Premiership: 1311 minut Van Der Sara


Kolejka numer 28 przyniosła wiele emocji, w siedmiu dzisiejszych spotkaniach padło 13 bramek. W trzech meczach zwyciężyli goście i w trzech gospodarze. Jeden mecz zakończył się remisem.


Udostępnij na Udostępnij na

Newcastle – Manchester

Prawdziwy mecz walki obejrzeli kibice zgromadzeni na stadionie St. James’ Park. Newcastle chciało za wszelką cenę wykorzystać fakt, że ich dzisiejsi rywale mogą być zmęczeni po niedzielnej potyczce z Tottenhamem, wszak zagrali ponad dwugodzinny, zacięty mecz. Oto przedmeczowa wypowiedź tymczasowego trenera „Srok”, Crisa Hughtona:

Wiemy, że nie możemy zbytnio się otworzyć, bo przy graczach, jakich ma Manchester, jest to recepta na katastrofę. Musimy być bardzo skoncentrowani i wykorzystać sytuacje, które będziemy mieć. Mamy parę mocnych charakterów w drużynie i to będzie trzeba pokazać w dzisiejszym meczu. Manchester ma fantastyczną drużynę, ale my gramy przed własnymi fanami i dzięki ich wsparciu postaramy się uzyskać dobry wynik.

 Do składu Newcastle, po sześciu miesiącach absencji, wrócił Alan Smith, były zawodnik Manchesteru United. Anglik leczył kontuzję stawu skokowego, której doznał na początku sezonu. „Czerwone Diabły” wystąpiły w najmocniejszym składzie; do podstawowej jedenastki wrócił także Wayne Rooney. Pierwsza połowa rozpoczęła się niespodziewanie od bramki Lovenkrandsa w 9. minucie. Van Der Sar popełnił poważny błąd i w efekcie jego wspaniały rekord „czystego konta” zatrzymał się na 1311 minutach. Gospodarze po utracie gola oczywiście nie poddali się i jak najszybciej chcieli doprowadzić do wyrównania. Kibice przyjezdnych nie musieli długo czekać na bramkę swojego zespołu. W 20. minucie Wayne Rooney wykończył świetną kontrę całej drużyny i pokonał Harpera, wyrównując stan meczu. Przed zakończeniem pierwszej połowy Manchester miał jeszcze dwie wspaniałe okazje do zdobycia gola. Najpierw minimalnie chybił Vidić po strzale „szczupakiem”, a po chwili w piłkę nie trafił autor pierwszego gola – Wayne Rooney.

Po zmianie stron ostra walka o każdy centymetr boiska. Żaden zawodnik nie odpuszczał. Wszyscy podopieczni Alexa Fergusona bez problemu wytrzymywali „zabójcze” tempo tego spotkania ku zdziwieniu niektórych kibiców. Manchester przyjechał do Newcastle po trzy punkty, co podkreślali zawodnicy przed meczem. Dopięli swego w 56. minucie. Berbatow po ładnym podaniu Park Ji-Sunga zdobył gola, który dał prowadzenie United i zarazem ustalił wynik meczu. Do końca oglądaliśmy dużo walki i świetny doping fanów Newcastle. Manchester zwyciężył 2:1 i nadal jest samotnym liderem Premier League.

Wigan – West Ham

Wigan to niespodziewanie zespół zajmujący miejsce w środku tabeli. Wszystko to dzięki cennym punktom uzbieranym w potyczkach z silnymi zespołami. Drużyna Steve’a Bruce’a gra jednak bardzo niekonsekwentnie i w efekcie dziś na własnym stadionie przegrała z West Ham. Decydujący moment spotkania to 33. minuta meczu. Carlton Cole, najskuteczniejszy napastnik „The Hammers”, trafia do siatki rywala po składnej akcji Noble’a z Di Michele. Goście grali zdecydowanie lepiej, ale incydent, który nastąpił trzy minuty po objęciu prowadzenia, niewątpliwie podciął im skrzydła. Strzelec bramki w 36. minucie otrzymał żółtą kartkę za zbyt wysoko uniesioną nogę, problem w tym, że była to druga indywidualna kara Cole’a i musiał on opuścić boisko. West Ham starało się do końca utrzymać korzystny rezultat i nie forsowało zbytnio tempa gry. Na JJB Stadium Wigan przegrywa 0:1.

Fulham – Hull

Przed spotkaniem wydawało się, że gospodarze będą zdecydowanym faworytem meczu. Niespodziewanie jednak to Hull po końcowym gwizdku arbitra mogło cieszyć się ze zwycięstwa. Trzy punkty „Tygrysom” zapewnił Manucho w doliczonym czasie gry. Wynik zaskakujący, gdyż Hull w lidze ostatnie zwycięstwo odniosło… szóstego grudnia ubiegłego roku!

Tottenham – Middlesbrough

Prawdziwy pogrom na White Hart Lane. Piłkarze Tottenhamu postanowili zrekompensować swoim fanom niedzielną porażkę z Manchesterem United i zaaplikowali Middlesbrough aż cztery gole. Wynik otworzył Robbie Keane już w 9. minucie meczu. Drugi gol, autorstwa Romana Pavlyuczenko, padł w 14. minucie. Na kolejne trafienie kibice czekali do 40. minuty, swoją pierwszą bramkę w meczu zdobył Aaron Lennon, a blisko czterdzieści minut później postanowił ten wyczyn powtórzyć i podwyższył prowadzenie „Kogutów’ na 4:0. Middlesbrough nie miało nic do powiedzenia, gospodarze grali bardzo skutecznie i przez cały mecz dyktowali swoje warunki. Harry Redknapp po spotkaniu na pewno będzie bardzo zadowolony. Zwycięstwo niewątpliwie poprawiło mu humor po porażce w finale Carling Cup z United.

Manchester City – Aston Villa

Nie tak wyprawę na City of Manchester Stadium wyobrażali sobie podopieczni Martina O’Neilla. Aston Villa blisko miesiąc czeka na zwycięstwo i złą passę piłkarze z Birmingham chcieli przerwać w meczu z nierówno grającymi „Citizens”. Ku zdziwieniu sympatyków „The Villans” ich pupile nie zabrali do domu ani jednego punktu. Gospodarze akurat dziś postanowili zagrać lepiej niż w ostatnich czterech ligowych potyczkach i ograli największą niespodziankę sezonu, jaką bez dwóch zdań jest Aston Villa. Szczęście zdecydowanie sprzyjało dziś Manchesterowi City. Najpierw rzut karny w 24. minucie na bramkę zamienił Elano, a później, minutę przed końcem, wynik ustalił Wright-Phillips. Aston Villa nie może wrócić do formy sprzed kilku tygodni. Sześć meczów z rzędu bez zwycięstwa to nie wypadek przy pracy, a raczej mały kryzys.

Stoke – Bolton

Na Brittania Stadium spotkały się zespoły, którym nie najlepiej wiedzie się w tym sezonie. Choć akurat Stoke gra jako beniaminek, to już od piłkarzy Boltonu kibice na pewno oczekują lepszych wyników. Goście byli dziś nieznacznymi faworytami, lecz zważywszy na to, którą pozycję w tabeli zajmowali goście, fakt ten nie powinien dziwić. Sport jednak rządzi się swoimi prawami, faworyci nie zawsze wygrywają. Tak było i dziś. Po trafieniach Beattie’go i Fullera piłkarze beniaminka odnieśli w pełni zasłużenie zwycięstwo. Trzy punkty zostały w Stoke, a ekipa Gary’ego Megsona, nie licząc wspomnień, wraca do domu z niczym. Stoke – Bolton 2:0

Blackburn – Everton

W tym zestawieniu faworytem byli oczywiście goście. Wracający do składu Cahill, Pienaar i Osman mieli zapewnić „The Toffees” trzy punkty. Gospodarze nie mieli nic do zaoferowania  w grze ofensywnej, więc skupili się głównie na defensywie. Jak się okazało, przyniosło to oczekiwany efekt, podopieczni Allardyce’a na tyle utrudnili zadanie Evertonowi, że wywalczyli jeden cenny punkt. Spotkanie zakończyło się wynikiem bezbramkowym, co na pewno bardziej satysfakcjonuje trenera Blackburn.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze