Nieudanie rozpoczął swoją przygodę z łódzkim Widzewem Czesław Michniewicz. Były trener Zagłębia Lubin poległ ze swoją drużyną w Gdańsku z Lechią 1:3.
Na początku spotkania zarysowała się optyczna przewaga podopiecznych Tomasza Kafarskiego, którzy już w pierwszym kwadransie oddali kilka strzałów, którymi nie zdołali jednak poważnie zagrozić prowadzonym po raz pierwszy przez Czesława Michniewicza łodzianom. W 16. minucie na uderzenie zdecydował się Lukjanovs, jednak na posterunku był Maciej Mielcarz, który obronił ten strzał. Goście blisko zdobycia bramki byli w 13. i 18. minucie, jednak niecelnie strzelali Robak, a później Kuklis. Do końca pierwszej połowy gra skupiała się wokół linii środkowej boiska. Gospodarze ograniczali się do gry długimi podaniami, które bez większych problemów kasowała defensywa beniaminka. W 40. minucie ostatnią dogodną sytuację do zdobycia bramki miał Traore, który po podaniu Deleu ładnie przymierzył tuż obok siatki.
O wiele więcej emocji przyniosła druga połowa spotkania. Już trzy minuty po wznowieniu gry z dystansu Małkowskiego próbował zaskoczyć Broź, który jednak chybił. Siedem minut później strzałem przewrotką gola próbował zdobyć Robak, który jednak uderzył nad poprzeczkę. Dwie groźne sytuacje wyraźnie pobudziły dość ospałych w pierwszych 45 minutach lechistów. W 58. minucie strzał Buvala zatrzymał Mielcarz, który w 67. minucie skapitulował. Strzelcem gola okazał się Lukjanovs, który strzałem po rykoszecie wyprowadził „Biało-zielonych” na prowadzenie.
Zdobycie bramki było punktem kulminacyjnym tego spotkania. Już 120 sekund później niczym rasowy bokser Widzew skontrował uderzenie gospodarzy – piłkę w polu karnym otrzymał Kuklis, który strzałem po ziemi zaskoczył Małkowskiego. Tymczasem gospodarze pokazali wielką klasę – trzy minuty po szybkiej utracie prowadzenia przeprowadzili akcję, którą strzałem w długi róg ponownie dał podopiecznym Tomasza Kafarskiego prowadzenie.
W ostatnim kwadransie gospodarze mogli jeszcze postawić kropkę nad i, jednak Buval najpierw trafił w poprzeczkę, a później jego uderzenie w sytuacji sam na sam zablokował Bruno Pinheiro. Szansę na pierwszą bramkę w tym sezonie miał też Marek Zieńczuk, jednak w doliczonym czasie gry fatalnie przestrzelił. Co nie udało się tym zawodnikom, udało się Wiśniewskiemu, który po szybkiej kontrze minął Mielcarza i skierował piłkę do pustej bramki.