Reprezentacja Polski po ostatnim zwycięstwie nad Rosjanami nadal ma szansę na zajęcie pierwszego miejsca w swojej grupie eliminacyjnej do mistrzostw Europy 2021. Chcąc jednak zwyciężyć i być przed wszystkimi rywalami, na koniec eliminacji trzeba wygrać we wszystkich pozostałych spotkaniach. Jeśli zdarzy się porażka, to trzeba będzie liczyć na przegraną Rosjan. Tak było przed meczem, takie były założenia. Dlatego też od pierwszych minut w Serbii „Biało-czerwoni” bez kompleksów ruszyli na rywala.
Przez długi czas wydawało się, że prowadzenie kadry i klubu jednocześnie jest możliwe w grach komputerowych, nie w prawdziwym życiu. Reprezentacja U-21 na przekór temu posiada takiego szkoleniowca w osobie trenera Czesława Michniewicza. Następca Aleksandara Vukovicia w Legii zdecydował się godzić obowiązki klubowe z reprezentacyjnymi. Wielu spekulowało, że może to niekorzystnie wpłynąć na obydwa zespoły. Jednak po samym Michniewiczu nie było tego widać i tak jak zawsze zajął pewnie miejsce na ławce reprezentacji.
Składy
W takim składzie reprezentacja Polski U-21 zagra z Serbią w el. #U21EURO! 🇷🇸🇵🇱
⏰ 18:00
📺 TVP Sport
___________
90 minut do #SRBPOL 🇷🇸🇵🇱 pic.twitter.com/BJjcxBLSbv— Łączy nas piłka (@LaczyNasPilka) October 9, 2020
Skład reprezentacji Polski różnił się trzema nazwiskami od wrześniowego spotkania przeciwko Rosjanom. Zabrakło Klimali, Fili i Dziczka, a w ich miejsce trener Michniewicz desygnował Tomczyka, Slisza i Kamińskiego. Co do Serbów, zespół Iliji Stolicy w odróżnieniu od ostatniego spotkania przeciwko Bułgarom został prawie całkowicie zmieniony. Stało się tak, ponieważ Serbowie o nic już nie grają. Z tamtego spotkania pozostali w składzie tylko dwaj zawodnicy: Petrović z Crevenej Zvezdy oraz Ivan Ilić z Verony.
Trochę chaosu
Polska reprezentacja zaczęła to spotkanie od prób wysokiego pressingu, raczej oddając grę rywalom. Wydawało się, że Polacy chcą bardziej nastawić się na destrukcję gry rywali niż kreację własnej. Po składzie naszych kadrowiczów nie było tego na początku widać. Wszystko może toczyłoby się tak dalej, gdyby nie błąd w 10. minucie w okolicach środka boiska. Po przejęciu Serbowie spokojnie rozprowadzili piłkę na skrzydło i po zamieszaniu w polu karnym Grabary było 1:0 dla gospodarzy.
Gol dla reprezentacji Serbii. Zamieszanie w naszym polu karnym i Veljko Nikolić trafiia do bramki.
_________
11’ #SRBPOL 🇷🇸🇵🇱 1:0— Łączy nas piłka (@LaczyNasPilka) October 9, 2020
Do przodu
Nie było czasu na czekanie, ale nie można też było na Serbów ruszyć bez głowy. Dlatego reprezentacja powoli zaczęła przechodzić do grania piłką, a nie czekania na rywali. Dobrą akcję przeprowadzili gracze Lecha – zarówno ci w nim grający, jak i z niego wypożyczeni. Puchacz ruszył lewym skrzydłem po podaniu od Kamińskiego. Lewy obrońca ściął do środka i odegrał do Tomczyka, który strzelił prosto w bramkarza reprezentacji Serbii.
Następną dobrą sytuację kadra miała znowu po tym, jak Kamiński odebrał piłkę jednemu z obrońców gospodarzy. Mając dużo przestrzeni przed sobą, Polacy znaleźli się w sytuacji trzech na dwóch. Kamiński podał piłkę do stojącego tym razem bliżej prawego skrzydła Tomczyka, który prostopadłym podaniem obsłużył uczestniczącego w tej akcji Mateusza Bogusza. Wypożyczony z Leeds do II ligi hiszpańskiej reprezentant Polski nie pokonał jednak bramkarza naszych rywali.
Po stracie gola najwięcej tych pozytywnych impulsów dawali właśnie zawodnicy Lecha. Puchacz, który próbował indywidualnych akcji, w 34. minucie po rajdzie na długości 50 metrów minął dwóch rywali, wywalczając rzut wolny. Szkoda tylko, że z tego stałego fragmentu gry udało się wywalczyć po chwili kolejny dzięki temu, że faulowany przed bramką był Kamiński. Kolejny rzut wolny wykonał Puchacz, posyłając nad murem strzał prosto w ręce bramkarza.
Znaleźć spokój
Od strzelenia gola Serbowie tak naprawdę dążyli do tego, by utrudnić grę wszystkim. Zarówno naszym kadrowiczom ostrą obroną, jak i sobie, zdobywając kolejne kartki. Reprezentacja Polski próbowała konstruować akcję od tyłu, ale to kończyło się stratami i generowało wrogie kontrataki. Wiele było też sytuacji, podczas których kadrowicze gubili się, wyprowadzając piłkę, i tracili opcję do podania. Na szczęście kończyło się to nieskutecznymi kontrami po stracie piłki lub po prostu klasyczną polską długą piłką przed siebie. Tak wyglądała ta połowa, a im bliżej było gwizdka odsyłającego do szatni, tym więcej pojawiało się nerwowości. Polacy powoli wyglądali na takich, którzy przegrywają z presją w swoich głowach. Musieli mieć wszyscy świadomość, że porażka anuluje prawie na pewno ich nadzieję na pierwsze miejsce w grupie eliminacyjnej. Schodząc do szatni, Czesława Michniewicza czekało trudne piętnaście minut przerwy.
Indywidualności ponad taktyką
Po powrocie na boisko polscy reprezentanci wiedzieli już o zwycięstwie Rosjan nad Estonią 4:0. Zapewniło to naszym wschodnim sąsiadom utrzymanie pierwszego miejsca w grupie nawet przy wygranej Polaków. Na sukces „Biało-czerwonych” na początku drugiej polowy się nie zapowiadało. Z drugiej strony ostro zaczęli Serbowie, aspirując do tego, by spotkania nie skończyć w pełnym składzie. Mimo że były próby w pierwszej połowie, to w drugiej części meczu nadal gra reprezentacji opierała się na indywidualnościach zamiast jakimś konkretnym pomyśle przewodnim.
Prawdą jest, że od powrotu na boisko najwięcej chęci widać było po Puchaczu i Kamińskim. Ewidentnie dobrze wypadający w Lechu zawodnicy przenieśli swoją formę na kadrę, ale od kolegów za wiele pomocy nie uzyskiwali. Trochę mogło wydawać się, że trenerowi Michniewiczowi, który na początku wyglądał pewnie, pomysł na mecz z Serbią nie wyszedł. Ostatecznie może wcale nie było tak luźno i spokojnie w głowie szkoleniowca kadry, kiedy miał gdzieś w myślach bieżącą sytuację Legii.
Coś drgnęło
Podwójna zmiana w reprezentacji Polski.
⏩ B. Białek
⏪ P. Tomczyk⏩ M. Rosołek
⏪ J. Kamiński
_________
60’ #SRBPOL 🇷🇸🇵🇱 1:0— Łączy nas piłka (@LaczyNasPilka) October 9, 2020
W 60. minucie na boisku pojawili się Białek z Rosołkiem, zastąpili dobrego Kamińskiego i przeciętnego Tomczyka. Wtedy właśnie coś w reprezentacji ruszyło i zaczęło się dziać, ale też nie na długo. Pojawiły się strzały na bramkę i w końcu zaczęliśmy utrzymywać się przy piłce na połowie rywali. Zaczęliśmy grę po prostu przesuwać z dala od naszej bramki, była nawet szansa na rzut karny, ale faulu na Listkowskim nie było.
70. minuta to kolejna co najmniej dziwna sytuacja, kiedy to dobrze pokazał się Rosołek. Młodzieżowiec Legii doszedł do przeciągniętego dośrodkowania w pole karne i będąc plecami do bramki, przerzucił piłkę nad atakującym go rywalem. Do futbolówki dopadł Robert Gumny, wpadł w pole karne i trafił w słupek z ostrego konta. Piłka toczyła się po linii bramkowej aż do drugiego słupka. Po odbiciu od fragmentu bramki dopadł do niej Białek, ale nie miał już pozycji do strzału i wykopał ją tak naprawdę poza linię bramkową.
Męczarnie
Nie chodzi tu oto, że zawodnicy trenera Michniewicza męczyli się z rywalami. Nie ma tu nic w odniesieniu do tego, że trudno było dzisiaj grać, ponieważ rywal spisał się fantastycznie. Męczarnie przeżył każdy, kto ten mecz oglądał, a Polski kibic w odróżnieniu od tego serbskiego na koniec musiał odnotować porażkę swojej reprezentacji. W spotkaniu eliminacyjnym naszej kadry przeciętna Serbia pokonała bezbarwną i słabą w większości meczu reprezentację Polski. Winić trzeba wielu piłkarzy. Pozytywy natomiast można wyciągnąć na pewno z gry tych, którzy ostatnio dużo czasu spędzają na murawie. Puchacz i Kamiński to zawodnicy, którzy w Serbii nie zawiedli, ale też sami nie mogli tego meczu wygrać.
Męczarnie to też chyba ostatnie dni w kadrze U-21 Czesława Michniewicza. Nie było na mecz z Serbią pomysłu, a przynajmniej tak można powiedzieć po tym, co działo się na boisku. Po przerwie nie za wiele wniosła rozmowa w szatni, a coś dobrego zaczęło się dziać po wejściu Białka i Rosołka. Nie zmienia to faktu, że Listkiewicz tracił wiele piłek w ciągu spotkania i utrudniało to konstruowanie akcji. Można by mówić, że słabo zagrał Gumny czy Bogusz, ale tak naprawdę nie mieli dzisiaj nasi chłopcy planu na wygraną z Serbami. Biegali, czasem pokazały się indywidualności, ale nawet na grającą o nic Serbię było to za mało. Pora zagryźć zęby i wygrać pozostałe dwa spotkania, licząc na awans z drugiego miejsca w grupie eliminacyjnej, bo to pierwsze można osiągnąć tylko dzięki cudowi.