Po niedawnym meczu z Tottenhamem menedżer Watford, Quique Flores, powiedział: – Tottenham posiada dobry zespół i świetnych zawodników. Są energiczni i mają wszystko co potrzebne, żeby zdobyć mistrzostwo. Ich występy zawsze stoją na wysokim poziomie. Stworzyli jasny plan, który wykonują za każdym razem. Bardzo się poprawili od naszego ostatniego spotkania i są jednym z kandydatów do sięgnięcia po tytuł. Mają więcej pewności siebie i są jedną z najlepszych drużyn. Mają ogromną szansę na wygranie ligi.
W tym sezonie nie ma zdecydowanego faworyta do tytułu, choć media i bukmacherzy skupiają się głównie na drużynach Arsenalu i Manchesteru City. Leicester traktowane jest z przymrużeniem oka, jako wybryk, ewenement, który w pewnym momencie musi wrócić na środek tabeli. Choć budzą zachwyt, wiele osób czeka, by móc powiedzieć: wiedziałem, że tak będzie.
Czarny koń
„Koguty” jednak coraz bardziej umacniają się w roli czarnego konia tych rozgrywek. Przed sezonem nikt ich nie brał na poważnie. Bo trudno rozpatrywać jako kandydata do mistrzostwa klub, który ostatni tytuł zdobył w tak zamierzchłych czasach, że większości z nas nie było jeszcze na świecie (miłośnikom historii przypomnę, że ostatni triumf Tottenhamu w angielskiej lidze miał miejsce w roku 1961). Prócz argumentów tego typu najczęściej padało stwierdzenie, że Tottenham to drużyna budowana z myślą o przyszłości. Nie bez powodu.
Młode wilki
Dysponują najmłodszym składem w lidze, a o ich grze tak naprawdę decydują piłkarskie dzieci. Trudno w składzie wypatrywać weteranów. Wprawdzie znajdziemy w nim doświadczonych zawodników, ale raczej tych w szczytowym punkcie swojej kariery niż nasyconych sukcesami (tylko Belgowie – Alderweireld, Vertonghen i Dembele – oraz Eriksen mieli okazję poznać smak mistrzostwa).
Sam Pochettino o swojej drużynie mówi tak: – W piłce na sukces składa się wiele czynników. Ważne, żeby w drużynie była równowaga miedzy młodymi i starszymi piłkarzami. To idealne połączenie do zdobywania trofeów. Wiem to z własnego doświadczenia, bo miałem 18 lat, gdy zdobyłem w Argentynie swój pierwszy tytuł z Newell’s Old Boys. Obecny Tottenham przypomina mi tamtą drużynę.
Argentyński trener potrafił jak do tej pory przekuć wadę w istotną zaletę. Zbudował grupę młodych wilków, głodnych sukcesu i chwały. Grupę, która rzuca się przeciwnikom do gardeł i aż do ostatniego gwizdka nie daje się od nich oderwać (prawie 30 procent bramek „Koguty” strzelają w ostatnim kwadransie meczu). Drużynę, która biega więcej niż przeciwnik (tylko w jednym meczu gracze Tottenhamu przebiegli mniejszy dystans niż drużyna przeciwnika). Oczywiście możemy się zastanawiać, czy starczy im sił do końca sezonu. Na razie nie widać, żeby zwalniali. Wręcz przeciwnie – wraz z kolejnymi kolejkami nabierają pewności siebie, młodzieńczej bezczelności i zdecydowanie lepiej wykorzystują swój potencjał i błędy rywali. Tam, gdzie wcześniej tracili punkty (zatrważająca liczba remisów), teraz odnoszą zwycięstwa. Widać ewolucję i w myśleniu, i w stylu gry, która oparta jest na pressingu do ostatnich minut meczu.
Another solid performance from the team tonight! Let's go again Saturday 👍 #COYS #PremierLeague pic.twitter.com/fPoeX8pRiV
— Harry Kane (@HKane) February 2, 2016
Widać też głód gry. Schodząc z boiska, wyglądają na tak bezczelnie pewnych siebie, jakby mówili: może zagramy jeszcze raz. A w szatni już piszą o oczekiwaniu na kolejne spotkanie.
Very happy with the win and clean sheet! Congrats @trippier2 on the goal! Let's go again next week! #COYS pic.twitter.com/bOb2fhnBlZ
— Harry Kane (@HKane) February 6, 2016
Warto też spojrzeć na to, że większość zawodników Tottenhamu mocno identyfikuje się z klubem i jego kibicami, czym nie może się poszczycić chyba żaden klub z czołówki. Sporo tu wychowanków albo zawodników, którzy grają w tym klubie od lat.
One year to the day…
"Look at the Tottenham fans face and I'm not talking about the ones in the stand…" #COYS pic.twitter.com/ASe1nYGjtX
— Noz Ahmed (@NozAhmed) February 7, 2016
Trudne początki
Wprawdzie czas poświęcony na nauczenie się, że 1:0 w angielskiej lidze (a po prawdzie w żadnej) nie jest bezpiecznym wynikiem, kosztował ich sporo straconych punktów i powoduje, że nadal mało kto poważnie rozpatruje ich kandydaturę do tytułu. Jednakże rywale także pogubili sporo punktów i w tej chwili dystans Tottenhamu do lidera z Leicester wynosi pięć oczek. Strata na tyle niewielka, że nie ma problemu, żeby ją do 15 maja zniwelować.
Większym problemem jest to, że „Kogutom” niezbyt wychodzą mecze z czołowymi drużynami tabeli. Bez trudu zbierają skalpy tych, którzy są pod nimi, a na wyprzedzających ich w stawce brakuje albo wyrachowania, albo szczęścia. Jak do tej pory w meczach z drużynami czołowej czwórki Tottenham wygrał jedynie mecz z 26 września 4:1 z Manchesterem City. Jednakże do końca sezonu ze spotkań z czołowymi drużynami został jeden. Derby Londynu z Arsenalem na White Hart Lane. Zespół Wengera czeka jeszcze, prócz meczu z Tottenhamem, wyjazd na Etihad Stadium. Najlepszy jednak terminarz ma chyba Leicester, które po meczu z Arsenalem czekają same mecze, w których to „Lisy” będą faworytem.
Mauricio Pochettino
Następną sprawą, która przemawia za Tottenhamem, jest Mauricio Pochettino. Kolejny młody wilk w stadzie ekipy z White Hart Lane. Przychodzi mu konkurować ze starymi wyjadaczami, wytrawnymi graczami, którzy jednak są już zmęczeni latami rozdawania kart. Wśród konkurentów chyba tylko o Claudio Rannierim można powiedzieć, że pokazuje w tym sezonie głód sukcesu. Pellegrini bardziej rozgląda się za nowym miejscem do życia, starając się jednocześnie opanować szatnię Manchesteru City. Wenger zaś… miał już tyle lat przyzwyczajania się do porażki, że przyjmuje ją bez większego zdziwienia. Zdecydowanie bardziej zaskakuje go sukces.
Argentyński trener Tottenhamu dorasta w oczach. Wprawdzie pokazywał już swoje umiejętności w Southampton i w pierwszym sezonie w Tottenhamie, ale dopiero teraz widać jego rękę odbitą na drużynie. Zespole, z którego pozbył się niechcianych elementów (choćby sprzedaż Townseda kilka dni temu), dołożył kilka swoich i uczynił maszynkę do zdobywania punktów. A być może i mistrzostwa Anglii.
Powtarzalność stylu, umiejętność plastycznego dostosowania się do gry rywala i łatwość ofensywna Tottenhamu pozwala powiedzieć, że to, co widzimy na boisku, to zespół Argentyńczyka. Sprawił, że „Koguty” nie dość, że są drużyną o zdecydowanie najlepszym bilansie bramkowym w Premier League, drużyną o najmniejszej liczbie straconych bramek, to jeszcze zespołem, który w żadnym meczu nie stracił więcej niż dwóch bramek. Defensywa Tottenhamu jest monolitem pozwalającym na spokój w ofensywnie.
W zeszłym sezonie na tym etapie walki o mistrzostwo Anglii Tottenham miał straconych 31 bramek, w tym ma ich 19. Nie ucierpiała przy tym ofensywa, bo po 25 kolejkach mają strzelonych 45 goli, co przy 34 na tym etapie w zeszłym sezonie wygląda imponująco.
Mauricio saved a special message for the fans in his post-match interview yesterday… #COYS pic.twitter.com/ZezuX4Apom
— Tottenham Hotspur (@SpursOfficial) February 7, 2016
Brak presji
Pomocny w walce o tytuł może być też brak presji. Mimo że do końca ligi zostały niecałe trzy miesiące, ani klub, ani prasa nie mówią o tytule dla londyńczyków. No, chyba że o tych z Emirates Stadium. Jeśli Tottenham zdobędzie mistrzostwo, będzie sensacja. Jeśli nie zdobędzie, w klubie nie dojdzie do nerwowych ruchów, a i prasa nie będzie zdziwiona. To zdecydowanie łatwiejsza sytuacja niż ta, którą mają zespoły City i Arsenalu. Nawet Leicester jako niespodziewany lider musi co kolejkę mierzyć się z presją (aczkolwiek wychodzi mu to doskonale). „Koguty” nic nie muszą, oni najwyżej mogą.
„Kanonierzy” i zawodnicy City muszą też pogodzić BPL z Ligą Mistrzów. Może niedługo, ale muszą. Tottenham – jak większość angielskich klubów – ma do Ligi Europy, w której zagra z Fiorentiną, stosunek – delikatnie rzecz ujmując – ambiwalentny. Grają – to dobrze, odpadną – to bez większego żalu.
Minusy
Co może przeszkodzić Tottenhamowi w zdobyciu tytułu? W pierwszej kolejności świetna passa Leicester. „Koguty” mają stratę do lidera, więc są od niego niestety zależni. Po drugie plaga kontuzji. Wprawdzie Pochettino czuje się tak mocny, że klub w okienku zimowym zanotował tylko odejścia zawodników, ale – patrząc na kadrę Tottenhamu – pewnych zawodników trudno będzie zastąpić.
Ławka rezerwowych nie na wszystkich pozycjach zapewnia komfort. Wprawdzie przy Alderweireldzie jego rodak stał się solidnym obrońcą, jednak pole manewru Pochettino na tej pozycji jest niewielkie. Teraz Vertonghena zastępuje Wimmer, a na ławce w meczu z Watford nie było żadnego środkowego obrońcy. Oczywiście może zagrać tam Eric Dier. Ale trudno mówić o komforcie na tej pozycji. Kolejnym problemem może być Lloris. Wprawdzie na ławce siedzi Vorm, ale to nie ta klasa, poza tym pozostaje pytanie, czy pamięta, jak się gra w piłkę po półtorarocznym grzaniu pośladków. W formacjach ofensywnych powodów do narzekania jest zdecydowanie mniej. Gra „Kogutów” jest całkowicie niezależna od jakiegokolwiek pojedynczego zawodnika. A to ogromna przewaga nad liderem bardzo mocno uzależnionym od formy duetu Vardy – Marhez.
Po trzecie… Nie znam kolejnych powodów, dla których miałbym wątpić w to, że 15 maja na stadionie w Newcastle zawodnicy Tottenhamu nie będą świętować mistrzostwa Anglii. Jeśli coś wam przychodzi do głowy, piszcie. Może zweryfikuję trochę swój tok rozumowania.
Ale wcześniej obejrzyjcie…