Odwiecznie te same problemy – Warta Poznań wciąż uwikłana w walkę o utrzymanie


Warta Poznań nie wygrała z ostatnim w tabeli ŁKS-em

11 marca 2024 Odwiecznie te same problemy – Warta Poznań wciąż uwikłana w walkę o utrzymanie
Mateusz Porzucek / PressFocus

Meczem z ŁKS-em Warta Poznań mogła praktycznie zamknąć sezon. Zwycięstwem powiedziałaby: „To my już podziękujemy, bawcie się dalej”. Na własne życzenie jednak nadal będzie drżała o utrzymanie. Nie może być inaczej, gdy przegrywasz u siebie z ostatnim zespołem ligi, który nie wygrał jeszcze spotkania na wyjeździe. Sam się prosisz o kłopoty, mimo iż rozgrywasz całkiem dobry mecz.


Udostępnij na Udostępnij na

Tym spotkaniem Warta pokazała, że wciąż nie uporała się z wieloma problemami. Znów po dobrym spotkaniu i niespodziewanych trzech punktach przychodzi mecz z niżej notowanym rywalem, a „Zieloni” kończą go bez nawet punktu. Ponownie również nie zdobywasz kompletu punktów w Grodzisku Wielkopolskim. Potwierdziła się również teza, że jest problem, gdy Warta jest faworytem. Nawet dobrej gry nie jest w stanie potwierdzić wynikiem.

Warta Poznań – zmarnowana szansa

Warta Poznań zaskakująco dobrze weszła w rundę wiosenną. Wielu spodziewało się sporych kłopotów i walki o utrzymanie, a „Zieloni” przed spotkaniem z ŁKS-em znajdowali się w znakomitej sytuacji. Wystarczyło wygrać. Nie była to wybitna i efektowna gra, ale skuteczna. Przekonali się o tym Raków i Cracovia, które niespodziewanie z Wartą potraciły punkty. Wciąż jest problem, gdy przychodzi grać z drużynami na poziomie „Dumy Wildy”, co niestety pokazał mecz z „Rycerzami Wiosny”, którzy jeszcze nie złożyli broni.

Najważniejsze dla Warty jest utrzymanie i wydawało się, że takim regularnym punktowaniem to zaraz nadejdzie. Tam coś się uda wygrać, tam jakiś remis. Nie będziemy oszukiwać, takie coś pasuje Warcie. Fakty są takie, że „Zieloni” do tej pory to jedna z najlepiej punktujących drużyn w tej rundzie. Konsekwentnie do celu, a mecz z ŁKS-em miał być zwieńczeniem dobrego startu rundy. Gdyby tylko udało się zdobyć trzy punkty, które były naprawdę na wyciągnięcie ręki.

Odwieczny problem

Trudno mówić, że jest problem z kreowaniem sytuacji, gdy oddajesz tyle strzałów co Warta z ŁKS-em. Zacznijmy jednak od fatalnej postawy „Rycerzy Wiosny” we własnym polu karnym. Gdyby to był jakiś inny zespół niż „Duma Wildy”, nie skończyłoby się czystym kontem Aleksandra Bobka. Nie dziwota, że ma już tyle straconych bramek, przegrywając tyle pojedynków główkowych w polu karnym. To było istne eldorado. Warta podawała sobie główkami w „szesnastce”, ale nie potrafiła zamienić tego na bramkę. To był sposób na ten mecz, zabrakło naprawdę niewiele do pełni szczęścia.

Skuteczność Warty to też jest ciekawa historia. Zazwyczaj piłkarze Dawida Szulczka nawet nie dochodzą do sytuacji strzeleckich. W spotkaniu z ŁKS-em dochodzili, ale nie potrafili tego zamienić na bramkę. Ostatnie cztery spotkania to zaledwie jedno trafienie. Patrzymy na to głównie przez pryzmat tego, że była to zwycięska bramka w Krakowie. Tu jest jednak ewidentny problem.

Tak jak w większości spotkań po prostu trzeba krytykować Wartę za bardzo bierną grę w ofensywie, tak z ŁKS-em udowodniła, że też potrafi fajnie pograć. Co prawda górą, ale było to bardzo niebezpieczne, a zespół z Łodzi nie miał sposobu na to. Nie przypominamy sobie, żeby zespół Dawida Szulczka, odkąd awansował do ekstraklasy, miał taką dominację nad przeciwnikiem, ale to pokazuje, jaki słaby jest w tym sezonie ŁKS. To nie jest jednak gra, jaką lubią warciarze.

I tu jest paradoks w tej całej sytuacji, bo od początku spotkania mimo przewagi Warty pachniało jakąś bramką zespołu prowadzonego przez Marcina Matysiaka. Ostatecznie gol padł po rzucie rożnym, gdy na dosłownie chwilę defensywa się zdrzemnęła. Prowadzenie gry to nie jest coś, co lubi Warta. To jest zespół, który świetnie czuje się, gdy go bijesz, a on może wyprowadzić jedną kontrę i zamknąć mecz. Wciąż pojawia się ten sam problem. Ta drużyna nie potrafi grać ze słabszymi od siebie. Nie lubi być faworytem. Dostała beznadziejnego przeciwnika, a i tak nie potrafiła tego wykorzystać.

Co jest z tym Grodziskiem?

Kolejny problem to gra u siebie. Rzecz jasna możemy wskazać mecz z Rakowem, który udało się wygrać, ale fakty są takie, że Warta jest najgorszą drużyną na własnym stadionie. W Grodzisku zdobyła zaledwie 10 punktów. Przegrane z ŁKS-em, Puszczą, remisy z Ruchem, Piastem i Radomiakiem. Będąc jedną z najgorszych drużyn w lidze, musisz mieć atut własnego boiska.

Bardzo cieszy, że Warta Poznań zaskakująco dobrze sobie radzi na wyjazdach, ale pewna baza powinna zostać wyrobiona w meczach u siebie. Nie możesz przegrać takiego meczu z ŁKS-em. Wyjazdy to tylko dodatki. To nie jest problem, który pojawił się w tym sezonie, bo to dzieje się od samego początku przygody z ekstraklasą. Nie mamy pojęcia, skąd to się bierze. Może ten stadion Dyskobolii w Grodzisku jest jakiś nieszczęśliwy.

Warta Poznań wykoleja się w najmniej spodziewanym momencie

Wydawało się już, że Warta w końcu wskoczyła na odpowiednie tory. Nawet po pierwszej połowie mogliśmy tak sądzić, bo wydawało się, że zaraz coś wpadnie do tej bramki Bobka. Remisy z czystym kontem, wygrana z Cracovią i masz mecz u siebie z ŁKS-em. Idealnie się złożyło. Nie możesz sobie wymarzyć lepszego przeciwnika na podkreślenie dobrej formy. Rozgrywasz dobry mecz, a na koniec kończysz bez punktów. Dostajesz w pędzel i znów nie wiesz, na czym stoisz. To jest porażka, która burzy wszystko to, co było budowane przez te cztery mecze w tym roku.

To nie jest pierwszy raz w tym sezonie. Inna druzgocąca porażka to ta z Puszczą. Oczywiście w Grodzisku, jakżeby inaczej. Wówczas też było pięć spotkań bez porażki i na papierze łatwy przeciwnik. Skończyło się jakimś dramatem i porażką 0:2. To jest takie proszenie się o kłopoty i nieumiejętność wykorzystania nadarzających się szans. Istna sinusoida. Brakuje wykorzystania dobrego momentu, przyzwoitej formy. Nawet jak idzie, to sami to psują. Jeśli coś złego wydarzy się „Zielonym” w tym sezonie, to mogą mieć oni tylko do siebie pretensje.

Na koniec warto wspomnieć, że Warta wciąż jest w miarę daleko od strefy spadkowej. Jest od niej dalej niż przed rundą. Pokazała również, że potrafi stwarzać sobie sytuacje i odpowiednio wykorzystać Martona Eppela w polu karnym. Brakuje jej konkretów. Wydaje nam się, że wciąż jest kilka drużyn piłkarsko po prostu słabszych od „Zielonych”, aczkolwiek widzimy, jak to jest z „Dumą Wildy”. Potrafi z każdym wygrać, ale potrafi też z każdym przegrać.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze