Polska bezbramkowo zremisowała z Senegalem i tym samym zapewniła sobie awans z trzeciego miejsca do fazy pucharowej. Plan minimum został zrealizowany. W 1/8 finału zagramy z Włochami, Nową Zelandią lub Urugwajem. Wracając jednak do spotkania „Biało-czerwonych” z reprezentacją z Afryki, które było nudne, obie drużyny walczyły, głównie w środku pola, ale z tej walki nie za wiele wynikało. Dwa, trzy podania i strata. Tak wyglądał ten mecz.
Porównując dwa pierwsze spotkania rozegrane przez Senegal, od razu można było zauważyć, że podopieczni Dabo grają w trybie ekonomicznym. Popełniali proste błędy, grali nerwowo i niedokładnie. Zresztą Polacy tak samo. Obu reprezentacjom brakowało pomysłu na rozegranie akcji. Zwłaszcza pod polem karnym rywala.
Jednak to, za co warto pochwalić podopiecznych Magiery, to zdyscyplinowanie, które np. w spotkaniu z Kolumbią nie funkcjonowało tak dobrze jak dziś. Agresywnie dochodziliśmy do rywala, utrudnialiśmy mu skuteczne rozgrywanie akcji. Natomiast gdy byliśmy w posiadaniu futbolówki i zdarzyło nam się niedokładnie rozegrać, szybko wracaliśmy na swoje pozycje, czym uniemożliwialiśmy grę naszym przeciwnikom. Graliśmy twardo w obronie. Jednak liczba strat po obu stronach była zatrważająca.
Dośrodkowania Polaków w pole karne czy gra długich piłek wyprowadzonych z obrony to nie był dobry pomysł na dzisiejsze spotkanie. Grając tak, po prostu nie mogliśmy zaskoczyć naszego dzisiejszego przeciwnika. Każda piłka padała ich łupem. Wygrane starcia w powietrzu przez Polaków można policzyć na palcach jednej ręki.
Powoli się rozkręcało
Przez dwa pierwsze kwadranse nie działo się zbyt wiele. Okazji było jak na lekarstwo. Gra toczyła się głównie w środku pola. Dopiero w 30. minucie jeden z Senegalczyków oddał strzał, który poszybował obok bramki Majeckiego. To był punkt zwrotny.
Chwilę później w polu karnym Senegalu odnalazł się Bednarczyk i oddał sytuacyjny strzał, ale był on zbyt słaby, aby pokonać Ndiaye. Było to pierwsze w tym meczu poważniejsze zagrożenie pod bramką Senegalu. Później w indywidualnej akcji swoich sił spróbował Szota, ale Ndiaye ponownie sobie poradził. Zespół z Afryki nie pozostawał dłużny i najpierw obił nasz słupek, a później nie wykorzystał zamieszania w naszym polu karnym.
Druga połowa? Hmm… również bez większych fajerwerków. Oprócz kilku strzałów, które nie były groźne, nic specjalnego się na boisku nie działo.
Jednak jesteśmy mistrzami
W czymś jednak jesteśmy mistrzami świata. Po pierwsze w organizacji wielkich turniejów (nie tylko w piłce nożnej). Po drugie świetnie potrafimy wspierać swoich zawodników. Doping trwał od pierwszej do ostatniej minuty – bez przerwy. Atmosfera była po prostu genialna. Dla młodych piłkarzy to prawdziwe spełnienie marzeń – grać przy takiej publiczności. Śmiem twierdzić, że nawet seniorska reprezentacja Polski nie miała takiego dopingu podczas Euro 2012 ani na żadnym innym spotkaniu za kadencji Nawałki. Dziś w „Sercu Łodzi” zasiadło ponad 15 800 widzów, co na tym stadionie jest normą.