Pora sjesty: Joaquin – żywy pomnik hiszpańskiego futbolu, który bije rekordy


Legenda Betisu i całej La Liga. Im starszy, tym lepszy

10 grudnia 2019 Pora sjesty: Joaquin – żywy pomnik hiszpańskiego futbolu, który bije rekordy
Corchero Arcos / Cordon Press / Pressfocus

Są tacy piłkarze, którzy mają nieograniczony „okres przydatności”, którzy mimo swojego zaawansowanego – jak na piłkarskie warunki oczywiście – wieku wciąż mogą wiele dać swojej drużynie. Takim zawodnikiem bez wątpienia jest Joaquin. Hiszpan ma na swoim karku już 38 wiosen, ale nikt nie śmiałby mu tego wypominać, ponieważ dalej jest piłkarzem, który sporo daje Betisowi. W miniony weekend popisał się hattrickiem, dzięki czemu przełamał swoje możliwości oraz pobił jeden z rekordów La Liga.


Udostępnij na Udostępnij na

Joaquin to żywa legenda „Verdiblancos”. W drużynie prowadzonej dziś przez Rubiego Hiszpan rozgrywa właśnie swój jedenasty sezon. Jego przygoda z andaluzyjskim klubem jest jednak podzielona na dwa etapy. Pierwszy z nich trwał od 2000 do 2006 roku, drugi zaś od 2015 roku do chwili obecnej. Ta kilkuletnia przerwa podyktowana była chęcią zmian, spróbowania czegoś nowego. W tamtym czasie pomocnik grał dla Valencii, Malagi i Fiorentiny.

Ale to w Sewilli, a dokładniej na Benito Villamarin (stadion Betisu), czuje się jak w domu. To właśnie w zielono-białych barwach zadebiutował bowiem w Primera Division. Zanim jednak to nastąpiło, występował na jej zapleczu. I to właśnie w Segunda Division 3 września 2000 roku zaliczył pierwszy mecz w oficjalnych rozgrywkach dla Betisu. Miał wtedy 19 lat.

Do końca sezonu 2000/2001 rozegrał 38 ligowych spotkań (26 zaczynał w wyjściowej jedenastce) oraz jedno w Copa del Rey. W tym czasie udało mu się zdobyć trzy bramki, a jego zespół awansował do La Liga. W tamtej kampanii „Verdiblancos” zajęli drugie miejsce. Lepszy od nich okazał się tylko ich rywal zza miedzy – Sevilla.

Wspomniany sezon był pierwszym i zarazem ostatnim sezonem Joaquina na zapleczu Primera Division. Od tamtej pory grał tylko i wyłącznie na poziomie hiszpańskiej ekstraklasy, nie licząc dwuletniego epizodu, podczas którego bronił barw zespołu z Florencji. Hiszpan z El Puerto de Santa Maria szybko stał się liderem, jednym z filarów tamtego Betisu. Mimo młodego wówczas wieku grał praktycznie wszystko. W latach 2001-2006 zdołał rozegrać 217 meczów, w których strzelił 32 gole i zanotował ponad 50 asyst.

Fenomen

Joaquin był na fali. Jego fenomenalne występy zaowocowały regularnymi powołaniami do kadry narodowej. Brał udział w dwóch mundialach i jednych mistrzostwach Starego Kontynentu. Swój ostatni mecz w reprezentacji Hiszpanii zaliczył w listopadzie 2007 roku, w eliminacjach do mistrzostw Europy. Nigdy więcej już nie zagrał, a szkoda, bo mógł dopisać sobie triumf w przynajmniej jeden wielkiej imprezie, od 2008 roku do 2012 roku „La Furia Roja” rządziła bowiem na świecie. Hiszpanie przecież wygrali trzy wielkie imprezy z rzędu (dwa mistrzostwa Europy, a w międzyczasie mistrzostwo świata).

Wróćmy jednak do Joaquina – gdyby wtedy, w 2008 roku, pojechał na ME, to miałby w swojej karierze o jeden puchar więcej. A tak przez te wszystkie lata pomocnik podniósł tylko dwa trofea, oba za wygranie Pucharu Króla. Pierwszy raz dokonał tego w 2005 roku z Betisem, a trzy lata później powtórzył ten wyczyn z Valencią, do której trafił sezon wcześniej.

„Nietoperze” zapłaciły za 25-letniego wówczas piłkarza 25 milionów euro. Jak na tamte czasy była to olbrzymia kwota. Dziś nie robi na nikim wrażenia, ale wtedy… to było naprawdę sporo. W końcu stał się najdrożej kupionym zawodnikiem przez Valencię. Na jego prezentację na Estadio de Mestalla przyszło ponad 18 tysięcy kibiców. Pokładano w nim ogromne nadzieje, jednak Hiszpan nie pokazał pełni swoich umiejętności.

Pomocnik nie grał na miarę swoich możliwości. Ponadto miał mocną konkurencję, jak np. w kampanii 2009/2010, gdy do pierwszego składu „Los Che” zaczął coraz odważniej pukać młody Pablo Hernandez. W konsekwencji Joaquin wystąpił tylko w 28 spotkaniach, w tym zaledwie w 17 od pierwszej minuty. Po raz pierwszy w seniorskiej karierze spędził na boisku mniej niż dwa tysiące minut.

Przygoda z Malagą i Serie A

Po pięciu latach w Walencji podpisał trzyletni kontrakt z Malagą. Andaluzyjski klub zapłacił za niego około czterech milionów euro. Doświadczony pomocnik nie odpalił od razu. Dopiero w drugiej kampanii rozkręcił się na dobre. Joaquin brylował zarówno na krajowym podwórku, jak i europejskich scenach. Nic więc dziwnego, że media piały z zachwytu nad tym, co wyprawiał 31-letni Hiszpan.

Pomocnik ponownie był liderem swojego zespołu i czuł się z tym rewelacyjnie. Po prostu odżył i ewidentnie przeżywał drugą młodość. Był jednym z ojców sukcesu Malagi, która w sezonie 2012/2013 o mały włos nie awansowała do półfinału Ligi Mistrzów. Andaluzyjska drużyna odpadła w ćwierćfinale z BVB, chociaż prowadziła w Dortmundzie aż do 90. minuty. Co to był za mecz, co to była za końcówka spotkania! Prawdziwa sól futbolu.

W tamtej pamiętnej kampanii licznik występów Joaquina w niebiesko-białej koszulce zatrzymał się na 45 meczach. Łącznie aż osiem razy trafiał do siatki rywali oraz zaliczył dziesięć asyst. Miał za sobą genialny pod względem liczb sezon. Nie może więc dziwić, że pomocnikiem zainteresowały się europejskie kluby.

Najkonkretniejsza oferta przyszła z zespołu z Serie A – AC Fiorentina. Włosi zapłacili za wiekowego już piłkarza 2 miliony euro. Siedem zdobytych goli i 13 asyst w 71 meczach. Tak wyglądają jego statystyki po dwóch latach spędzonych na Półwyspie Apenińskim. W kampanii 2014/2015 Joaquin wraz z Fiorentiną doszli do półfinału Ligi Europy, w którym w dwumeczu ulegli Sevilli 0:3 i 0:2.

W 2015 roku Hiszpan miał już na karku 34 wiosny. Piłkarz nie miał zamiaru kończyć kariery we Włoszech, dlatego był zdeterminowany, aby wrócić do domu, do zielono-białej rodziny. 31 sierpnia ogłoszono jego powrót. Na prezentację starej-nowej gwiazdy przyszło około 20 tysięcy ludzi.

Joaquin jest jak wino

Część profesjonalnych sportowców potrafi przeciągnąć karierę do granic wytrzymałości. W futbolu najczęściej zdarza się to bramkarzom. Co niektórzy przekraczają nawet 40. rok życia. Wynika to głównie z tego, że gra na bramce – nikomu nic nie ujmując – wymaga znacznie mniej wysiłku fizycznego aniżeli gra w polu. Dlatego tym bardziej należy docenić takich piłkarzy jak Joaquin, który mimo 38 lat wciąż czaruje na hiszpańskich boiskach i jak sam przyznaje, ma zamiar to robić aż do czterdziestki.

W miniony weekend Hiszpan zaliczył fenomenalny występ przeciwko Athleticowi Bilbao, bijąc przy tym jeden z rekordów. Pomocnik już po pierwszych dwudziestu minutach gry miał na swoim koncie trzy gole. Coś niespotykanego, hiszpańskiemu zawodnikowi udało się to bowiem dopiero po raz pierwszy. Tak, po raz pierwszy. Mimo tak długiej kariery nigdy wcześniej tego nie dokonał.

Jest to mój pierwszy hattrick i myślę, że będzie ostatni. Nie jestem od zdobywania bramek Joaquin

Dzięki tym trzem trafieniom Joaquin stał się najstarszym zdobywcą hattricka w historii Primera Division. Pobił 55-letni rekord ustanowiony przez legendarnego Alfredo Di Stefano. 15 marca 1964 roku legendarny piłkarz Realu Madryt trzykrotnie znalazł drogę do siatki bramkarza Realu Murcia. Goleador z Argentyny miał wówczas 37 lat i 255 dni. Pomocnik Betisu poprawił ten wyczyn o blisko rok i teraz wynosi on 38 lat i 140 dni.

Jego długowieczność pozwala mu także na wyrównywanie pozostałych rekordów i zbliżanie się do kolejnych. Po ostatnim wyczynie stał się siódmym zawodnikiem w historii, który zdobył hattricka w pierwszych 20 minutach, a drugim po Cristiano Ronaldo w XXI wieku. Ponadto Joaquin strzelał gola w każdym z dwudziestu sezonów, które rozegrał, w tym w osiemnastu w La Liga. Poza tym ostatnie zwycięstwo nad klubem z Kraju Basków uczyniło go najczęściej wygrywającym piłkarzem w historii La Liga, który nigdy nie grał dla zespołów z wielkiej trójki – Realu Madryt, Barcelony i Atletico. Sztuka ta udała mu się 217 razy.

38-letni Hiszpan jest również graczem z największą liczbą występów w Primera Division spośród aktualnie występujących w hiszpańskiej ekstraklasie. Łącznie zagrał już w 533 spotkaniach. Natomiast w całej historii La Liga więcej meczów od niego mają Buyo (542), Eusebio Sacristan (543), Raul (550) i Zubizarreta (622). Jak widzimy, do podium w tej klasyfikacji brakuje mu już tylko dziesięciu spotkań.

Jak dobrze pójdzie i kontuzje będą omijać Joaquina szerokim łukiem, to pomocnik na koniec bieżącej kampanii powinien być na trzecim miejscu, a kto wie, może nawet na drugim, spychając przy tym Raula o jedno miejsce niżej? Jeśli do maksimum wyeksploatuje swój organizm i będzie grał do czterdziestki, tak jak zapowiadał, to ustanowiony przed laty rekord legendarnego bramkarza Andoniego Zubizarrety będzie zagrożony.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze