Poznali prawdę, doczekają się sprawiedliwości?


Mimo że od tragedii na Hillsborough minęły już prawie 24 lata, to wydarzenia z 15 kwietnia 1989 roku i kilku następnych dni wciąż i wciąż wracają na świecznik. Tym razem dzięki raportowi Hillsborough Independent Panel, który ujrzał światło dzienne w środę. A przy okazji ujawnił całkiem nowe fakty, które wywracają historię o tym, co stało się tego dnia w Sheffield, do góry nogami.


Udostępnij na Udostępnij na

Przez lata niezależni badacze, którym zależało na dojściu do prawdy, przejrzeli setki tysięcy stron dokumentów, zeznań policjantów i ofiar tragedii, raportów z sekcji zwłok, taśmy z nagraniami z tego dnia, słowem wszystko to, do czego dotarli, i wydali swój werdykt. Werdykt, po którym ludzie odpowiedzialni za organizację i bezpieczeństwo na stadionie podczas tego feralnego dnia powinni się zapaść pod ziemię. A rodziny, przyjaciele i znajomi 96 kibiców, którzy wtedy pojechali na swoje ostatnie spotkanie w życiu, mają kolejny powód, żeby ich nienawidzić.

Już nawet pal licho, że Hillsborough w ogóle nie miało odpowiedniego, nawet jak na tamte czasy, certyfikatu bezpieczeństwa. Wszyscy wiedzieli, że Leppings Lane nie jest najbezpieczniejszą trybuną na Wyspach, ale FA i tak zdecydowała, że mecz odbędzie się w Sheffield. Do tragedii w ogóle zatem nie powinno dojść, ale nawet nie to jest najgorsze, wszak stwierdzenie, że ludzie głupi są i idiotyczne podejmują decyzje, nie jest w ogóle odkrywcze. Tak było, jest i najpewniej będzie.

Jeśli jednak dowiadujemy się o machlojkach, manipulowaniu śledztwem, wykreślaniu niektórych zdań z zeznań policjantów i innych ohydnych praktykach, które miały na celu zrzucanie winy za rozmiar katastrofy na same ofiary, to nóż się w kieszeni otwiera. Wiadomo, najłatwiej oskarżyć o coś osobę zmarłą, w końcu sama się nie obroni. Tym łatwiej to zrobić, jeśli ma się dostęp do materiału dowodowego i samemu prowadzi się śledztwo. Fani Liverpoolu, którzy przeżyli katastrofę, nigdy się z tym nie zgadzali, ale żeby w końcu okazało się, że to oni mają rację, musiały minąć długie 23 lata.

23 lata, podczas których wiele osób było przekonanych, że to na kibicach spoczywa znaczna część winy. Przyczynił się do tego artykuł w „The Sun” napisany kilka dni po tym feralnym dniu, zatytułowany „Prawda”, który jednak powinien być nazwany „Kłamstwa”. Po przecieku (teraz już wiemy, że najpewniej nieprzypadkowym) ze strony policji Kelvin MacKenzie napisał, że niektórzy fani „The Reds” okradali ofiary, przeszkadzali dzielnym policjantom w akcji ratunkowej (m.in. sikając na nich) i bili ratowników medycznych przy próbie reanimacji poszkodowanych. Oczywiście wiele osób w to nie uwierzyło, ale niektórym fanom przeciwników dało to pretekst na przykład do okrzyków typu „Mordercy” podczas minut ciszy poświęcanych ofiarom tragedii.

Ci, którzy uczestniczyli w tych wydarzeniach, byli więc przez ponad dwie dekady często opluwani i szykanowani, a wszystko przez to, że South Yorkshire Police chciała zatuszować swoją nieudolność. A popisała się nią w stopniu wyjątkowo wysokim. Służby wszystko zrobiły tamtego popołudnia źle, począwszy od otwarcia dodatkowych bram i tym samym wpuszczenia zbyt wielu osób na trybunę, po fatalnie zorganizowaną akcję ratowniczą. Według zeznań policjantów niewielu z nich miało krótkofalówki, oni sami nie wiedzieli, co się dzieje, a dowódcy panikowali i nie potrafili podjąć racjonalnych decyzji. Jak inaczej niż skrajną głupotą nazwać na przykład wpuszczenie na boisko, na którym umierali ludzie i z którego innych znoszono na połamanych bandach reklamowych, tylko jednej karetki?! Gdyby te ambulanse, które przed stadionem czekały, na murawie się znalazły, na pewno bilans byłby mniej tragiczny. Jak czuć musiały się rodziny ofiar, kiedy dowiedziały się, że prawdopodobnie aż 41 osób można było uratować? Gdyby ktoś tylko zachował zimną krew i podjął jedną dobrą decyzję…

A niewpuszczenie karetek to tylko jeden z niewielu błędów, które tego dnia popełniono. Jednak nikt nie chciał za to wziąć odpowiedzialności, więc zaczęło się wycinanie zbędnych dowodów, tak żeby policjanci wyszli na tych dobrych, a kibice na tych złych. Z ludzi, którzy naprawdę pomagali i prawdopodobnie w dużej mierze dzięki nim liczba ofiar nie była trzycyfrowa, zrobiono zapijaczoną hałastrę, która zachowywała się jak wypuszczone z klatki dzikie zwierzęta. Trudno w ogóle jakoś nazwać takie zachowanie. Ludzie, którzy wtedy nie dopełnili swoich obowiązków, oraz ci, którzy AK sprawnie zacierali ślady prowadzące do prawdy, powinni za to odpowiedzieć. Przed sądem.

Ten raport to tylko początek końca tej historii. Słowo „przepraszam” i z ust premiera Camerona, i ze strony FA, i od Sheffield Wednesday, i na pierwszej stronie „The Sun” już padło. Jednak przeprosiny nie wystarczą. Ci, których rodziny 15 kwietnia zostały w jakimś stopniu rozbite, chcą sprawiedliwości. Chcą procesów i wyroków sądowych. To już nie przywróci życia ich bliskim, ale być może chociaż nieco uśmierzy ból po ich stracie. Zresztą już za późno, by zrobić coś więcej. Pewne jest jednak, że ci, którzy w manipulowaniu śledztwem i oskarżaniu niewinnych o straszne przecież czyny brali udział, powinni ponieść kary. I miejmy nadzieję, że kiedyś, może nie dziś, może nie jutro, ale za rok, dwa, a choćby nawet i dziesięć, tak się w istocie stanie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze