Jeszcze przed pierwszym w historii klubu awansem na najwyższy poziom rozgrywkowy w Polsce w Kielcach nie mogli narzekać na obsadę lewej strony defensywy. Robert Bednarek z powodzeniem wywiązywał się z obowiązków, a w kolejnych latach miejsce ofensywnie usposobionego obrońcy z pozytywnym skutkiem zajmowali Nikola Mijailović czy następnie Tomasz Lisowski. Obecnie lewa flanka defensywy stanowi jednak wielki problem dla Korony Kielce, na który Maciej Bartoszek bezskutecznie próbuje znaleźć rozwiązanie.
Od momentu wycofania się Krzysztofa Klickiego i przejęcia klubu przez miasto pod względem jakości kadra zespołu z Suzuki Areny z roku na rok prezentowała się coraz słabiej. Mimo licznych problemów, głównie natury finansowej, regres nie dotyczył jednak lewej strony defensywy. Miejsce Roberta Bednarka zajął Nikola Mijailović, natomiast niemal dwa lata później Serba zastąpił Tomasz Lisowski. Poziom sportowy na lewej flance obrony pozostawał względnie utrzymany. Zakończenie trendu było widoczne już w sezonie 2016/2017. Ken Kallaste w porównaniu z poprzednikami prezentował się znacznie słabiej. Prawdziwe problemy na lewej stornie defensywy Korony Kielce zaczęły się jednak znacznie później, w połowie poprzedniej kampanii. Już za rządów prywatnego właściciela.
W przerwie zimowej ubiegłego sezonu klub z Suzuki Areny nieoczekiwanie sięgnął po Aleksandara Bjelicę, który w rundzie jesiennej imponował w barwach KV Oostende w rozgrywkach belgijskiej ekstraklasy. W wyścigu po podpis Serba kielczanie mieli ubiec nawet Cracovię Kraków, a zakontraktowanie defensora uznano w klubie ze Świętokrzyskiego za spory sukces. Nawet mimo negatywnych opinii na temat charakteru zawodnika, które szybko znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości.
34 dni w barwach Korony Kielce i koniec
Po zaledwie trzech spotkaniach w barwach „Żółto-czerwonych” defensor nieoczekiwanie zdecydował się opuścić Suzuki Arenę. Według informacji „Przeglądu Sportowego” po przegranym meczu z Cracovią Kraków Aleksandar Bjelica miał oświadczyć prezesowi klubu, Krzysztofowi Zającowi, że kończy z graniem w piłkę i wyjeżdża z Kielc. W rozmowie z gazetą włodarz zadeklarował jednak, że na decyzję wpłynęły problemy zdrowotne.
Aleksandar Bjelica wytrzymał w Kielcach 34 dni. Potem spakował walizki i wyjechał z kraju. Teraz siedzi w domu i nie zamierza wracać. https://t.co/ngleZDyxQy
Plotki o załamaniu nerwowym udało się zdementować dziennikarzom belgijskiego Nieuwsblad. Nie są prawdziwe. @przeglad pic.twitter.com/2NBOFsghjV— Łukasz Grabowski (@elgrabowski) April 12, 2019
Do doniesień dziennika na konferencji prasowej odniósł się także Gino Lettieri. Włoski szkoleniowiec zapewniał, że informacje opublikowane przez „Przegląd Sportowy” nie są prawdziwe, grożąc także, iż Serb w związku z publikacją zamierza złożyć pozew do sądu.
– Nie zawsze to, co jest w gazetach, jest zgodne z prawdą. On takich rzeczy nie powiedział […]. Będzie starał się o sprostowanie informacji albo złoży pozew do sądu w stosunku do gazety i dziennikarza, który to opublikował. Nie czyta się dobrze takich rzeczy, gdy piłkarz ma problemy rodzinne, a ludzie to wykorzystują tylko po to, by zwiększyć swoją poczytność. Wierzę, że Bjelica będzie w stanie nam pomóc, gdy już upora się ze swoimi problemami – komentował dla dziennika „Echo Dnia” Gino Lettieri.
Z powrotu defensora do zespołu włoskiego szkoleniowca nic jednak nie wyszło. Zawodnik w Kielcach pojawił się co prawda w lipcu, lecz wyłącznie w celu rozwiązania umowy. Na obustronne zerwanie kontraktu, by gracz mógł dołączyć do nowego klubu, nie zgodzili się jednak włodarze „Żółto-czerwonych”. Serb mógł opuścić kielecki zespół, lecz jedynie poprzez transfer gotówkowy. Ostatecznie w ostatnich dniach okienka transferowego został wypożyczony do ADO Den Haag.
Na wysłanie gracza na krótkoterminowy pobyt do Holandii kielecki klub mógł sobie pozwolić z racji zakontraktowania pod koniec czerwca Daniela Dziwniela. Były zawodnik młodzieżowej reprezentacji Polski na papierze wydawał się sporym wzmocnieniem zespołu Gino Lettieriego. Po udanym spotkaniu z Rakowem Częstochowa w kolejnych meczach prezentował się jednak znacznie słabiej. To skłoniło kielecki klub do skorzystania z okazji, by pozyskać z Partizana Nemanję Mileticia.
Sroga zima dla Korony Kielce
W momencie transferu do Korony Kielce Serb nadal przechodził rehabilitację po zabiegu kolana, co postawiło pod znakiem zapytania występy gracza w rundzie jesiennej bieżącego sezonu. Słaba dyspozycja Daniela Dziwniela zmusiła jednak Gino Lettieriego do szybkiej zmiany. Byłego gracza Zagłębia Lubin na lewej stronie defensywy, przynajmniej do momentu powrotu do gry Nemanji Mileticia, miał zastąpić nominalny prawy obrońca, Michael Gardawski. Serb zakończył rehabilitację jednak dopiero w październiku, występując w dwóch ostatnich spotkaniach przed przerwą zimową. W obu pojedynkach Korona Kielce zainkasowała po trzy cenne punkty, również dzięki solidnej dyspozycji defensora. W meczach z Cracovią Kraków i Pogonią Szczecin zawodnik potwierdził niemałe umiejętności, imponując techniką, opanowaniem i ofensywną grą.
Udane występy sprawiły, że Serb stał się głównym kandydatem do zajęcia na stałe miejsca na lewej stronie obrony Korony Kielce. Z Nemanją Mileticiem zaczęto wiązać na Suzuki Arenie spore nadzieje. W przeciwieństwie do Daniela Dziwniela, który zimą otrzymał od klubu wolną rękę w poszukiwaniu nowego pracodawcy. Został ponadto przesunięty do kadry drugiego zespołu, co tylko potwierdziło, że to Serb będzie operował na flance defensywy. Wszystkie plany zaprzepaścił jednak kolejny uraz kolana, który piłkarz odniósł w trakcie zimowych przygotowań.
– Z każdym zawodnikiem staramy się rozmawiać, skrupulatnie dobierać obciążenia treningowe. Trochę martwi nas, że z tego systemu wymyka się Nemanja. Jego kolano zaczyna się odzywać. W tym przypadku musimy ważyć każdą decyzję. Zobaczymy, co przyniesie czas. Szkoda byłoby, aby wypadł nam z obiegu, bo jest pozytywną wartością – komentował w rozmowie z portalem CKsport.pl szkoleniowiec kielczan, Mirosław Smyła.
Kontuzja odniesiona przez zawodnika okazała się poważna, jednak Serb zwlekał z podjęciem decyzji o operacji. To na dobre wykluczyło defensora z gry w rundzie rewanżowej bieżącej kampanii. Korona Kielce w praktyce została bez zdrowego nominalnego lewego defensora w kadrze pierwszego zespołu. Z konieczności na drugą stronę został oddelegowany więc prawy obrońca, Grzegorz Szymusik.
Korona Kielce ściągnęła w 2019 roku trzech lewych obrońców. Dziwniel, Bjelica, Miletić.
W 2020 roku na lewej obronie grają Szymusik (prawy obrońca) i Pacinda (skrzydłowy).
Po co komu skauting, po co transfery z głową. Dobitny przykład na palenie pieniędzmi w piecu.
— Jakub Białek (@jakubbialek) March 1, 2020
***
Kontuzja Nemanji Mileticia i rezygnacja z Daniela Dziwniela zapędziły klub z Suzuki Areny w ślepy zaułek. Grzegorz Szymusik na lewej stronie defensywy prezentuje się znacznie słabiej niż na nominalnej pozycji. Na prawej flance imponuje pewnością, ustawieniem i umiejętnościami ofensywnymi. Prawie żadnego z wymienionych atutów nie potrafił dotąd zademonstrować, grając na lewej stronie bloku obronnego. Alternatywa dla byłego zawodnika Błękitnych Stargard wcale nie jest jednak lepsza.
Michael Gardawski fizycznie prezentuje się słabo, nie zawsze wytrzymując trudy spotkań. Podobnie jak Grzegorz Szymik, nie unikając także błędów, które tworzą zagrożenie pod kielecką bramką. Obaj gracze na lewej stronie obrony nie prezentują się równie korzystnie co po przeciwnej stronie. Na znalezienie lepszego rozwiązania niż dotychczasowe Maciej Bartoszek nie ma jednak czasu. Szkoleniowiec objął zespół bez zdrowego lewego defensora w kadrze. Szukanie nowych rozwiązań w środku walki o utrzymanie nie ma jednak sensu. Dopiero na koniec sezonu okaże się, czy zaniedbania przy kompletowaniu zespołu nie przyczyniły się w dużym stopniu do spadku Korony Kielce z ekstraklasy. Wtedy na naprawianie błędów może być już za późno.