Premiership: Niedzielne spotkania


W niedzielnym rozkładzie czternastej kolejki Premiership odbyły się dwa bardzo ważne spotkania dla układu dolnej części tabeli. Zarówno zawody na White Hart Lane, jak i batalię na Stadium of Light można śmiało tytułować meczami o sześć punktów.


Udostępnij na Udostępnij na

Pierwsi na murawę wybiegli sąsiedzi ze strefy spadkowej. Piłkarzy Tottenhamu od zawodników Blackurn Rovers dzielił przed spotkaniem zaledwie jeden punkt. Obie jedenastki nie potrzebowały zapewne żadnej dodatkowej motywacji, tak więc można było się spodziewać walki o każdy centymetr boiska. Taki scenariusz potwierdził się w pierwszych minutach spotkania, kiedy to podopieczni Paula Ince’a dosłownie rzucili się na popularne Koguty. Zawodnicy Harry’ego Redknappa grali bardzo nerwowo, a fatalne błędy po raz kolejny popełniał bramkarz gospodarzy, Heurelho Gomes, który dwukrotnie nie potrafił złapać piłki, po dośrodkowaniach z rzutów rożnych.

Kiedy wydawało się, że bramka dla przyjezdnych wisi w powietrzu, niesamowity rajd prawą stroną przeprowadził Aaron Lennon, który na pełnej szybkości ograł w polu karnym Martina Olssona i wyłożył piłkę Romanowi Pawljuczence. Rosyjskiemu napastnikowi nie pozostało nic innego, jak skierować futbolówkę do siatki. Gol zdobyty przez Tottenham na tyle podłamał piłkarzy Blackburn, że oddali oni inicjatywę gospodarzom. Już 10 minut później drugą bramkę powinien strzelić Pawljuczenko, jednak jego strzał głową wylądował na słupku bramki strzeżonej przez Robinsona.

Największym pechowcem niedzielnej batalii był obrońca gości, Martin Olsson. W 39. minucie po raz kolejny wystąpił w negatywnej roli i za faul na Aaronie Lennonie otrzymał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną, kartkę i musiał opuścić boisko. Od tej pory dominacja Kogutów nie podlegała żadnej wątpliwości. Pomimo liczebnej przewagi zawodnicy Redknappa nie forsowali tempa i spokojnie kontrolowali przebieg spotkania. Jedyne zagrożenie stworzyli po niecelnych strzałach z dystansu Toma Huddlestone’a oraz po akcji wprowadzonego w drugiej połowie Fraziera Campbella. Ponieważ grający w osłabieniu piłkarze Blackburn nie umieli sforsować obrony gospodarzy, skromna wygrana Tottenhamu stała się faktem.

Manager Rovers nie ma szczęścia do meczów z londyńczykami. Jeszcze jako zawodnik Wolverhampton dwukrotnie przegrał spotkania ze Spurs, drugie z nich kończąc z czerwoną kartką na koncie. W tej chwili Paul Ince ma jeszcze większy problem, bo jego zespół mocno osadził się w strefie spadkowej. Jeżeli w następnych spotkaniach nie nadejdzie poprawa, były angielski internacjonał może utracić swoją posadę.

W innym niedzielnym spotkaniu na Stadion Światła przyjechały popularne Młoty. Włoski manager londyńczyków, Gianfranco Zola, obiecywał swoim kibicom, że zrobi wszystko, aby jego podopieczni wrócili do domu z tarczą. Po kilku nieudanych meczach postanowił zmodyfikować nieco ustawienie zespołu, rezygnując z młodych, Jacka Collisona i Freddy’ego Sersa, kosztem Lee Bowyera i Juliena Fauberta. Decyzje okazały się na tyle trafne, że przyniosły zamierzony efekt. Po bramce Valona Behramiego West Ham odniósł długo oczekiwane zwycięstwo. Podopieczni Roy’a Keane’a natychmiast starali się odpowiedzieć na trafienie Szwajcara, jednak ich akcjom brakowało polotu. Jedyną szansę stworzyli po akcji Andy’ego Reida, ale strzał byłego napastnika Charltonu wylądował na poprzeczce bramki strzeżonej przez Roberta Greena.

Druga połowa meczu kompletnie rozczarowała. Sunderland próbował odrobić straty, jednak ich akcje były monotonne i czytelne dla bloku defensywnego Młotów. Z kolei piłkarze West Hamu cofnęli się głęboko na swoją połowę, czekając na okazję do kontry. Akcji było jak na lekarstwo, tak więc ostatni gwizdek sędziego Mike’a Deana wszyscy przyjęli z wielką ulgą. Wyjazdowe zwycięstwo pozwoliło podopiecznym Zoli oddalić się na pewien czas od strefy spadkowej, co daje im odrobinę komfortu przed kolejnym, ciężkim, meczem z Liverpoolem.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze