Polska ma się czego obawiać? Słowenia pod lupą


Dzisiaj Polska stanie w szranki z rywalem, który niegdyś sprawił jej ogromne szkody. Czy to może się powtórzyć?

6 września 2019 Polska ma się czego obawiać? Słowenia pod lupą
twitter.com

Gdy twoim najlepszym, a zarazem najbardziej wartościowym piłkarzem w zespole jest bramkarz, możesz mieć problem. A staje się on tym poważniejszy, im większy dystans (na poziomie sportowym) dzieli pozostałych członków zespołu właśnie do golkipera. Fakty? Jan Oblak – 100 mln euro. Reszta nazwisk w reprezentacji Słowenii? 59,4 milionów (21 zawodników). Wniosek? Cóż, nie bójmy się groźnie wyglądającej okładki, bo zawartość książki tylko z pozoru przypomina thriller trzymający w napięciu. Tak naprawdę mamy do czynienia z przystępną historią sensacyjną, ale... czy aby na pewno? Polska ma pewny grunt?


Udostępnij na Udostępnij na

Jeżeli ktoś pamięta mecze reprezentacji Polski sprzed dziesięciu lat, chwała mu za to. Wówczas przeżywaliśmy zupełnie inny okres w naszej futbolowej historii, co tylko słusznie udowadnia, że pojedyncza dekada znaczy w tym sporcie tyle, co pół wieku. Inne pokolenia piłkarzy, inni selekcjonerzy, inna atmosfera wokół kadry i co najważniejsze – inne oczekiwania i sukcesy. Dzisiaj przed meczem ze Słowenią z góry przypisujemy sobie zwycięstwo, ale jeszcze w 2009 roku kwestia rozstrzygnięcia meczu nie była tak oczywista. Mówiąc kolokwialnie, wtedy dostaliśmy niemały „oklep”, ale szczęśliwie (choć nie zawsze) „nic nie zdarza się dwa razy”. A więc… jakim rywalem Słowenia jest obecnie?

Teraz już taki wynik się nie powtórzy. Jest zupełnie inna sytuacja. Obecnie macie znacznie lepszą drużynę niż wtedy Andraz Kirm (były piłkarz Wisły Kraków i reprezentacji Słowenii)

Rzut okiem na historię. Polska na innym biegunie?

Trudno o inne stwierdzenie niż to, że w dzisiejszym pokazie sił reprezentacja Słowenii stoi na straconej pozycji. Pole-position zdecydowanie należy do biało-czerwonych, którzy do tej pory w eliminacjach do EURO 2020 spisują się bezbłędnie. I nawet gdyby kadra Brzęczka nie była liderem z kompletem punktów, jej moc i tak powinna być wystarczająca, by pokonać Słoweńców „na autopilocie”. W każdej formacji przewyższamy bowiem swojego przeciwnika co najmniej o klasę, o ogromnej różnicy w wartości rynkowej całego zespołu (345,4 do 159,4 mln euro) już nie wspominając.

transfermarkt.pl

Oczywiście każdą reprezentację na drodze do sukcesu trzeba traktować z szacunkiem, ale popatrzmy realistycznie: rozegramy spotkanie z kadrą nr 63 w rankingu FIFA. I choć o dobry wynik powinniśmy być spokojni, grzechem byłaby ignorancja najgroźniejszych punktów reprezentacji Matjaza Keka. Selekcjonera, który dekadę temu rozprawił się z Polakami wynikiem 3:0, a później zapewnił swoim rodakom historyczny awans na MŚ w RPA. Ówczesny sukces był dla Słoweńców tak wyjątkowy dlatego, że wcześniej jedynie dwa razy udało im się dokonać tejże sztuki (ME w 2000 i MŚ w 2002).

Jesteśmy profesjonalistami, szanujemy wszystkich piłkarzy i wszystkie zespoły, ale trzeba przyznać, że Polacy są najlepsi w grupie, biorąc pod uwagę same nazwiska zawodników oraz kluby, w których grają. Petar Stojanovic (prawy obrońca reprezentacji Słowenii)

Mówimy więc o drużynie, która pod kątem turniejowego doświadczenia nijak się ma do poziomu, do którego Polska nas przyzwyczaiła. Poziomu, który opiewa na 17 zdobytych awansów w historii (IO, ME, MŚ). Rzecz jasna należy wziąć poprawkę na fakt, że Słowenia uzyskała autonomię dopiero w latach 90. ubiegłego wieku, ale nawet mimo tego raczej nie powiedzielibyśmy, że w skali historycznej mierzą się dwie równorzędne reprezentacje.

Dziś reprezentanci mają pewnie wyższe umiejętności niż my. Problemem jest jednak mentalność. Za naszych czasów nie mieliśmy wielkich gwiazd z silnych klubów, ale wiedzieliśmy, co znaczy godło na koszulce. Mieliśmy niesamowitą atmosferę, razem graliśmy od czasów juniorskich. Marko Suler (były reprezentant Słowenii)

Dla nas średnią pozycją w rankingu FIFA od blisko trzech dekad jest pozycja nr 37 (najczęściej 20-30), gdzie dla Słoweńców zupełnym optimum stało się lawirowanie wokół lokaty nr 55. Co ciekawe, kiedy reprezentacja Polski przeżywała ogromny kryzys w latach 2009-2014 (tzw. okres mrocznego średniowiecza), nasi rywale byli tam, gdzie my obecnie, czyli w okolicy dwudziestu najlepszych kadr na świecie. Można zatem powiedzieć, że Słowenia w XXI wieku przeżywa wiele wzlotów i upadków, a teraz – szczęśliwie dla Polaków – notuje drugi największy regres od 1999 roku.

Dwóch na świeczniku, a reszta? Może zrobić krzywdę

Jan Oblak, Josip Ilicic, a potem… gwiazd ze świecą szukać. I oczywiście reprezentacja Słowenii posiada w swoim zespole postacie o uznanych nazwiskach, jednak albo ich najlepszy czas minął już bezpowrotnie, albo ich przynależność do dobrego europejskiego klubu wynika jedynie z teorii. Bo co do golkipera Atletico Madryt, wątpliwości żadnych mieć nie można. 322 spotkania w profesjonalnej karierze na przestrzeni dziesięciu lat – niemal 50% z nich z czystym kontem. W La Liga? 58%. Nie każdy ma tego świadomość, ale nasi reprezentanci zmierzą się z jednym z najlepszych fachowców na swojej pozycji.

Idąc dalej, nie można przejść obojętnie obok kogoś, kto na reprezentacyjnym chlebie zjadł niejednego zęba. Mowa o Josepie Iliciciu, który obecnie znajduje się na dziesiątej pozycji w historii pod względem rozegranych spotkań w słoweńskich barwach (59 – siedem bramek i dziewięć asyst). Jest to sylwetka w skali swojego kraju nietuzinkowa, choć trzeba przyznać, że we Włoszech jego sława urosła do jeszcze większych rozmiarów. 267 meczów w Serie A, 72 gole, 44 asysty – dorobek jak na ofensywnego pomocnika? Co najmniej znakomity. Co kluczowe, gwarant tzw. double-double właściwie w każdym sezonie (2018/2019 – 13 trafień i 9 ostatnich podań w Atalancie, i sezon życia).

Obecność wyżej wymienionych jegomości jest w słoweńskiej kadrze nieodzowna, ale nie tylko na nich spoczywa odpowiedzialność za wyniki drużyny. Kręgosłup zespołu tworzą również bardziej doświadczeni piłkarze, którym tak naprawdę bliżej do końca kariery (31-letni Ilicic wyjątkiem) niż do lat świetności: Bojan Jokic (33 l., 98 występów w kadrze, Premier Liga), Jasmin Kurtic (30 l., 52 występy, Serie A) czy Rene Krhin (29 l., 42 występy, Ligue 1). Warto zwrócić uwagę także na postacie o nazwiskach Stojanovic (23-letni prawy obrońca Dynama Zagrzeb) i Zajc (25-letni ofensywny pomocnik Fenerbahce).

Pierwszy z nich najprawdopodobniej będzie postrachem na naszej lewej flance, a o drugim śmiało można powiedzieć, że dysponuje jedną z najlepiej ułożonych nóg w historii swojej reprezentacji. Dość powiedzieć, że Miha Zajc na ostatnich pięć zgrupowań kadry w aż czterech zapisał się na liście strzelców. Czy Polska może się zatem Słoweńców obawiać? Cóż, prędzej musi traktować rywala z dużym respektem, choć przy optymalnym podejściu do meczu wszystko powinno być pod kontrolą.

Wymienione postacie z reprezentacji naszego rywala nie są przypadkowe i potrafią napsuć dużo krwi, jednak – myśląc logicznie – w starciu z kilkukrotnie większą zwierzyną nie mają prawa liczyć na wiele. Gdyby ująć to metaforą, Polska jawi się przy Słowenii jak okazały lew, którego otoczyło kilka wygłodzonych hien. Ale nawet wtedy, gdy domyślamy się, jak owa konfrontacja może się zakończyć, nie możemy z góry skreślić drapieżnika, dla którego pokonanie większego od siebie oznacza ostatnią szansę na przeżycie (czytaj: potrzebne punkty).

W taki sposób może prezentować się meczowa jedenastka Słowenii na mecz z Polską:

 

 

 

Przeczytaj również:
Polska i jej kadrowicze drugiego planu

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze