Prime time: David Villa w FC Barcelona


Przypominamy sylwetkę legendarnego "El Guaje"

18 kwietnia 2020 Prime time: David Villa w FC Barcelona

Najlepszy strzelec w historii reprezentacji Hiszpanii, z którą zdobywał mistrzostwo świata i Europy. Triumfator Ligi Mistrzów z bramką w finale na Wembley. Do tego trzykrotny mistrz Hiszpanii. David Villa większość tych sukcesów zawdzięcza swojej grze w Barcelonie. Trzyletni pobyt Hiszpana w stolicy Katalonii był pełen wzlotów i upadków, który w ostatecznym rozrachunku dał mu miejsce w piłkarskim Panteonie. 


Udostępnij na Udostępnij na

David Villa urodził się 3 grudnia w Turii, w regionie Asturii. Tam też rozpoczynał swoją przygodę z piłką nożną. Przygodę, którą już od samego początku utrudniały problemy zdrowotne Villi. Pozwoliło mu to jednak skupić się na swojej wówczas gorszej lewej nodze, by już w młodym wieku stać się obunożnym napastnikiem. Nad tym czuwał tato „El Guaje„, który nieustannie pomagał synowi w ćwiczeniach z piłką. 

Niestety trudnościom nastolatka nie było końca. David Villa mógł pożegnać się z profesjonalną karierą piłkarza już w wieku 14 lat. Wszystko przez sprzeczkę z trenerem, przez którego syn Jose Manuela i Dority przeżywał trudne chwile. O wsparciu swoich rodziców opowiedział w jednym z wywiadów: – Wtedy byłem nikim, po całym sezonie spędzonym na ławce rezerwowych pragnąłem uciec i po prostu zagrać w piłkę z przyjaciółmi. Jednak mój tata zawsze mi kibicował i pocieszał mnie.

Z ojcem Davida Villi wiąże się również historia pseudonimu piłkarza, który bez wątpienia ma głębszy sens. Stąd też tłumaczenie „El Guaje” na hiszpański nie odda nam całkowitego znaczenia tego słowa. Używane jest ono głównie w Asturii, gdzie zamieszkujący ten region nazywają tak dziecko bądź chłopca. David w najmłodszych latach często grywał ze znacznie starszymi, stąd też miał powstać jego pseudonim. Inna wersja odnosi się konkretnie do asystentów górników. Z zawodu był nim Jose Manuel, dlatego też ludzie już od małego nazywali jego syna „El Guaje”.  

David Villa i jego kręta droga na szczyt

Seniorską karierę Villa rozpoczął w Sportingu Gijon. Tam w 2000 roku zadebiutował w Segunda Division. Po dopiero trzech latach gry zdołał zagrać w najwyższej klasie rozrywkowej w Hiszpanii. Uczynił to z Realem Saragossa, do którego przeszedł za niespełna 3 miliony euro. W stolicy Aragonii Hiszpan rozegrał 73 mecze, strzelając 32 bramki. Swój rozdział w ekipie „Blanquillos” David Villa okrasił zdobyciem Pucharu Króla oraz Superpucharu Hiszpanii.

Krokiem milowym do wielkiej kariery „El Guaje” były przenosiny w 2005 roku do Valencii. Transfer wynoszący wówczas 12 milionów euro szybko okazał się być promocją dla „Nietoperzy”. Zwłaszcza kiedy w pierwszym sezonie Asturiańczyk otarł się o trofeum Pichichi, ulegając jedynie Samuelowi Eto’o, zdobywcy 26 bramek, o jedną więcej niż Villa. Mogłoby się wówczas wydawać, że to pobyt w Valencii będzie dla Davida Villi najlepszym czasem w karierze. Zabójcza skuteczność wyróżniająca Hiszpana bezpośrednio wpływała na statystyki, które podczas jego pobytu w Valencii były olśniewające. Sprawa inaczej miała się z gablotą, do której klub na czele z „El Guaje” w ciągu pięciu sezonów dołożył jedynie trofeum za zwycięstwo w rozgrywkach Pucharu Króla w 2008 roku.

Po udanym finiszu sezonu przyszedł czas na mistrzostwa Europy, na których Villa zdobył złoty medal, zostając przy tym najlepszym strzelcem turnieju. Zarówno triumf klubowy, jak i ten z reprezentacją zapowiadał ogromny sukces „Dzieciakowi”. Kolejnym wydaje się być zajęcie 3. miejsca z Hiszpanią w Pucharze Konfederacji w 2009 roku. To po nim rozpoczęła się saga transferowa, która swój koniec miała dopiero rok później. Villa od tamtego momentu łączony był z największymi markami w Europie. W jednej z nich 28-latek miał zostać nową gwiazdą. 98-krotny reprezentant Hiszpanii sytuację widział inaczej:

Nie chciałem marnować całego lata, by zaprzeczać tym informacjom, dlatego siedziałem cicho. Wiele osób powiedziało mi, bym dla dobra klubu pozostał w nim i od tego czasu zupełnie inaczej patrzę na całą sytuację. Nie mógłbym widzieć siebie w innym zespole. Nic nie straciłem, podejmując taką decyzję, przecież wszystko, co do tej pory osiągnąłem, zawdzięczam grze w Valencii i reprezentacji.

Prawdopodobne jest, że odejście Davida Villi do Barcelony pozwoliło „przeżyć” klubowi z Mestalla. Wiemy, że w 2008 roku Valencia zaczęła się zmagać z problemami finansowymi. Taki zastrzyk gotówki, jaki gwarantowała sprzedaż głównej gwiazdy, mógł być zbawienny. Po latach piłkarz wypowiedział się na ten temat: – Gdyby Valencia nie potrzebowała pieniędzy, zostałbym na Mestalla. Miałem długoterminowy kontrakt i nie czułem potrzeby zmiany.

Ostatecznie sytuacja rozwiązała się 19 maja 2010 roku, niespełna miesiąc przed mistrzostwami świata w RPA. FC Barcelona sięgnęła po 29-latka za kwotę aż 40 milionów euro. Podczas gdy w Barcelonie czekano na pierwsze występy „El Guaje” w bordowo-granatowej koszulce, ten rozgrywał swój życiowy turniej, ponownie zostając najlepszym strzelcem imprezy finałowej. Jego zwycięskie bramki w meczach z Portugalią i Paragwajem doprowadziły Hiszpanów do zwycięskiego finału.

Wielki początek końca

Przychodząc do klubu, Villa minął się ze Zlatanem Ibrahimoviciem, który był w drodze powrotnej do czerwono-czarnej części Mediolanu. To stawiało go w doskonałej pozycji, by już od samego początku i bez poważnej konkurencji stworzyć zabójcze trio z Messim i Pedro. Na efekty długo nie trzeba było czekać. Pierwszy sezon „El Guaje” w Barcelonie przyniósł klubowi Ligę Mistrzów oraz zwycięstwo w La Liga.

Sam David Villa w swoim debiutanckim sezonie wystąpił w 34 spotkaniach, strzelając w nich 18 bramek. Najważniejszą była niewątpliwie ta w finale Ligi Mistrzów, dzięki której Villa dał Barcelonie długo wyczekiwane prowadzenie. Mecz, którym FC Barcelona przypieczętowała swoją dominację w europejskim futbolu. Dla Villi miał to być dopiero zalążek wielkiej przygody. Dla Barcelony był to jednak początek końca wielkiej ery pod wodzą Pepa Guardioli.

Los okazał się jednak szybko przekorny. Choć zapowiadało się świetnie, zwłaszcza po pierwszym meczu w sezonie 2011/2012 i legendarnej już bramce przeciwko Realowi Madryt w Superpucharze Hiszpanii. Wyjście na piłkę prostopadłą, zejście do środka, zamach i szybki strzał w prawe okienko bramki. Piłka wędrowała z niewiarygodną prędkością, a przede wszystkim trajektorią lotu. Znak rozpoznawczy Davida Villi, który dało się zauważyć w niemalże każdym spotkaniu z udziałem „El Guaje”.

Gdzie po raz kolejny zabrakło szczęścia? Mowa o zdarzeniu z 15 grudnia 2011 roku. Półfinał klubowych mistrzostw świata, 35. minuta spotkania przeciwko Al Sadd. W wyniku starcia o piłkę z obrońcą Villa doznał złamania kości piszczelowej, które wykluczyło go z gry do końca sezonu, a nawet późniejszych mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie. W ostatecznym rozrachunku „La Furia Roja” poradziła sobie bez bohatera dwóch poprzednich imprez i w wielkim stylu obroniła tytuł.

David Villa sezon 2011/2012 zakończył już w grudniu. Do momentu kontuzji rozegrał 24 spotkania, strzelając w nich dziewięć bramek. Warto wspomnieć, że już wówczas „El Guaje” nie zawsze był pewniakiem do podstawowej jedenastki. W 15 spotkaniach La Liga David Villa strzelił tylko pięć bramek, a żadna z nich nie decydowała bezpośrednio o zdobyczy punktowej FC Barcelona.

Nie da się ukryć, że jeśli chcemy znaleźć decydujący moment kariery Villi, to jest nim bez wątpienia pechowy sezon 2011/2012 zwieńczony fatalną kontuzją. Przerwa trwająca ponad osiem miesięcy musiała negatywnie odbić się na formie już wtedy 30-letniego zawodnika. Kolejny sezon po długiej rehabilitacji był dla Villi ostatnim gwizdkiem albo po prostu „ostatnim tańcem”.

Zaczęło się bardzo dobrze, bo od bramki w pierwszej ligowej kolejce przeciwko Realowi Sociedad. W dalszej części sezonu nic nie wskazywało, by Villa miał być dalej kluczową postacią „Blaugrany„. Choć statystyki miał przyzwoite, tak występów od pierwszej minuty było coraz mniej. Villa był świadomy, że jego wartość dla drużyny jest już znikoma: – W Barcelonie spędziłem tylko trzy lata. Uznałem, że czas odejść, bo przestałem być pierwszoplanową postacią. Grałem mniej, a zawodnicy, którzy wybiegali na boisko zamiast mnie, byli lepsi.

Ostatni sezon Davida Villi w Barcelonie był dla klubu przynamniej nieudany. Ostateczny triumf w La Liga, zwieńczony 100 punktami po 38 kolejkach, nie mógł przysłonić problemów, które wówczas trapiły „Dumę Katalonii”. Mowa tu głównie o upokorzeniu w Lidze Mistrzów przez Bayern Monachium i wyniku 0:7 w dwumeczu. Problemy zdrowotne ówczesnego trenera Tito Vilanovy, który walczył z rakiem. Zbliżający się do końca kariery Valdes, AbidalPinto czy legenda klubu Puyol. Natłok takich okoliczności powodował, że klub czekały ogromne zmiany. Jedną z nich był wielki transfer, prosto z Brazylii. Ikonicznego „El Guaje” zastąpić miał Neymar.

Nowe cele

Przygoda Davida Villi z Barceloną dobiegła końca. Kolejnym przystankiem okazało się być Atletico Madryt. Zanim to się stało, Villa był bardzo bliski przenosin do Arsenalu jeszcze w styczniu 2013 roku. Tak całą sytuację po latach wspomina jej bohater: – Odbyliśmy wiele spotkań i rozmów telefonicznych. W tamtym momencie czułem, że na 90% przeniosę się do Arsenalu. Gdy jednak nie doszliśmy w tamtym momencie do porozumienia, wkroczyło Atletico Madryt i wszystko zostało rozwiązane w ciągu trzech lub czterech dni. Jestem jednak bardzo szczęśliwy, że trafiłem do Atletico Madryt, nie tylko z powodu wygranej w lidze.

Z powodu zapisów transferowych Barcelona za Davida Villę otrzymała jedynie 2,1 miliona euro. Cała transakcja mogła wynieść maksymalnie 5,1 miliona euro. Tak się jednak nie stało, ponieważ „El Guaje” w stolicy Hiszpanii spędził tylko jeden sezon. Sezon, w którym Atletico Madryt sięgnęło po mistrzostwo Hiszpanii, uzyskując zwycięski remis 1:1 na Camp Nou w ostatnim meczu kampanii 2013/2014. Dodatkowo „Los Colchoneros” dotarli do finału Ligi Mistrzów, w którym zabrakło sekund, aby odnieść historyczny triumf. Ostatnie chwile na hiszpańskich boiskach były dla Davida Villi niezwykle udane. Nawet na tyle, żeby Hiszpan w wieku 32 lat mógł bez żalu opuścić Europę i podbić Stany Zjednoczone.

Podczas całej mojej kariery staram się stawiać sobie kolejne cele i je realizować. To jest jeden z nich. Chcę spróbować pomóc rozwijać się tej lidze poprzez swoją grę, gole i ciężką pracę. Dodatkowo pragnę, by New York City FC było najlepszą drużyną w kraju mówił Hiszpan chwilę po podpisaniu kontraktu.

Chyba nikt na tamtym etapie nie spodziewał się, że pomoc Villi w rozwijaniu się MLS będzie trwała aż cztery lata. Podczas nich „El Guaje” wystąpił w 117 meczach, strzelając łącznie 77 bramek.

Ostatnim przystankiem w karierze Davida Villi okazała się być Japonia. W Vissel Kobe spotkali się starzy znajomi z czasów wielkiej Barcelony. Jak się okazało, nawet w takim miejscu 39-latek potrafi znaleźć w sobie motywację i sportowy cel: – Moim celem jest położenie tej wisienki na torcie i zdobycie Pucharu Cesarza. Później będę dalej cieszył się futbolem poprzez projekty, które rozwijamy z grupą DV7 – powiedział doświadczony Hiszpan.

Choć Vissel Kobe zawiodło w lidze, ekipa Iniesty, Podolskiego i Villi sięgnęła po Puchar Cesarza. Kilkuminutowy występ w doliczonym czasie gry był dla „El Guaje” ostatnim w jego karierze. W ten sposób była gwiazda FC Barcelona pożegnała się z kibicami.

Jak na Davida Villę przystało, nawet po zakończeniu kariery ma on swój plan na siebie. Villa planował zostać głównym inwestorem i szefem projektu, którego celem jest powstanie nowego klubu w Nowym Jorku –Queensboro FC. Zespół ma grać w United Soccer League – zapleczu amerykańskiej ekstraklasy – od 2021 roku.

Wspominając bardzo barwną karierę Davida Villi, niełatwo jest wskazać dłuższy okres, w którym piłkarz ten przeżywał swoje najlepsze, piłkarskie lata. Pewne jest, że sezon 2010/2011 był w jego wykonaniu zwieńczeniem jego wielkiej kariery, do której bram pukał skutecznie i krok po kroku.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze