Powrót z emerytury Gąsiora, strażak Bartoszek i Klafurić w podwójnej koronie – poczynania ostatnich krótkoterminowych trenerów w ekstraklasie


Zwalnianie szkoleniowców to nie akt desperacji i koniec świata, niektórzy tymczasowi trenerzy potrafili dokonywać wielkich rzeczy

31 października 2021 Powrót z emerytury Gąsiora, strażak Bartoszek i Klafurić w podwójnej koronie – poczynania ostatnich krótkoterminowych trenerów w ekstraklasie
Piotr Matusewicz / PressFocus

Ich współczesnym patronem jest Hansi Flick. Potrafią skutecznie ugasić szalejący pożar, potrafią tchnąć w zespół nowego ducha w oparciu o wcześniejsze obserwacje oraz własne wnioski, ale też potrafią wszystko dogłębnie dobić. Tymczasowi trenerzy. Przykra konieczność czy może szansa na nieoczekiwane odkrycie? Przypomnijmy sobie ostatnich szkoleniowców z misją specjalną w naszej ekstraklasie.


Udostępnij na Udostępnij na

Marek Gołębiewski niespodziewanie zanotował awans z opiekuna rezerw warszawskiej Legii na fotel trenera pierwszej drużyny stołecznego klubu. 41-latek z pewnością liczy na podobny los, jaki spotkał niedawnych krótkoterminowych trenerów i wierzy, że odbudowa mistrza Polski pod jego wodzą pozwoli mu poprowadzić zespół dłużej niż do końca bieżącego sezonu. Tymczasowi trenerzy nie tylko przejmowali drużyny z konieczności i braku alternatywy. Aż w pięciu poprzednich przypadkach nieźle wykonana praca w przejściowym okresie poskutkowała podarowaniem większego kredytu zaufania od zarządu klubu i kontynuacją współpracy.

Miesiąc chwały Deana Klafuricia

Chorwacki asystent przejął drużynę legionistów po swoim rodaku, Romeo Jozaku, na sześć kolejek przed końcem z pozoru nieudanego sezonu dla warszawian. Zagrzebianin najpierw awansował do finału krajowego pucharu, w którym zwyciężył, a potem wygrał pięć na sześć spotkań w lidze, zdobywając mistrzostwo Polski. Tym samym polska piłka nożna doczekała się trzynastego dubletu w historii i raczej bezsprzecznie najdziwniejszego ze wszystkich.

Legia postanowiła podpisać nowy kontrakt z Klafuriciem na rok z możliwością przedłużenia o kolejne 12 miesięcy. Od tamtego czasu słynny „Klaf” przeszedł przez pierwszą rundę eliminacyjną Ligi Europy, lecz przegrał po raz pierwszy na inaugurację ekstraklasy i tradycyjnie mecz o Superpuchar Polski. Porażka w dwumeczu ze słowackim Spartakiem Trnawa wystarczyła, aby szala goryczy się przelała. Trener ze swoim odnowionym sztabem nie wytrwali nawet do końca wakacji.

Dariusz Mioduski pokusił się o stwierdzenie, że zatrudnienie na stałe wcześniejszego asystenta pierwszego trenera było błędem. Czy zatem także nowy trener „Wojskowych” nawet w przypadku diametralnej poprawy wyników może nie wytrwać na stanowisku dłużej, jeśli za sukcesami nie pójdzie poprawa stylu gry?

(Nie)poważna propozycja dla Macieja Bartoszka

Okoliczności i zamysły podczas zatrudnienia Macieja Bartoszka jako tymczasowego trenera Wisły Płock wywołały niemałą konsternację. W końcu włocławianin to niegdyś najlepszy trener sezonu ekstraklasy, a klub ze stadionu imienia Kazimierza Górskiego zaproponował mu posadę na całe dwa i pół miesiąca, nie zawierając dodatkowej klauzuli.

Znany z ciętego języka i nadzwyczajnego zapału szkoleniowiec, który zastąpił na tej funkcji Radosława Sobolewskiego, od samego początku przychodził na Mazowsze z perspektywą uzbierania punktów potrzebnych do utrzymania „Nafciarzy” i szybkiego pożegnania.

Jak wyznał, nie zraził się mało poważną w opinii wielu propozycją od płocczan. Ostatnie sześć spotkań sezonu Wisły Płock pod wodzą Macieja Bartoszka przyniosło osiem punktów i bezpieczną lokatę. Wrażenie mogła robić nie tyle efektowność, co nowa energia i charakter zespołu, który potrafił nadawać prowadzonym przez siebie ekipom 44-latek.

Nie mogło więc dziwić pozostawienie trenera już w wizji długoterminowej. Aktualna umowa obowiązuje do 30 czerwca przyszłego roku, a dawny szkoleniowiec między innymi Korony Kielce jak na teraźniejsze możliwości klubu kontynuuje całkiem udane wejście do drużyny mimo wyjazdowej niemocy.

Trenerzy
Lukasz Sobala / Press Focus

Wybraniec Włodzimierz Gąsior

Kolejna historia z zeszłego sezonu. Ta mogłaby z kolei zostać pewnego rodzaju scenariuszem filmowym. 72-letni Włodzimierz Gąsior w ciepłym swetrze przy makowcu i kawce oglądając Teleexpres, otrzymuje telefon od Stali Mielec z wiadomością: „Włodek, potrzebujemy Cię!” I akcja się rozkręca.

Dawny piłkarz stalowców objął drużynę z dna ligowej tabeli z jednym zaległym meczem na sześć kolejek przed końcem rozgrywek. Rodowity mielczanin przegrał w swoim debiucie na własnym stadionie z Zagłębiem Lubin i spowodowało to jeszcze większe zwątpienie w sens jego zatrudnienia.

Następne spotkanie to jeden punkt wyszarpany w samej końcówce starcia w Białymstoku. I choć defensywa beniaminka nadal przeciekała, to można było odczuć w drużynie impuls do walki. Dał on późniejsze dwa zwycięstwa z Pogonią Szczecin i w niebywałych okolicznościach z Lechem Poznań, po których na Podkarpaciu można było nieco odetchnąć.

Kolejne dwa spotkania to jeden punkt wyniesiony ze starć z Rakowem Częstochowa i Legią Warszawa. To oznaczało, że przed ostatnią kolejką „Biało-niebiescy” nadal nie mogli być pewni ligowego bytu. Na zakończenie piłkarze z ulicy Solskiego 1 jednak ponownie pokazali wielki charakter, doprowadzając niemal w ostatniej akcji meczu do remisu we Wrocławiu i tym samym nie oglądając się na rywali, utrzymali się w ekstraklasie.

Kontrakt Włodzimierza Gąsiora został przedłużony, ale doświadczony szkoleniowiec już więcej nie poprowadził mieleckiej drużyny. Na dwa tygodnie przed początkiem nowego sezonu zrezygnował z posady, lecz z pewnością postawił od siebie piękny stempel w klubowych annałach.

Promocja z rezerw Dariusza Żurawia

I tym samym przechodzimy do wręcz analogicznego przypadku do Marka Gołębiewskiego. Dariusz Żuraw miał być tymczasowym trenerem lechitów, ale ostatecznie cała historia trwała dłużej niż chwilę przeznaczoną na znalezienie nowego kandydata.

Opiekun drugiej drużyny Lecha Poznań został wrzucony na głęboką wodę. W końcu wielunianin miał za zadanie uprzątnąć bałagan po byłym selekcjonerze naszej kadry, Adamie Nawałce.

Rzecz jasna tamtego sezonu nie udało się już odratować, ale w nowym rozdaniu „Kolejorz” nareszcie zaczął funkcjonować sprawniej. Poznaniacy zakończyli sezon zaledwie trzy punkty za odwiecznym rywalem i wydawało się, że może być to solidny fundament pod przyszłe sukcesy.

Ten jeden zdarzył się moment później. Lokomotywa wjechała do rozgrywek Ligi Europy, ale sztab i drużyna kompletnie nie poradzili sobie z grą na trzech frontach. Zarówno w lidze, jak i w pucharze Żuraw poniósł spektakularną klęskę i oznaczało to nic innego jak zakończenie współpracy przed sezonem stulecia.

 

Człowiek ostateczność – Aleksandar Vuković

Pół żartem, pół serio – nikt nie zostawał trenerem warszawskiej Legii częściej od Aleksandara Vukovicia. Serb najpierw przejmował obowiązki pierwszego trenera po Besniku Hasim, następnie po Deanie Klafuriciu, a później po Ricardo Sa Pinto.

Z drużyną pozostawioną przez Albańczyka na siódmej lokacie w ekstraklasie i z miejscem w Lidze Mistrzów zdołał bezbramkowo zremisować z Wisłą Kraków na wyjeździe. Gdy obejmował niepoukładany przez Chorwata zespół, zdobył cztery punkty w meczach z Lechią Gdańsk i Piastem Gliwice, ale zaliczył pamiętną kompromitującą porażkę z luksemburskim Dudelange.

„Vuko” dokończył kampanię 2018/2019 po Portugalczyku bez żadnego trofeum. Zarząd klubu jednak zarzekł się, że związanemu z Legią grubszą więzią szkoleniowcowi urodzonemu w Banja Luce należy się szansa.

Sezon 2019/2020 obfitował już w dużo lepsze wyniki drużyny z Łazienkowskiej 3. Pomimo dziesięciu porażek na koncie udało się odzyskać złoty medal, a wpadka w Pucharze Polski nadeszła dopiero w półfinale w Krakowie z Cracovią.

Początek trzeciego sezonu z Vukoviciem za sterami rozpoczął się na tyle nieudanie, że jeszcze we wrześniu zespół przejął Czesław Michniewicz, a lubiany przez warszawską publiczność Bałkańczyk zakończył drugą, po okresie w karierze zawodniczej, przygodę w stolicy.

 

Trenerzy na raz

Kolejne przykłady to już mniej rozbudowane czasowo wydarzenia. Duże wrażenie może sprawiać bilans Pawła Karmelity podczas dwóch tygodni na przestrzeni września 2019 roku w Zagłębiu Lubin. Asystent zwolnionego Bena van Daela pokonał przed własną publicznością Wisłę Płock aż 5:0, by potem powrócić na swoją funkcję już przy Martinie Seveli.

Nie trzeba jednak cofać się dalej niż do zeszłego sezonu. Legenda Wisły, Kazimierz Kmiecik, drugi raz sprawował obowiązki trenera pierwszej drużyny. W 2016 roku zastępując Dariusza Wdowczyka podczas sześciu spotkań, zdobył do ligowej tabeli siedem punktów i odpadł z Pucharu Polski. 70-latek lepszym wynikiem może się pochwalić przy ostatniej serii gier tego roku, gdy pokonał Piast w Gliwicach zespołem wyrzeźbionym przez Petera Hyballę 3:1.

Swój „jeden raz” w całkiem innym nastroju przeżył Hubert Kościukiewicz w Podbeskidziu Bielsko-Biała. Wcześniejsza prawa ręka trenera Krzysztofa Brede poległa w Płocku aż 1:4 na koniec rundy jesiennej i jeszcze bardziej pogrzebała sytuację „Górali” przed dokonanym na koniec spadkiem z ekstraklasy.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze