Chociaż z trójki golkiperów, powołanych przez Leo Benhakkera na mecze eliminacji EURO 2008 z Azerbejdżanem i Armenią, tylko Artur Boruc gra regularnie w swoim klubie, to jednak z całą pewnością nie można mówić o kryzysie polskiej szkoły bramkarskiej.
Ta bowiem cały czas rośnie w siłę i nawet jeśli Wojciech Kowalewski i Tomasz Kuszczak grzeją ławę w swoich zespołach zamiast grać, to Don Leo ma ich kim zastąpić w reprezentacji.
Marzenie gigantów
Problemy kolegów po fachu wykorzystuje Artur Boruc, który w tej chwili jest niekwestionowanym numerem jeden w reprezentacji. I prędko miejsca w bramce biało- czerwonych nie odda, tym bardziej, że dziś nie tylko jest najlepszym polskim bramkarzem, ale również jednym z najlepszych w Europie. Znakomite występy w Lidze Mistrzów w barwach Celtiku Glasgow sprawiły, że dziś były golkiper Legii Warszawa jest na czele listy życzeń czołowych klubów Starego Kontynentu. Borucem nie od dziś zachwyca się Arsene Wenger i właśnie w Polaku, Francuz widzi następcę Jensa Lehmanna, który po sezonie opuści Arsenal Londyn i przeniesie się do Herthy Berlin. Może się jednak okazać, że Polak zamiast Anglii wybierze Włochy i trafi do AC Milan, gdzie z kolei włodarze kluby nie są zadowoleni z postawy Didy. Brazylijczyk co prawda niedawno przedłużył kontrakt z Rossonerich, ale w ostatnich spotkaniach prezentował się kiepsko. – Nie po to przedłużaliśmy z nim kontrakt i zgodziliśmy się na podwyższenie zarobków, by teraz popełniał takie błędy– nie krył złości na swojego bramkarza tuż po pierwszym meczu ¼ finału LM z Bayernem Monachium, prezydent Milanu, Silvio Berlusconi. I właśnie ostatnie wpadki mogą sprawić, że Brazylijczyk otrzyma wilczy bilet, a w jego miejscu do Mediolanu przeniesie się Boruc. – On jest fenomenalny. Powinien jak najszybciej trafić do Milanu– uważa Gennaro Gattuso. Trzecia opcja to FC Barcelona. W grudniu szkoleniowiec Blaugrany, Frank Rijkaard poprosił swojego byłego kolegę z Milanu i reprezentacji Holandii, Ruuda Gullita, uważnie śledzącego rozgrywki ligowe na Wyspach, by sporządził listę graczy z tamtego rejonu, którzy byliby niemałym wzmocnieniem Dumy Katalonii. W tej grupie znalazł się m.in. Boruc.
Za to na pewno nieaktualna jest już oferta Bayernu Monachium, który poszukiwał następcy kończącego karierę Olivera Kahna. Ten jednak zdecydował się ją kontynuować do 2008 r, zaś kiedy już ją zakończy, numerem jeden w ekipie Bawarczyków zostanie z pewnością Michael Rensing, który udowodnił swoje nieprzeciętne umiejętności w meczu z Milanem, gdzie z kolei błąd za błędem popełniał Dida. A co na temat ogromnego zainteresowania swoją osobą sądzi reprezentant Polski? – Powoli mam już tego wszystkiego dosyć. Nudzą mnie ciągłe spekulacje. Póki co zostaje w Celtiku, nigdzie się nie wybieram– mówi. Trudno jednak wierzyć, iż Boruc zostanie w Glasgow do końca kontraktu (a więc do 2009 r.). Tym bardziej, że przez potencjalnych kupców jest wyceniany na 7 mln funtów. A to kwota, którą z pewnością nie pogardziłby menedżer mistrzów Szkocji, Gordon Strachan.
Cierpliwi rezerwowi
Póki co głucho jeśli idzie o zainteresowanie Wojciechem Kowalewskim. A ten z chęcią zmieniłby barwy klubowe, tym bardziej, że jego sytuacja w Spartaka Moskwa zmieniła się o 180 stopni w porównaniu z poprzednimi sezonami. Jeszcze niedawno Gibona uznawano najlepszym piłkarzem wicemistrzów Rosji, za co w nagrodę otrzymał okazałego Hummera. Polak również walnie przyczynił się do pierwszego od sezonu 2002/2003 awansu Spartaka do Ligi Mistrzów, wybornie prezentując się w spotkaniu III rundy kwalifikacji ze Slavią Praga. Dobre dni jednak szybko minęły. Spartak szybko pożegnał się z Champions League, a Polak puszczał mnóstwo bramek. Od tego czasu władze klubu za każde niepowodzenia obwiniały właśnie jego. Szczególnie było to widoczne, podczas styczniowego turnieju w Izraelu, gdzie Spartak zremisował 2:2 z Dynanem Kijów. Zespół z Moskwy prowadził już 2:0, ale ostatecznie musiał zadowolić się remisem. Zdaniem włodarzy Spartaka, tylko Polak ponosi winę za to, że ekipa ze stolicy Rosji nie wygrała. W tym też momencie stało się jasne, że Kowalewskiego w Moskwie już nikt nie chce. Tyle, że szybko okazało się, że godnych następców Gibona po prostu nie ma. Dmitrij Chomicz fatalnie spisał się w dwumeczu 1/8 finału Pucharu UEFA z Celtą Vigo i przez jego błędy Spartak pożegnał się z tymi rozgrywkami. Inny golkiper- Aleksiej Zujew wywołał awanturę na stacji benzynowej, którą opuszczał w asyście policji w…kaftanie bezpieczeństwa. Mimo kłopotów z bramkarzami, Kowalewski nie wrócił do łask szkoleniowca klubu. Dziś bramki wicemistrzów Rosji strzeże Stipe Pletikosa, ten sam, który swego czasu wygryzł Gibona z bramki Szachatara Donieck. Nim do Moskwy trafił Chorwat, władze Spartaka negocjowały z bramkarzem Livorno, mistrzem świata, Marco Amelią, ale ostatecznie nie doszły z Włochem do porozumienia.
A co z Kowalewskim? – Zostaje w klubie i walczę dalej o pierwszy skład– mówi ambitnie. Kibice mnie do tego przekonali bym nie odchodził. Bardzo ich cenię, więc nie mogłem im odmówić. Tyle, że pozycja Pletikosy w Spartaku jest na tyle mocna, że prędko miejsca w bramce nie odda. A cierpliwe czekanie na kontuzję Chorwata też mija się z celem. Jedynym wyjściem jest więc zmiana barw klubowych. Zimą Polak był na celowniku Feyenoordu Rotterdam, ale do transferu nie doszło. Sam Gibon marzy o Premiership, ale póki co głucho o zainteresowaniu jego osobą angielskich drużyn. Kłopoty w klubie sprawiły, że Kowalewski przestał być pierwszym bramkarzem reprezentacji Polski. A przecież jeszcze we wrześniu, po wspaniałym w wykonaniu golkipera Spartaku meczu z Serbią, wydawało, że wreszcie nadszedł czas Gibona w kadrze. Ten zdążył jednak rozegrać jeszcze spotkania z Kazachstanem i Portugalią, po czym musiał pauzować za kartki w potyczce z Belgią. A, że z kolei z Czerwonymi Diabłami świetnie spisał się Boruc, zaś Kowalewski stracił w tym czasie miejsce w składzie swojego klubu, to Leo Benhakker miał alibi by dotychczasowego bramkarza numer jeden pozostawić w rezerwie.
Szansy od Don Leo, mimo regularnych powołań, wciąż nie dostał jeszcze Tomasz Kuszczak. Mało kto wierzył, że były gracz West Bromwich Albion wygryzie z bramki Red Devils, Edvina van der Sara, ale mimo to Polak i tak występuje częściej nie przypuszczano. W Premiership Kuszczak rozegrał do tej pory cztery mecze, w jednym broniąc nawet rzut karny! Ponadto siedem razy wystąpił również w innych rozgrywkach: Carling Cup i FA Cup. I chociaż w żadnym ze spotkań nie zawiódł, to jednak wciąż sir Alex Ferguson wyżej ceni umiejętności Holendra. I polski bramkarz doskonale zdaje sobie z tego sprawę. – Każdy klub ma 2- 3 równorzędnych golkiperów, więc muszę cierpliwie czekać na szansę. A kiedy już ją dostanę, udowodnić, że to ja zasługuje na bluzę z numerem jeden– mówi. A cierpliwość to niewątpliwie mocna strona Kuszczaka. W Hercie Berlin Polak spędził cztery lata, a mimo to ani razu nie pojawił się na boisku. Gdy wyrwał się z niemieckiej niewoli i przeniósł do WBA też dopiero w końcówce sezonu dostał prawdziwą szansę od menedżera Bryana Robsona i to bardziej z konieczności (kontuzja pierwszego bramkarza, Rousell`a Hoult`a) niż z nagłego wzrostu zaufania. Chociaż Polak uratował The Baggies przed spadkiem, kolejny sezon też rozpoczął jako rezerwowy. Dlatego z jednej strony spokój z jakim podchodzi do swojej aktualnej sytuacji jest zrozumiały. Z drugiej strony, trochę sportowej złości też nie zaszkodzi. Zwłaszcza, że EvdS ostatnio przeplata dobre mecze ze słabszymi. Holender oficjalne zakończenie kariery zapowiedział na 2008 r. Czy więc dopiero w tym momencie Kuszczak zostanie pierwszym bramkarzem MU? I czy w związku z tym Benhakker dalej będzie go powoływał, skoro ma w zwyczaju to, iż nie przywiązuje się do nazwisk i rzadko daje szansę graczom, którzy w swoich klubach nie grają regularnie.
Przyszłość dla Fabiańskiego
Zdaniem wielu już wkrótce bramkarzem nr 2 polskiej reprezentacji zostanie Łukasz Fabiański z Legii Warszawa. Był na MŚ, w sumie w kadrze rozegrał do tej pory dwa mecze. Fabian wciąż się rozwija, dużo daje mu współpraca z Krzysztofem Dowhaniem. Duża zawdzięcza również obecnemu trenerowi bramkarzy w reprezentacji, Andrzejowi Dawidziukowi. Innym golkiperem z polskiej ligi, często powoływanym przez Benhakkera jest Mariusz Pawełek z Wisły Kraków. Z tym, że ten od października przegrywa rywalizację o miejsce w składzie z Emilianem Dolhą, więc jego sytuacja jest identyczna jak w/w golkiperów. Od początku rundy wiosennej w świetnej formie jest Marcin Cabaj z Carcovi, stałe postępy czyni Bartosz Fabiniak z Widzewa Łódź. Wreszcie została doceniona postawa Macieja Mielcarza z Korony Kielce. A i z pewnością wspomniany już Pawełek nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. W Anglii, po wielomiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją, do bramki FC Southampton wrócił Bartosz Białkowski i już błyszczy w The Championship w barwach Świętych. Z pewnością za bramkarza skończonego nie można uznać Jerzego Dudka, który po tym sezonie na pewno opuści FC Liverpool i wiele wskazuje, że wróci tam skąd przybył na Anfield, czyli do Feyenoordu Rotterdam. Niedoceniany w Polsce Arkadiusz Malarz wyjechał do Grecji i w zespole Skody Xanty robi niesamowitą furorę.
Jak więc widać polska szkoła bramkarzy ma się dobrze i chyba za wcześnie by ogłaszać jej kryzys, a co dopiero upadek. Nawet jeżeli w swoich klubach nie grają golkiper nr 2 i 3 reprezentacji Polski, to ich godnych następców z pewnością nie brakuje.