdym sezonem w górę w hierarchii słowackiego futbolu pnie się DAC Dunajska Streda, czyli rywal Cracovii w pierwszej rundzie eliminacji do Ligi Europy. Klub słowackich Węgrów jednocześnie co roku traci swoich najlepszych zawodników, dlatego ponownie musi uzupełniać braki na newralgicznych pozycjach. Tylko w tym okienku transferowym z DAC pożegnała się dwójka stoperów, którzy postanowili spróbować swoich sił w Polsce, stąd Tomas Huk ma już za sobą pierwsze mecze w barwach Piasta Gliwice, natomiast Lubomir Satka dołączył już do swoich nowych kolegów z Lecha Poznań.
W ich miejsce włodarze DAC zdecydowali się sprowadzić dwóch obiecujących stoperów, czyli 22-letniego Dominika Kruzliaka z MFK Ruzomberok oraz 21-letniego Mateja Oravca z Zeleziarnego Podbrezova. Na uwagę zasługuje zwłaszcza ten pierwszy, uważany za jednego z najlepszych obrońców w całej słowackiej lidze, ale trudno nie mieć wrażenia, że w defensywie podopiecznym Petra Hyballi zdecydowanie brakuje doświadczenia. W zimie do Celticu Glasgow został z kolei sprzedany iworyjski napastnik Vakoun Issouf Bayo, stąd DAC nie posiada także klasowego snajpera. Po cichu w klubie liczą jednak na utalentowanego Wenezuelczyka Erica Ramireza, sprowadzonego za blisko 300 tysięcy euro z czeskiego MFK Karwina.
– Zatrzymać Slovana teoretycznie może tylko DAC, ale nie dawałbym im na to wielkiej szansy. Ich sezon w końcu nadejdzie, lecz jeszcze nie teraz. Musimy jednak poczekać do końca okresu letniego i tym samym zakończenia okienka transferowego, gdy będzie wiadomo, czy Slovan nie wyprzeda swoich zawodników, bo tylko wtedy DAC będzie miało większe szanse w rywalizacji z aktualnym mistrzem kraju – twierdzi nasz ekspert.
Zagiba chwali zaplecze organizacyjne klubu z południa Słowacji, który ma wysoki jak na tamtejsze standardy budżet, świetną akademię oraz utalentowanych zawodników pozyskiwanych z innych klubów. – Na uwagę zasługują gracze występujący w reprezentacjach swoich państw, a więc Zsolt Kamlar i Kristopher Vida z Węgier oraz Eric Davies z Panamy, który w ubiegłym roku zagrał na mistrzostwach świata w Rosji – dodaje dziennikarz RTVS. Największą przeszkodą dla nawiązania rywalizacji ze Slovanem wydają się jednak właśnie finanse. Właściciel DAC Oszkar Vilagi coraz częściej daje bowiem do zrozumienia, że doszedł do szczytu swoich możliwości w zakresie zwiększania budżetu drużyny. Między innymi z tego powodu nie tworzy on kominów płacowych dla najlepszych graczy, dzięki czemu z jednej strony reszta zawodników nie domaga się większych wynagrodzeń, ale z drugiej klub nie jest w stanie utrzymać na dłuższą metę swoich najlepszych piłkarzy.
Walka o puchary
Trzecie miejsce w poprzednim sezonie zajęło dosyć niespodziewanie MFK Rużomberok, które po odpadnięciu w pierwszej rundzie Ligi Europy z Lewskim Sofia może już się skupić na rywalizacji w Fortuna Lidze. Największą bolączką zespołu ze środkowej Słowacji są skromne zasoby finansowe, dlatego pożegnali się z nim jego czołowi zawodnicy. MFK straciło tym samym swojego najlepszego strzelca, bośniackiego napastnika Ismara Tandira (przeszedł do czeskiej Sigmy Ołomuniec) oraz najlepszego asystenta, czeskiego pomocnika Erika Daniela (wybrał grę w Slovanie). Na ich miejsce udało się jedynie wypożyczyć kilku zawodników będących sporą niewiadomą.
Podobnie sytuacja wygląda w przypadku MSK Żyliny, która jeszcze dwa lata temu świętowała mistrzostwo Słowacji. W tym okienku transferowym pożegnali się z nią między innymi obrońca Jakub Holubek (odszedł do Piasta Gliwice), skrzydłowy i kapitan zespołu Michal Skvarka (sprzedany za 200 tysięcy euro do węgierskiego Ferencvárosu Budapeszt) czy Jaroslav Michalik (wrócił po wypożyczeniu do Cracovii). Ciekawym wzmocnieniem wydaje się natomiast Michal Tomic, czyli młodzieżowy reprezentant Słowacji, który nie przebił się jednak w Sampdorii Genua. Tym samym niemal jak co roku Żylina będzie musiała na nowo budować drużynę.
Ubiegłoroczny pogromca warszawskiej Legii, a więc Spartak Trnawa, także przeszedł rewolucję kadrową. Rozpoczęła się ona już w zimie, kiedy z klubem pożegnał się jego dotychczasowy właściciel, doskonale znany z pracy w Polsce czeski trener Radoslav Latal oraz większość czołowych zawodników. – Trnawa musi budować swoją drużynę od nowa, dysponując dodatkowo znacznie mniejszym budżetem. Z pewnością będzie ona walczyć o czołową szóstkę sezonu, aby w jego drugiej części znaleźć się w grupie mistrzowskiej – twierdzi nasz ekspert.
Jednocześnie to Spartak dokonał jednego z najciekawszych transferów tego okienka, ponieważ sprowadził Gino van Kessela. Zawodnik rodem z Curacao przed trzema laty odchodził ze słowackiej ligi jako król strzelców, ale później nie sprawdził się w Slavii Praga, Lechii Gdańsk, angielskim Oxford United oraz w belgijskim KSV Roeselare. Teraz będzie chciał udowodnić, że jest jeszcze w stanie wzbić się ponad przeciętność.
Jeśli jesteśmy już przy pogromcach polskich drużyn, kolejnym klubem ze sporymi ambicjami jest AS Trenczyn, który rok temu bez większych problemów wyeliminował Górnika Zabrze w Lidze Europy. Od tego czasu, podobnie jak w Trnawie, w zespole doszło jednak do rewolucji kadrowej i utrzymał się on w słowackiej ekstraklasie dopiero po barażach z FK Poprad. W tym sezonie Trenczyn zamierza jednak bić się o europejskie puchary, stąd jego holenderski właściciel Tscheu La Ling ponownie sięgnął po armię zaciężną ze swojej ojczyzny. Najciekawszym transferem wydaje się jednak powrót po siedmiu latach Davida Depetrisa, obecnie 31-letniego argentyńskiego napastnika ze słowackim paszportem. To właśnie on po nieudanym ubiegłym sezonie w Trnawie ma zapewnić gole drużynie z Trenczyna.
Niewiadome
Rewolucje kadrowe, podobnie jak kłopoty finansowe, są niestety stałym elementem funkcjonowania drużyn występujących w słowackiej ekstraklasie. Transfery gotówkowe pomiędzy klubami właściwie nie istnieją, a jeśli już do nich dochodzi, są w stanie pozwolić sobie na nie tylko dwa-trzy czołowe zespoły. Pozostałe drużyny najczęściej szukają więc możliwości zakontraktowania wolnych zawodników albo wypożyczają rezerwowych graczy swoich silniejszych przeciwników.
Z tego powodu trudno ocenić, który z pozostałych klubów będzie w stanie sprawić niespodziankę, a kto będzie murowanym kandydatem do spadku. W ubiegłym sezonie rewelacją Fortuna Ligi stał się Zemplin Mihalovce, który zakwalifikował się do grupy mistrzowskiej, chociaż delikatnie mówiąc, szału w niej nie zrobił. Największym problemem jedynego reprezentanta wschodniej Słowacji będzie poprawienie skuteczności w ataku, ponieważ z klubem pożegnał się jego najlepszy strzelec, Sadam Sulley. Ghański napastnik był wypożyczony do Mihalovców z rezerw Legii, a po zakończeniu tego sezonu związał się z FK Senica.
Najgorzej sytuacja zdaje się wyglądać w FC Nitra. Dziewiąta drużyna ubiegłego sezonu przeżywa poważne kłopoty finansowe, stąd od końca ubiegłych rozgrywek dalej nie uregulowała zobowiązań wobec swoich zawodników. Głównie z tego powodu z klubem pożegnało się dwunastu z nich, a w ich miejsce udało się ściągnąć głównie rezerwowych z lig austriackiej, bułgarskiej czy chorwackiej. Finanse nie pozwoliły też na znalezienie odpowiedniego trenera, stąd drużynę poprowadzi dotychczasowy dyrektor sportowy Marian Sutto.
Po raz pierwszy w historii w Fortuna Lidze znalazła się drużyna FK Pohronie Ziar nad Hronom, zaś w jej składzie na ten sezon znalazł się polski napastnik Mateusz Zachara. Drużyna absolutnych debiutantów ma w swoich szeregach kilku doświadczonych ligowców, w tym również zawodników mających za sobą występy w silniejszych ligach. – W Ziarze nad Hronom widać duży entuzjazm wobec występów w ekstraklasie, dlatego mogą oni poważnie myśleć o awansie do czołowej szóstki całych rozgrywek. Co prawda Pohronie nie dysponuje najlepszą jakością w lidze, ale przykład SFK Sered z ubiegłego sezonu pokazuje, że grupa mistrzowska jest w ich zasięgu – ocenia Zagiba.
Krásne gesto 👍
Nováčik FK Pohronie takto privítal na svojom štadióne aktuálneho majstra @SKSlovan👏#fortunaliga #nasaliga pic.twitter.com/TDBeQGw92O— Niké liga (@Nikeliga_sk) July 21, 2019
Nowy sezon słowackiej ligi zapowiada się interesująco, chociaż przed końcem letniego okienka transferowego trudno dywagować na temat końcowych rozstrzygnięć. Na pewno cieszy fakt, że u naszych południowych sąsiadów z sezonu na sezon poprawia się infrastruktura, dlatego widzowie mogą oglądać swoje zespoły w coraz lepszych warunkach. Oby tylko wraz z rosnącą frekwencją i nowymi stadionami poprawiał się stale także poziom samych rozgrywek.