Premiership: Wygrane faworytów, niespodzianka na The Howthorns


Sześć spotkań z godziny szesnastej rozpoczęło 34. kolejkę Premiership. Nie brakowało emocji i niespodzianek. Oczy piłkarskiej Anglii skierowane były przede wszystkim na KC Stadium i Upton Park, gdzie swoje mecze rozgrywali Liverpool i Chelsea. Wyścig o mistrzostwa trwa nadal, gdyż obie drużyny wygrały swoje spotkania.


Udostępnij na Udostępnij na

Szczęście sprzyja lepszym

Pierwszy z kandydatów do tytułu gościł dziś na KC Stadium. Liverpool, po zremisowanym spotkaniu na Anfield z Arsenalem, nie mógł sobie już pozwolić na żadną stratę punktów. Każdy inny rezultat w meczu z broniącym się przed spadkiem Hull City byłby wielką sensacją. Strata „The Reds” do Manchesteru United wynosi już trzy punkty, a trzeba pamiętać, że „Czerwone Diabły” mają w zapasie dodatkowe spotkanie do rozegrania. Pierwsza odsłona meczu absolutnie nie oddawała różnicy dzielącej obie ekipy. Co więcej, to zespół Phila Browna był dużo lepszy, stwarzając raz po raz spore zagrożenie pod bramką Reiny. Goście zaledwie sporadycznie przedostawali się pod pole karne Hull City, ale nawet wtedy nie potrafili zbudować składnej akcji. Fantastycznie spisywał się cały blok defensywny gospodarzy, przez co Myhill zaledwie raz był zmuszony do interwencji, po strzale z dystansu Kuyta.

Kiedy wydawało się, że pierwsza połowa zakończy się bezbramkowym remisem, przed polem karnym gospodarzy został sfaulowany Javier Mascherano. Do rzutu wolengo podszedł Xabi Alonso, jednak jego pierwszy strzał został zablokowany przez mur ustawiony na dwudziestym piątym metrze. Piłka wróciła jednak szczęśliwie do Hiszpana, który zdecydował się na ponowne uderzenie. Poprawka była idealna i „The Reds” objęli niespodziewane prowadzenie.

Czerwony Folan

Druga połowa rozpoczęła się od bardziej zdecydowanych ataków Liverpoolu. Widać było, że Benitez w przerwie spotkania udzielił kilku stosownych wskazówek swojej drużynie. Szanse do podwyższenia mięli Kuyt i Torres, jednak strzały napastników były niecelne. Decydujące o wyniku wydarzenia miały miejsce pomiędzy 60. a 63. minutą. Najpierw czerwoną kartkę otrzymał Folan za bezmyślny, wręcz idiotyczny, faul na Martinie Skrtelu. Jakby tego było mało, chwilę później drugą bramkę dla gości zdobył Kuyt. Tym samym szanse na jakikolwiek korzystny rezultat dla Hull, zmalały praktycznie do zera.

Piłkarze Liverpoolu postanowili dowieść korzystny rezultat jak najmniejszym nakładem sił, co zemściło się na nich momentalnie. Kontaktową bramkę dla gospodarzy zdobył Giovanni i ostatnie piętnaście minut kibice „The Reds” oglądali swoich podopiecznych w zmasowanej defensywie. Na minutę przed końcem spotkania fani Liverpoolu mogli odetchnąć z ulgą. Po jednym z kontrataków Kuyt ustalił wynik meczu na 1:3 dla gości.

Pechowiec Noble

Drugi z kandydatów do tytułu mierzył swoje siły w derbach Londynu. Na Upton Park gospodarze podejmowali Chelsea i nie ukrywali, że interesuje ich tylko komplet oczek. Zapędy „The Hammers” widać było od pierwszych minut spotkania, gdyż to oni, a nie podopieczni Guusa Hiddinka, byli częściej przy piłce. „The Blues” grali dość niemrawo, przez co West Ham stwarzał sobie zdecydowanie więcej sytuacji. Najlepszą okazję do objęcia prowadzenia gospodarze zmarnowali na trzy minuty przed końcem pierwszej połowy. Fatalnie przy rzucie rożnym zachował się Petr Cech, który minął się z piłką, jednak strzał Tristana w ostatniej chwili został wybity z linii bramkowej.

Drugą połowę lepiej rozpoczęli goście, którzy po jednej z pierwszych sytuacji bramkowych objęli prowadzenie. Świetnie w polu karnym zachował się Frank Lampard, który wyłożył piłkę do Salomona Kalou. Strzał napastnika z Wybrzeża Kości Słoniowej do pustej bramki był jedynie formalnością. Nie minęła minuta, a gospodarze mogli odpowiedzieć trafieniem Dyera. Wielką klasą popisał się jednak Petr Cech, który obronił uderzenie pomocnika West Hamu.

Chelsea ostatecznie wywiozła trzy punkty z Upton Park, w czym duża zasługa czeskiego bramkarza „The Blues”. Napór „Młotów” przyniósł podopiecznym Zoli rzut karny za faul Kalou na Ilundze. Do piłki podszedł Mark Noble, jednak Cech obronił uderzenie Anglika i tym samym goście wciąż liczą się w wyścigu o mistrzowskie laury.

Nieskuteczni „The Toffees”

Nie mniej ciekawie było na innych stadionach. Szósty w tabeli Everton podejmował na Goodison Park Manchester City. Walczący o europejskie puchary gospodarze byli zdecydowanym faworytem konfrontacji i to oni dyktowali warunki w pierwszej połowie. Fatalnie jednak prezentowali się piłkarze formacji ofensywnej Evertonu. Zarówno Saha, jak i Fellaini nie potrafili wykorzystać jednej z wielu dogodnych sytuacji. Zemściło się to na nich mocno, bo w 35. minucie Brazylijczyk Robinho przeprowadził fantastyczną akcję, po której zdobył bramkę dla „The Citizens”.

Drugą odsłonę ponownie lepiej rozpoczął Everton, który mógł, a nawet powinien wyrównać stan meczu. Strzał Fellainiego w wiekim stylu obronił jednak Given. Cztery minuty po tym zdarzeniu podopieczni Marka Hughesa przeprowadzili kolejną zabójczą kontrę, po której Ireland zdobył drugiego gola dla gości. To wydarzenie na tyle zdenerwowało Davida Moyesa, że w 60. minucie dokonał on potrójnej zmiany. Za nieskutecznych Sahę, Fellainiego i Castillo na boisko weszli Gosling, Cahill i Vaughan. Pierwszy z nich w ostatniej minucie zdobył w końcu bramkę dla gospodarzy. Na wyrównanie jednak zabrakło czasu.

WBA walczą do końca

Porażki West Hamu i Evertonu wykorzystał stołeczny Fulham. W spotkaniu na Craven Cottage podopieczni Roya Hodsona wygrali ze Stoke 1:0. Złotą bramkę na wagę trzech punktów zdobył już w 29. minucie Eric Nevland. W drugiej połowie goście osiągnęli zdecydowaną przewagę, jednak nie potrafili znaleźć sposobu na wyrównanie. Kolejne punkty stracili ponownie podopieczni Martina O’Neilla, którzy zaledwie zremisowali na Reebok Stadium z Boltonem 1:1. Remis jest jak najbardziej sprawiedliwym rezultatem, który w pełni oddaje przebieg spotkania. Tuż przed przerwą Aston Villa objęła prowadzenie po strzale Ashley’a Younga. W drugiej odsłonie wyrównał jednak Tamir Cohen i goście mogą już raczej zapomnieć o grze w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie.

Dużą niespodziankę sprawili zawodnicy West Bromwich Albion. Piłkarze z The Howthorns, mający już jedynie iluzoryczne szanse na utrzymanie, bardzo pewnie pokonali Sunderland 3:0. Dzisiejsza porażka znów bardzo mocno komplikuje sytuację „Czarnych Kotów”, którzy znów muszą mocno drżeć o pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Łupem bramkowym podzielili się Olsson, który trafił do bramki gości jeszcze przed przerwą oraz Brunt i rezerwowy Menseguez.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze