Promyk światełka?


To co od kilku lat dzieje się w polskim futbolu już dawno przekroczyło nie tylko wszelkie granice przyzwoitości, ale również najczarniejsze scenariusze naszych, wspaniałych zresztą kibiców.


Udostępnij na Udostępnij na


PZPN raz po raz potwierdza, że nieudolnie rządzi polską piłką, a nasza liga określana jest mianem przeciętnego średniaka na arenie europejskiej. No cóż, jaka liga, takie drużyny. Od jedenastu lat mistrz naszego kraju nie potrafi zakwalifikować się do fazy grupowej elitarnej i przede wszystkim najbogatszej ligi piłkarskiej świata – Champions League. Co roku mamy wielkie nadzieje, jednak tylko na głębokiej nadziei się kończy. W każdych eliminacjach Ligi Mistrzów przekonujemy się, że mistrz Polski jest mistrzem tylko na papierze. No, ale kilka razy było blisko, choć w sumie i tak zawsze za daleko. Mimo, że Wisła z Panathinaikosem, Legia z Szachtarem i Zagłębie Lubin ze Steauą Bukareszt grały jak nigdy, to przegrały jak zawsze. Nie zamierzałem i nie chciałem użyć tego określenia w kierunku naszych, polskich zespołów, ale jestem do tego zmuszony.

Poza porażkami w kolejnych, jedenastu eliminacjach LM, od kilku lat nasze rodzime kluby nie zdołały odnieść poważnego sukcesu w Pucharze UEFA, a to już raczej wielki wstyd. Trudno znaleźć inne określenie na porażki Wisły Kraków z Vitorią Guimaraes, Dinamo Tbilisi czy Valarengą Oslo, a także Legii ze słabiutką wówczas Austrią Wiedeń. Przykładów jest z pewnością jeszcze więcej, lecz tych wstrząsających i zupełnie nieoczekiwanych porażek było tak wiele, że trudno w jednej chwili sobie przypomnieć któremu europejskiemu słabeuszowi uległa Wisła, Legia, Groclin, Wisła Płock czy Amica.

Musze przyznać, że początkowo poczynania PGE GKS Bełchatów i Groclinu w rozgrywkach tegorocznego Pucharu UEFA oceniałem negatywnie. Szczerze – na jednym meczu Groclinu z MTK…zasnąłem. Tak, zasnąłem, bo poziom gry klubu z Wielkopolski był tragiczny i nadawał się do prezentacji szkoleniowej pt. „Jak nie grać w piłkę”. Zresztą piłkarze z Bełchatowa nie byli wcale lepsi. Oba nasze kluby ostatecznie, choć trzeba zaznaczyć, że dość szczęśliwie awansowały do kolejnej fazy eliminacji. Bardzo sceptycznie podchodziłem do rywalizacji Groclinu z Tobołem Kostanaj i Bełchatowa z Dnipro. A tutaj, spora niespodzianka. Moje przeczucia okazały się nietrafione. Oba zespoły odniosły bardzo korzystne rezultaty w meczach wyjazdowych i w spotkaniach rewanżowych będą z pewnością faworytami swoich konfrontacji. Ponadto, chciałbym nadmienić, że podobała mi się gra PGE GKS Bełchatów. Fakt, może nie była efektowna i porywająca, ale z pewnością mogła imponować konsekwencja piłkarzy w realizacji założeń taktycznych Oresta Lenczyka.

Czy mój optymizm po pierwszych meczach jest skutkiem dobrych wyników polskich zespołów? Przecież od kilku lat nie osiągnęliśmy nawet w Pucharze UEFA tak pozytywnych rezultatów! No cóż, przyznam się, że czasami jestem naiwny, jednak głęboko wierzę w to, że Grociln i PGE GKS Bełchatów pokażą za kilkanaście dni, że polski futbol nie jest jeszcze na dnie, że nie będziemy musieli zaczynać rywalizacji w Europie od pierwszych rund kwalifikacyjnych u boku mistrzów Azerbejdżanu, Kazachstanu, Albanii czy Andory. Osobiście po czwartkowych spotkaniach widzę promyczek światełka, który może zapoczątkować lepsze czasy dla polskich klubów na arenie międzynarodowej. Życzę tego sobie, a także Wam – wspaniałym kibicom piłki nożnej, którzy mają już dość ciągłych blamaży naszych klubów.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze