Pora sjesty: Powrót roku? Dla nas tak! Santi Cazorla


Z Arsenalu przez możliwą amputację stopy do dwóch goli strzelonych Realowi Madryt

5 stycznia 2019 Pora sjesty: Powrót roku? Dla nas tak! Santi Cazorla

668 dni bez gry. 11 operacji. Mało brakowało do amputacji stopy. Z nieba do piekła... do nieba z powrotem! Fantastyczna gra potwierdzona dwiema bramkami z Realem Madryt. Pierwsza to fantastyczny techniczny strzał, co ważne: tą samą stopą, której mógł nie mieć. Druga strzelona głową, co dla zawodnika o wzroście 1,65 cm jest wyczynem. Proszę Państwa, przed Państwem Santiago Cazorla Gonzalez!


Udostępnij na Udostępnij na

„Kładłem się na stół operacyjny tak, jakbym szedł do łóżka. Sądziłem, że nigdy nie wrócę”

10 września 2013 roku, towarzyski mecz Hiszpania – Chile. Kontuzja kostki i ponad miesiąc pauzy. Zawodnik nie był jednak tego świadomy, myślał, że ból minie. Sam wspomina na łamach hiszpańskiej „Marki”: – W pierwszych połowach dawałem radę, nie bolało aż tak bardzo. Jednak podczas przerwy mój organizm wychładzał się, a to nie działało na mnie dobrze. Czasami tak bolało, że płakałem.

Zawodnik był zmuszony do operacji, dotyczyła ona jednak więzadeł w kolanie. Stracił kolejne pół roku na bolesnej rehabilitacji. Ból w kostce nie ustępował, a nawet się nasilał. Angielscy lekarze nie potrafili mu pomóc. Ból nasilał się do tego stopnia, że lekarze życzyli mu tego, aby mógł spacerować z synem po ogrodzie, nie wspominając o grze w piłkę. Cazorla, wiedząc, że w Anglii nikt nie może mu pomóc, wrócił do Hiszpanii i poddał się prywatnej rehabilitacji. Tu nastąpiło najgorsze. Lekarz zauważył gangrenę w stopie i 8 cm ubytku ścięgna pięty.
Przez ową infekcję groziła mu nawet amputacja stopy. Niezbędne były kuracja antybiotykami oraz przeszczep skóry.

Ból zostanie ze mną na zawsze. Ale najtrudniejsze nie były kolejne operacje czy rehabilitacja, lecz to, że nie mogłem być z rodziną. Kończyłem zajęcia i wracałem do pustego hotelowego pokoju. Kiedy widziałem się z dziećmi, prosiły: „Nie jedź, zostań w domu!”. Ale syn mówił również: „Tato, chcę zobaczyć, jak grasz w piłkę”. To sprawiało, że choć miałem wątpliwości, zwyciężyła chęć powrotu do futbolu na najwyższym poziomie – wspominał Santi.

Rehabilitacja nie była łatwa ani pozbawiona bólu. Santi pracował z lekarzem od 10 do 21. Hiszpan pokazał, że w jego małym ciele jest ogromny charakter. Nieoceniona jednak było w tym wsparcie rodziny i jego koledzy z reprezentacji, David Villa, Andres Iniesta czy David Silva. Podtrzymywali na duchu kolegę poprzez codzienne wiadomości.

Powrót do gry

Przyszedł do mnie Arsene Wenger i powiedział, że dadzą mi jeszcze jeden rok kontraktu. Docenili mnie, chcieli, żebym skupił się na sobie. Przeszedł operacje, wyzdrowiał i wracał do nich – wspominał zawodnik. Santi jednak nie zagrzał za długo miejsca w drużynie z Londynu. Usłyszał, że może poszukać słabszej ligi, gdzie jeszcze zagra w piłkę. Chciał, aby jego dzieci widziały, jak gra. Wielu wróżyło mu ligi azjatyckie czy MLS, gdzie dobrze zarobi. Wybrał jednak Villarreal, klub, z którym jest silniej związany.

Przywitano go z honorami z poczucia wdzięczności za to, co zrobił dla tego klubu przed transferem do Malagi. Sam zawodnik zachował się równie szlachetnie w stosunku do włodarzy klubu. – Nie mogłem pozwolić sobie na to, aby przegrać z kontuzją. Kwestia zdrowia nie będzie wyznaczała mi momentu na zakończenie kariery. Sam chcę to zrobić. Teraz czuję się naprawdę dobrze. Czasem noga mnie jeszcze boli, ale to normalne. Biorąc pod uwagę to, co przeszedłem, mój obecny stan można nazwać cudem. Ale nie będę nikogo oszukiwał. Jeśli nie dam rady, po prostu odejdę – mówił Hiszpan.

W osiągnięciu celu na pewno pomogli świetni lekarze i rodzina z przyjaciółmi. Jednak nie byłoby tego wszystkiego bez niesamowitej pracy samego zawodnika. Ten długi i bardzo trudny okres w jego życiu sam zawodnik udokumentował na swoim Instagramie:

Jest dobrze. Będzie lepiej?

Santi Cazorla to fenomen. Jego historia pokazuje, jak wygląda życie. Czasem jest źle, potem bywa jeszcze gorzej, ale przy odpowiednio dużej pracy i samozaparciu można wrócić na szczyt. Nie da się nie lubić sympatycznego Hiszpana, chyba każdy fan piłki nożnej życzy mu dobrze, mając w pamięci cuda, jakie wyprawiał, grając w Arsenalu i reprezentacji Hiszpanii. Teraz, oglądając mecz z Realem, można było ponownie zobaczyć magika. Magika, który ma 34 lata i przeszedł tak wiele. Osobiście sam cieszyłem się jak dziecko, gdy widziałem uśmiech Santiego po strzelonych bramkach. Mimo że nie jestem fanem Villarrealu.

Historia tego zawodnika mogłaby zostać spisana w formie książki i stać się szkolną lekturą. Lekturą o trudach, marzeniach, samozaparciu, bólu i trudach. Jednak ze szczęśliwym happy endem. Jeśli Santi podtrzyma taką formę, można będzie pokusić się o stwierdzenie, że zasługuje na powrót do kadry Hiszpanii. Wtedy byłoby to absolutne szaleństwo. Santi, życzę Ci zdrowia! Bo resztę masz, a nawet jeśli nie masz, to zapracujesz na to.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze