Premier League vs. reszta kontynentu – angielskie kluby przed fazą pucharową LM


Wraca Liga Mistrzów. Jak rysują się szanse przedstawicieli ligi angielskiej?

8 lutego 2018 Premier League vs. reszta kontynentu – angielskie kluby przed fazą pucharową LM
101greatgoals.com

Już w przyszłym tygodniu najlepsze kluby Starego Kontynentu powrócą na europejską arenę, aby przystąpić do pucharowej rywalizacji w rozgrywkach Ligi Mistrzów. Z tej okazji spróbujemy ocenić, która z angielskich ekip ma największe możliwości skutecznego reprezentowania Premier League w europejskiej rywalizacji.


Udostępnij na Udostępnij na

Nie da się ukryć, że tak dobrze z angielskimi zespołami nie było od dłuższego czasu. W ostatnich trzech sezonach jedynie Manchester City próbował bronić honoru Premier League, choć ostatecznie i tak nieznacznie uległ w półfinale Realowi Madryt, a miało to miejsce w rozgrywkach 2015/2016. Dziś, na starcie fazy pucharowej, znalazło się miejsce dla wszystkich pięciu przedstawicieli angielskiej piłki. Ostatni raz komplet ekip występujących na co dzień w najbardziej medialnej krajowej lidze znalazł się na etapie 1/8 finału przed czterema laty, a jedna z nich – Chelsea – przebiła się ostatecznie do półfinału. Jak będzie teraz? Biorąc pod uwagę bieżącą sytuację i dyspozycję, przyjrzymy się, która z nich startuje z najlepszej pozycji w wyścigu europejskich potentatów.

Mała rozgrzewka przed ćwierćfinałem

Podopiecznych Pepa Guardioli śmiało można już umiejscowić w gronie ćwierćfinalistów. Mistrzowie Szwajcarii z całą pewnością należeli do tych drużyn, z którymi inni giganci – na czele z Barceloną i Paris-Saint Germain – chcieliby się zmierzyć. Nie oszukujmy się. Jeśli już na etapie ćwierćfinału lub półfinału los nie skojarzy ze sobą „The Citizens” z wicemistrzami Hiszpanii czy też mistrzami Francji, drużynę z Etihad Stadium trzeba będzie traktować jako jednego z głównych kandydatów do końcowego triumfu. Ich niezwykle komfortowe położenie w rozgrywkach ligowych pozwala całkowicie skupić się na nadrzędnym celu, jakim oczywiście jest Liga Mistrzów. Oczko w głowie katarskich szejków, całego środowiska związanego z tą częścią Manchesteru, któremu podporządkowany został cały proces budowy perfekcyjnej piłkarskiej maszyny.

W takiej sytuacji – oczywiście przy całym szacunku dla Basel, któremu należą się brawa za awans z grupy, gdyż to Benfica jawiła się raczej jako kandydat do zajęcia pozycji numer dwa – dwumecz ze Szwajcarami powinien być traktowany z przymrużeniem oka. Małym przetarciem przed ćwierćfinałem, rozpoczynającym prawdziwą grę dla Manchesteru City w elitarnych rozgrywkach. Zresztą o liderze Premier League napisano już w ostatnim czasie wszystko. Nie da się ukryć, że to drużyna z największymi możliwościami spośród angielskich ekip.

Minimalizm Mourinho a Sevilli życie po Berizzo

Manchester United za sprawą ubiegłorocznego triumfu w Lidze Europy powrócił po rocznej przerwie do najbardziej pożądanych europejskich rozgrywek. I jak pokazała faza grupowa, powrót ten należy uznać za udany. Sympatycy „Czerwonych Diabłów” mogą oczywiście psioczyć na metody stosowane w pracy przez Jose Mourinho i powściągliwość w grze ich ulubieńców. Czy słusznie? Trudno powiedzieć. Nie zmienia to jednak faktu, że obecnie to oni, z pięciopunktową przewagą nad trzecim zespołem w tabeli, rozdają karty w wyścigu o wicemistrzostwo Anglii. A i w rywalizacji 1/8 finału Ligi Mistrzów znajdują się w doskonałej pozycji wyjściowej.

Odnosząc się do dwumeczu drużyny z Old Trafford z Sevillą, nie sposób nie zwrócić uwagi na sytuację panującą w obozie Andaluzyjczyków. Nowemu szkoleniowcowi Sevilli, Vicenzo Montelli, bardzo opornie idzie ponowne układanie klocków w jego ekipie i niewykluczone, że wcale nie uda mu się zbudować tego, czego oczekiwano od jego poprzednika, Eduardo Berizzo. W sytuacji, gdy w zespole exszkoleniowca Milanu panuje całkowity chaos – czego dowodzą absurdalne wyniki w postaci ligowych porażek z Betisem Sevilla (3:5) bądź Eibarem (1:5) – za obowiązek uchodzi dla Manchesteru United zameldowanie się w gronie ćwierćfinalistów. I z dozą bardzo dużego prawdopodobieństwa – jak w przypadku jego lokalnych rywali – tak też się stanie. Minimalizm stosowany przez Portugalczyka, bez większych obaw, powinien wystarczyć na przedstawiciela ligi hiszpańskiej.

Show, które nie powinno nudzić

Liverpool to najtrudniejsza do zdefiniowania ekipa. Nie sposób odmówić jej ogromnego potencjału ofensywnego, momentami ocierającego się o maestrię. Wesoły team ludzi Kloppa po długich dziewięciu latach powrócił na szczebel 1/8 finału Ligi Mistrzów, a udane losowanie z całą pewnością wzmogło apetyty. Na rozgrzane głowy zwolenników klubu z miasta Beatlesów też jednak należy wylać kubeł zimnej wody. Przed Porto oczywiście trudno jakoś szczególnie drżeć ze strachu. Najnowsza historia – odkąd stery w klubie przejął Niemiec – pokazała jednak, że negatywne zaskakiwanie to bardzo szpetne znamię, którego nie można się pozbyć. Poważna rysa na wizerunku pięknie grającego Liverpoolu. A sam projekt budowy potężnej ekipy z Anfield Road, zyskującej poważanie wśród najsilniejszych, wydaje się nie mieć końca. W takiej sytuacji Portugalczycy z całą pewnością są w stanie wyrzucić „The Reds” za burtę.

Ewentualna porażka Anglików w tym dwumeczu nie powinna zostać uznawana za wielką niespodziankę. Jedno jest pewne – romantyczna dusza Kloppa i spółki zapewni kapitalny spektakl. Kwestia tylko, czy ta romantyczność doprowadzi do awansu w fenomenalnym stylu, czy znów zostaną ofiarami popisowego comebacku, jak niedawno w fazie grupowej mierząc się z Sevillą. Obie ewentualności należy brać pod uwagę. Mimo wszystko, wskazanie na Liverpool.

Ostateczne rozstrzygnięcie nie będzie niespodzianką

Tottenham stworzył wraz z Juventusem najbardziej wyrównaną parę, która zmierzy się ze sobą na etapie 1/8 finału. Można odnieść wrażenie, że stale rozwijająca się drużyna „Kogutów” jakby stanęła w miejscu. Przed podopiecznymi Mauricio Pochettino oczywiście czapki z głów, mając w pamięci listopadowy koncert na Wembley, kiedy to symfonia Argentyńczyka przyćmiła drużynę Realu Madryt. Należy jednak wziąć poprawkę na fakt, iż zawodnicy Zidane’a – delikatnie mówiąc – w żaden sposób nie przypominają hiszpańskiego kolosa, który w dwóch ostatnich sezonach zdominował rozgrywki Ligi Mistrzów.

Ekipa z północnego Londynu w ostatnich latach stale musi coś udowadniać. Choć pochwały względem Pochettino sypią się z każdej strony, w przedsezonowych przewidywaniach nie każdy na poważnie bierze kandydaturę Tottenhamu do końcowego triumfu. Podobna sytuacja ma miejsce w Lidze Mistrzów. Kane’owi i jego kolegom wciąż brakuje stempla potwierdzającego klasę godną angielskiego dżentelmena, próbującego dostać się na bal dla prawdziwej elity. Starcie z Juventusem to bardzo dobra okazja, aby udowodnić, że znajduje się dla nich miejsce na prestiżowej, europejskiej arenie. Trudno jednakże wskazać jednoznacznego faworyta. Zarówno zwolennicy Tottenhamu, jak i Juventusu są w stanie przedstawić racjonalne argumenty, przemawiające za wspieraną przez nich stronę. Która drużyna by nie awansowała, nie będzie to żadnym zaskoczeniem.

Znów w punkcie wyjścia

Zeszłoroczny sukces Chelsea w Premier League dawał nadzieję, że na Stamford Bridge tworzy się ekipa, będąca w stanie namieszać szyki rozdającym karty w europejskiej piłce. Nic takiego nie ma jednak miejsca. Wręcz przeciwnie. Po zwycięskiej kampanii 2016/2017 nie zostało prawie nic, a niebieska część Londynu powoli sposobi się chyba do budowy zupełnie nowego zespołu, już pod batutą nowego szkoleniowca. Wyeliminowanie Barcelony może być nie na siły graczy Antonio Conte. Nie da się ukryć, że ustępujący mistrzowie Anglii znaleźli się w najgorszym położeniu, biorąc pod uwagę wszystkie zespoły z Premier League. Ostatnie ligowe porażki w fatalnym stylu – 1:4 z Watford oraz 0:3 z Bournemouth – nie dają większych powodów do optymizmu przed zbliżającym się dwumeczem z ekipą, aspirującą do końcowego triumfu.

Ratunkiem dla piłkarzy Conte może być kunszt ich menedżera. Włoch niejednokrotnie pokazywał swobodę taktyczną w swoich działaniach i to właśnie w takich momentach przynosiła ona zamierzony skutek. To każe sugerować, że londyńczycy nie powinni być skreślani całkowicie. Czy jednak odpowiednie działania ze strony byłego selekcjonera reprezentacji Włoch wystarczą na Barcelonę? I najważniejsze, czy dane mu będzie w ogóle podjąć rękawice przeciwko „Blaugranie”? Według najnowszych doniesień Roman Abramowicz może nie czekać do końca sezonu i już teraz przymierza się do rezygnacji z usług Włocha. Niewykluczone, że jego przyszłość wyjaśni się już po najbliższym ligowym pojedynku z West Bromwich Albion.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze