Większość Polaków z natury raczej czuje większą bądź mniejszą awersję do Niemiec. Dlaczego? Najczęściej powodem są względy historyczne, w które akurat nie będziemy się bardziej zagłębiać w tym artykule. Tu z uwagi na nadchodzący wielkimi krokami mecz Polska – Niemcy skupimy się na aspektach piłkarskich, w których na przestrzeni lat wypadamy niestety o wiele gorzej od naszych zachodnich sąsiadów.
21 bezpośrednich starć i tylko jedno zwycięstwo „Biało-czerwonych”. Pozostałe 20 spotkań zakończyło się siedmioma remisami i aż 13 triumfami naszych przeciwników. Chyba nie musimy wspominać, że jest to dla nas jeden z najmniej wygodnych rywali. Więcej razy przegraliśmy tylko z Węgrami, Szwecją i Rumunią. Z tym że z „Die Adler” graliśmy w ponad dziesięciu meczach mniej niż w przypadku wyżej wspomnianych rywali. Ogólnie nasz bilans z Niemcami jest znacznie gorszy. Choć nie ostatnio… W tym artykule cofniemy się trochę w czasie i przypomnimy sobie pokrótce wszystkie starcia na linii Polska – Niemcy w XXI wieku, sięgając aż do 2006 roku…
Niemcy 1:0 Polska (2006 r.)
Właśnie od tego najwcześniejszego wydarzenia zaczniemy. Polska dostała się na mistrzostwa świata rozgrywane w 2006 roku po zajęciu drugiego miejsca w dość trudnej grupie eliminacyjnej (zadecydował dobry bilans bramkowy). Na samych mistrzostwach Polacy od początku mieli jednak pod górkę. Trafili na Ekwador i Kostarykę – drużyny, nie oszukujmy się, do pokonania. Ponadto musieli także znieść wylosowanie Niemców, gospodarzy całego turnieju. Drużyny, której jeszcze wtedy nigdy nie pokonali. A wówczas musieli dokonać czegoś niemożliwego, ponieważ przegrali w pierwszej kolejce z Ekwadorem. Mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor. Jest to tradycyjne polskie powiedzenie związane z tego typu imprezami. Niestety wówczas się to potwierdziło.
W tym arcyważnym spotkaniu „Biało-czerwoni” niestety przegrali… I to w dramatycznych okolicznościach. Choć tu trzeba dodać, że Polacy grali dużo gorzej od faworyzowanych rywali. To oni naciskali, to oni mieli dużo więcej szans. „Orłom” Pawła Janasa nie brakowało ambicji. Za tym szła jednak także masa błędów w rozegraniu i widoczne braki w umiejętnościach. Chroniły naszą drużynę tylko dwa czynniki: szczęście, którego mieliśmy masę, a także Artur Boruc będący tamtego dnia w kapitalnej dyspozycji. Niestety zgubił nas błąd Radosława Sobolewskiego, który dostał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. Przez to musieliśmy grać przez ponad 15 minut w osłabieniu. To wykorzystali Niemcy.
Reprezentacja naszych sąsiadów co rusz chciała zaskoczyć naszego bramkarza. Wystarczy powiedzieć, że przez ostatni kwadrans zawodnicy Juergena Klinsmanna dwukrotnie trafili w poprzeczkę. Ponadto Michael Ballack umieścił piłkę w siatce, ale był na spalonym. W końcu musiało się to jednak stać… Po błędzie Dariusza Dudki jedynego gola w tym starciu strzelił wówczas zawodnik Borussii Moenchengladbach, Oliver Neuville.
Niemcy 2:0 Polska (2008 r.)
2008 rok, kolejna impreza i następny z rzędu turniej, na który Polska się zakwalifikowała. Z pierwszego składu sprzed dwóch lat zostali Artur Boruc, Michał Żewłakow, Jacek Bąk, a także trójka ofensywnych piłkarzy w postaci Jacka Krzynówka, Euzebiusza Smolarka i Macieja Żurawskiego. Nie zmieniła się jeszcze jedna rzecz… Ponownie najlepszym polskim zawodnikiem był bramkarz, Artur Boruc. Wówczas zawodnik Celticu Glasgow zaliczył tu kolejne, chyba nawet jeszcze lepsze zawody niż na mistrzostwach świata. Bo prawda jest taka, że Niemcy na inaugurację tej imprezy (byliśmy w grupie razem z nimi, Austrią i Chorwacją) powinni nas pokonać z 4:0, może 5:0… I to nie oznacza, że w ogóle nie mieliśmy okazji. Niemniej nasi rywale nas kompletnie zdusili – ponownie było pełno absurdalnych zachowań w obronie naszych zawodników.
Tamtego dnia bohaterem numer jeden nie był jednak żaden Polak. Przynajmniej grający w naszej reprezentacji. Dwie bramki strzelił wówczas doskonale wszystkim znany Lukas Podolski, który dwukrotnie wykorzystał właściwie te same pomyłki – nieodpowiednie ustawienie. Pierwszy gol padł po podaniu na pustą bramkę, a drugi po sytuacji sam na sam z Borucem. Fakty są takie, że Podolski niemal dwa razy otrzymał 100-procentowe szanse, co powinno być nie do pomyślenia.
Mimo że oczywistym faworytem od samego początku starcia był zespół Niemiec, każdy miał nadzieję, że utrzemy nosa rywalom. Zostaliśmy jednak bezproblemowo pokonani. W drugim i trzecim starciu „Orły” kolejno zremisowały i przegrały… To oczywiście nie promowało ich wyżej, przez co zakończyliśmy tamte zmagania na ostatnim miejscu w grupie B.
https://youtu.be/vKBWBYNbyg4
Polska 2:2 Niemcy (2011 r.)
Mecz z 2011 roku pokazał, że tak naprawdę w starciu z Niemcami nie jest najważniejsze to, aby grać o „coś”. Tu, podobnie jak niedługo w piątkowym meczu, spotkanie było towarzyską grą. Poza pewnego rodzaju przygotowaniem przed Euro 2012 był to również debiut reprezentacji Polski na nowo powstałej PGE Arenie w Gdańsku. Emocji nie brakowało. Do głosu na samym początku doszli Niemcy. Swoją przewagę ekipa Joachima Loewa chciała narzucić już od pierwszych minut.
Objawiało się to chociażby tym, że niemieccy piłkarze w pierwszych sześciu minutach oddali aż trzy niebezpieczne strzały. Na szczęście jednak bramkarzy zawsze mieliśmy mocnych. Tym razem nie grał Artur Boruc, który kilka lat wcześniej bronił jak z nut, ale Wojciech Szczęsny. Do dzisiaj mecz ten jest jedną z wizytówek obecnego piłkarza Juventusu. Masa udanych interwencji, ale na szczęście także całkiem dobrze rokujący atak.
Robert Lewandowski strzelił gola na 1:0 po asyście Dariusza Dudka, dla którego także był to udany mecz. Niestety odpowiedzieli Niemcy, strzelając bramkę z rzutu karnego sprokurowanego przez Arkadiusza Głowackiego. Dla ówczesnego obrońcy Trabzonsporu w ogóle było to doprawdy beznadziejne spotkanie. Nie dość, że faulował Thomasa Muellera w polu karnym w naprawdę niezbyt groźnej sytuacji, to finalnie został wyrzucony z boiska. Oczywiście będąc jeszcze na murawie, popełniał masę kardynalnych błędów.
Zresztą podobnie w tym aspekcie wyglądał jego partner, Damien Perquis. Nie tylko nasi defensywni zawodnicy spisywali się wówczas słabo. W 90. minucie przez bramkarza drużyny przeciwnej, Tima Wiese’a, został sfaulowany wchodzący na ostatnie dziesięć minut Paweł Brożek. „Jedenastkę” dobrze wykorzystał Jakub Błaszczykowski i kiedy wydawało się, że marzenia o wówczas pierwszym zwycięstwie zmierzają ku realizacji, nagle wbiegł w pole karne Thomas Mueller, po czym zgrał futbolówkę do dobrze ustawionego Cacau, który strzelił gola. Po tej akcji sędzia zakończył mecz. Było to spotkanie z gatunku: mogło być 3:0 dla Polski, ale i tak jest dobrze. W rzeczywistości bowiem Niemcy również tworzyli ogrom sytuacji podbramkowych. Aż cud, że wpadły tylko dwie bramki…
Niemcy 0:0 Polska (2014 r.)
Trzy lata później i kolejny mecz z reprezentacją Niemiec. Znowu było to spotkanie towarzyskie. Natomiast był to nieco inny mecz niż poprzednie. Otóż tego dnia tak naprawdę trudno wskazać dłuższą chwilę, w której zostaliśmy przez naszych zachodnich sąsiadów w jakikolwiek sposób stłamszeni. Raczej było to wyrównane starcie, gdzie dochodzili do głosu nasi rywale, jednak proporcje strzałów równoważyły się o wiele bardziej niż w przypadku poprzednich starć, kiedy to Niemcy nas dominowali.
Tu pojawiły się kolejne poważne sygnały, że tę reprezentację da się w jakiś sposób pokonać. Był to tylko mecz towarzyski, natomiast myślimy, że z tamtego wieczoru można było wyciągnąć wiele pozytywów. Adam Nawałka, czyli wówczas stosunkowo nowy selekcjoner reprezentacji Polski, pokazał przed eliminacjami do Euro 2016, że nasi piłkarze nie boją się rywalizacji z najlepszymi na świecie.
Nie był to na pewno najciekawszy do oglądania mecz. Szans i dla jednych, i dla drugich nie było może jak na lekarstwo, ale naprawdę brakowało bardziej klarownych okazji na otwarcie wyniku. „Problemem” dla widowiska było to, że obrona Polski w końcu była jakkolwiek zorganizowana. Poza akcją z 33. minuty, kiedy Sławomir Peszko musiał wybijać piłkę sprzed linii bramkowej, i bliźniaczej sytuacji z 84. minuty, tym razem z Maciejem Rybusem w roli głównej, nikt nie stworzył sobie czegoś ekstra. Na połowie Niemiec liczba naszych akcji w ogóle nie była mała. Gorzej już z tymi groźniejszymi…
Polska 2:0 Niemcy (2014 r.)
Polska 3:2 Argentyna, Polska 2:1 Włochy, Brazylia 0:1 Polska, Polska 3:2 Francja, Anglia 1:1 Polska, Polska 3:0 Belgia, Polska 2:1 Portugalia… Wszystkie te mecze zostały uznane za legendarne. Takie, do których kibic reprezentacji z uwagi na pokonanie klasowego rywala może wracać wspomnieniami bądź oglądać stare audycje z wielką dumą. Do tej listy, i to śmiało na jednym z pierwszych miejsc, trzeba dopisać spotkanie z 11 października 2014 roku. Wówczas „Orły” pod przewodnictwem trenera Adama Nawałki mierzyły się w eliminacjach z reprezentacją Niemiec, z którą wygrały pierwszy i do tej pory ostatni raz w historii.
Po efektownym zwycięstwie nad Gibraltarem w pierwszej kolejce (7:0) nastroje w obozie naszej reprezentacji były wyśmienite. Polska grała efektownie i bardzo skutecznie. Kto przewidział jednak aż tak dobry rezultat w starciu z Niemcami? Mało kto, co nie było dziwne. Mimo licznych osłabień i wcześniej wspomnianej bardzo dobrej formy „Biało-czerwonych” i tak zespół Loewa był faworytem. Zanim jednak to spotkanie się rozpoczęło, już dało się wyczuć, że coś tu może się stać. Zwykle wychodziliśmy na Niemców schowani za podwójną gardą i staraliśmy się kontrować. Dużym zaskoczeniem było to, że „Orły” wyszły dwójką napastników, przybierając tym samym dość ofensywne oblicze. To potwierdzili podczas meczu.
Naciskali, walczyli i bez kompleksów tworzyli rywalom naprawdę bardzo trudne warunki… Niestety bezproduktywność nas niszczyła, a Niemcy oszczędzali wszelkie siły. Dlatego też Nawałka wszystko diametralnie zmienił. Niemal cała drużyna cofnęła się do obrony i był dłuższy moment przewagi naszych sąsiadów. Niemniej wszystkie ataki nie potrafiły przebić się przez nasz polski mur. Nie chodzi tu tylko o Szczęsnego, choć on też nam trochę pomógł.
Kulminacyjną chwilą dla całego tego widowiska okazała się jednak 51. minuta, kiedy to Arkadiusz Milik dostał genialne dośrodkowanie w pole karne od Łukasza Piszczka i wykończył akcję efektownie z główki. Potem nasi rywale cisnęli, ale przywołany w tym artykule Wojciech Szczęsny ponownie był w najważniejszym momencie bezbłędny. Ale to nie koniec… Tuż przed końcem spotkania gola na 2:0 zdobył Sebastian Mila po podaniu Roberta Lewandowskiego. HISTORYCZNY SUKCES W TEN SPOSÓB STAŁ SIĘ FAKTEM!
Niemcy 3:1 Polska (2015 r.)
Sześć meczów i 14 punktów czyniło nas liderem grupy D w eliminacjach do mistrzostw Europy 2016. Zwycięzca tego starcia miał przed samym końcem eliminacji znaleźć się na pierwszej lokacie. Choć był to dobry mecz „Biało-czerwonych”, przegraliśmy 1:3 i pozostał niedosyt. Ale zacznijmy od początku…
Zaczęliśmy grać odważnie jak w poprzednim meczu z Niemcami, ale była jedna różnica… Tym razem skarcili nas golem na 1:0. Dokładniej był to Thomas Mueller, który niepilnowany uderzył pewnie na pustą bramkę. Siedem minut później niestety było już 2:0. Autorem trafienia był Mario Goetze, wówczas zawodnik Bayernu Monachium, który zmieścił piłkę w siatce po efektownym minięciu kilku naszych zawodników. Niemcy widzieli nasze luki w defensywie i każde, nawet minimalne niedociągnięcie chcieli skrzętnie wykorzystać. Dużo pracy miał tamtego wieczoru Łukasz Fabiański stojący między słupkami. To jednak nie oznaczało, że Manuel Neuer był bezrobotny.
Groźnie uderzali Kamil Grosicki czy Robert Lewandowski. Ten drugi zdobył nawet gola kontaktowego, który dał nadzieję na odrobienie niekorzystnego wyniku tuż przed końcem pierwszej połowy. Ogólnie strzelec, jak się później okazało, jedynej bramki dla Polski w tej rywalizacji zagrał bardzo dobrze. Gdyby Polska wygrała bądź zremisowała, mógłby nawet zostać uznany najlepszym zawodnikiem tego spotkania. Wszystkie laury zgarnął Polakowi sprzed nosa Mario Goetze, który po niefortunnej odbitce utrudniającej Łukaszowi Fabiańskiemu dokładną interwencję po raz drugi tego wieczoru umieścił piłkę w siatce, zamykając w 82. minucie wynik spotkania i wszelkie nadzieje na korzystny rezultat.
Choć Polacy przegrali i skończyli w tabeli eliminacyjnej za reprezentacją Niemiec, i tak awansowali dzięki bardzo dobremu bilansowi bramkowemu na mistrzostwa Europy we Francji.
Niemcy 0:0 Polska (2016 r.)
A już na samym Euro, wspominanym w dwóch poprzednich akapitach, Polacy od samego początku pokazywali się z jak najlepszej strony. Wygrali na inaugurację rozgrywek z Irlandią Północną 1:0, po czym musieli się zmierzyć, o ironio, z reprezentacją Niemiec.
Spisali się w tym spotkaniu naprawdę dobrze, choć od samego początku było widać, że Polacy raczej chcą zabić ten mecz. Świadczy o tym sam fakt, że po naszej stronie absolutnie królowało w tym meczu trio Łukasz Fabiański – Kamil Glik – Michał Pazdan. Przede wszystkim neutralizowaliśmy naszych rywali w pierwszej połowie. Graliśmy wręcz do bólu pragmatycznie, nie mając żadnej podbramkowej szansy przez 45 minut.
W drugiej połowie Adam Nawałka i jego piłkarze zmienili podejście. „Biało-czerwoni” zaczęli kreować sobie szanse i kilkukrotnie mogli nawet zagrozić naszym przeciwnikom. Mecz jednak zaczęliśmy z zerową liczbą strzałów celnych i na tym też skończyliśmy. W rzeczywistości większe perspektywy na wygraną mieli Niemcy. Niemniej zagraliśmy mądrze, nie porywaliśmy się z motyką na słońce i finalnie wywalczyliśmy bardzo cenny remis, który w ostateczności dał nam przede wszystkim pewność siebie na pozostałe spotkania turnieju.