Polonia W. liderem, Górnik znów źle


Sobotnie spotkania nie przyniosły zaskakujących rezultatów. Zwycięzcami okazali się faworyci. Swoje mecze wygrały ekipy - Bełchatowa, Polonii, która zasiadła przynajmniej na 1 dzień na fotelu lidera, i Lecha. Jedynie w meczu Odra - Arka padł remis.


Udostępnij na Udostępnij na

GKS Bełchatów przystępując do meczu z Jagiellonią Białystok chciał udowodnić to, że jest w stanie w tym sezonie walczyć o miejsce w czołówce, a przegrana z Arką w zeszłym tygodniu była tylko dziełem przypadku. Zawodnicy z Białegostoku do czasu rozpoczęcia tego meczu mieli passę 8 meczów bez porażki i też nie zamierzali tanio sprzedać swojej skóry.

Fani Kolejorza dopingowali swoich sympatyków przez cały mecz.
Fani Kolejorza dopingowali swoich sympatyków przez cały mecz. (fot. Hanna Urbaniak/iGol.pl)

W spotkaniu pomiędzy tymi dwoma drużynami nie brakowało emocji, lecz od początku było wiadomo, która drużyna jest lepsza. Bełchatowianie atakowali z większym animuszem i po jednej z ofensywnych akcji padła bramka na 1:0. Gola strzelił w 20. minucie meczu Dawid Nowak po dwójkowym rozegraniu piłki z Mariuszem Ujkiem. Na pochwały zasługuje również wcześniejsze znakomite podanie przez pół boiska Jacka Popka, który dalekim przerzutem zagrywał do obu napastników.

GKS ani na trochę nie zamierzał spuszczać z tonu i co chwilę stwarzał kolejne sytuacje do podwyższenia wyniku. Za to Jagiellonia długo nie potrafiła sobie stworzyć żadnej okazji do strzelenia gola. Na pomeczowej konferencji prasowej Michał Probierz skarżył się na fatalne warunki pogodowe w trakcie meczu i na zły stan murawy. Szkoda tylko, że wypowiedź trenera „Jagi” była próbą tłumaczenia po prostu słabej dyspozycji zawodników.

Na domiar złego, na Jagiellonię w drugiej części gry spadło nieszczęście. Kontuzji doznał bramkarz gości Piotr Lech, który prosił o zmianę. Mało tego, sytuacja była na tyle dramatyczna, że limit zmian w zespole został dosyć szybko wykorzystany przez selekcjonera „Jagi” i konieczna zmiana była niemożliwa do przeprowadzenia.

Tymczasem nie przejmując się kłopotami przyjezdnych, GKS grał swoje. Kiedy wydawało się, że kolejne bramki dla gospodarzy są kwestią czasu na drodze do radości stawał nie kto inny, jak Lech. Bramkarz z Białegostoku nawet w obliczu możliwości pogłębienia kontuzji zawsze starał się być na posterunku. Bezradny okazał się dopiero w 84. minucie, kiedy to pięknym lobem popisał się najlepszy na boisku i znajdujący się w bardzo dobrej formie od dłuższego już czasu Łukasz Garguła. Asystę przy bramce zaliczył Tomasz Jarzębowski.

Po meczu bełchatowianie umocnili się na pozycji w górnej części tabeli, a Jagiellonia musi przełknąć to, że na boiskach rywali nie potrafi już wygrać od ponad roku.

Bez emocji

Arka Gdynia do meczu z Wodzisławiem przystępowała z wielkimi nadziejami. Entuzjazm spowodowany był wygraną w poprzedniej kolejce nad silnym GKS Bełchatów 2:0. Natomiast wodzisławianie w lidze są dopiero 12. drużyną, lecz swoich szans mogli upatrywać w tym, iż rzadko która ekipa wyjeżdża z ich stadionu z dorobkiem 3 punktów.

Spotkanie zawiodło i to przez cały okres jego trwania. Dość powiedzieć, że piłkarze Odry nie potrafili przez cały mecz oddać żadnego celnego strzału na bramkę rywala z Gdyni. Marnowali nawet tak doskonałe szansę, jak rzut karny. Niefortunnym strzałem z 11 metrów popisał się Sławomir Szary. Jego strzał trafił w słupek bramki Arki.

Gdyby nie ta akcja i dwa inne strzały oddane przez gości, to spotkanie właściwie mogłoby się nie odbyć. Mecz śmiało może być zaliczany do plebiscytu na najgorszy mecz Ekstraklasy sezonu 2008/2009. Pisząc o tym meczu, można także wspomnieć sytuację z 89. minuty, kiedy to Marcin Dymkowski, obrońca gospodarzy z taką ogromną siłą chciał umieścić piłkę w siatce, że piłka po jego strzale wylądowała w okolicach jupiterów stadionu Odry.

Wynik był do przewidzenia

Górnik w tym sezonie nie potrafi wygrać praktycznie żadnego meczu. Po ostatniej porażce z Cracovią już nawet najzagorzalsi fani z Zabrza nie wierzą w przełamanie się swoich ulubieńców. Polonia w poprzedniej kolejce przegrała z ekipą Lecha Poznań 0:2. Czasem nie wynik, lecz styl porażki jest ważny. „Czarne Koszule” zagrały w tamtym meczu po prostu fatalnie. Jednak przed meczem z Górnikiem to i tak oni byli stawiani w roli faworytów.

Pierwsze minuty meczu zaskoczyły. Trener Henryk Kasperczak wprowadził licznych nowych graczy do pierwszego zespołu i to poskutkowało. Zawodnicy Górnika grali nadzwyczaj dobrze, stosując wysoki pressing już na połowie rywala. W 6. minucie gry bliski strzelenia na bramkę był nie kto inny, jak były reprezentant Polski – Tomasz Hajto. Niestety dla kibiców gości do uderzenia w końcu nie doszło.

Lider Bełchatowa zapowiada walkę o najwyższe cele
Lider Bełchatowa zapowiada walkę o najwyższe cele (fot. e-gks.info)

Po kolejnych minutach Polonia zaczęła przejmować inicjatywę na boisku. W 37. minucie pierwszą bramkę dla drużyny z Warszawy, a swoją 8. w sezonie, strzelił Filip Ivanovski. Za bramkę trzeba winić Przemysława Pitrego. Piłkarz Górnika stracił piłkę w bardzo prosty sposób i to ułatwiło Polonii przeprowadzenie skutecznej kontry. Napastnik Górnika jest jednym z tych piłkarzy, którzy zawodzą na całej linii. Piłkarz sprowadzony z Lecha Poznań za niemałe pieniądze w letnim okienku transferowym cały czas nie potrafi udowodnić swojej przydatności dla drużyny.

Druga połowa znów rozpoczęła się od ataków Górnika, który w tej części gry grał na tyle odważnie, że oddał aż 10 strzałów na bramkę gospodarzy. Najbliżej strzelenia gola był Grzegorz Bonin. Jednak i on nie wyrównał wyniku spotkania.

To, co nie udawało się piłkarzom z Zabrza, po raz drugi udało się „Czarnym Koszulom”. Na 12 minut przed końcem samobójczego gola strzelił Maris Smirnovs. Wcześniej, a dokładnie w 72. minucie, ekipę Górnika pogrążył Hajto, który za przepychankę z Ivanovskim otrzymał czerwoną kartkę i przekreślił szanse swojej drużyny na wywiezienie choćby 1 punktu z Warszawy. Strata drugiej bramki była już tylko konsekwencją wybryku obrońcy z Zabrza. Polonia, mimo że nie rozegrała fantastycznych zawodów, może sobie dopisać kolejne 3 punkty w ligowej tabeli.

Lech się przełamał w Krakowie

Cracovia przystąpiła do meczu z drużyną z Wielkopolski po wygranej w zeszłej kolejce nad równie słabym Górnikiem. Zwycięstwo to napawało optymizmem kibiców „Pasów” . Natomiast poznaniacy chcą walczyć w tym sezonie o tytuł i jeśli chcą dalej liczyć się w tej batalii, to musieli ten mecz wygrać. Zadania nie mieli prostego, ponieważ Lechowi nigdy nie grało się łatwo na stadionie Cracovii. Sam trener Franciszek Smuda prowadząc ekipę „Kolejorza” już dwukrotnie przegrywał w Krakowie. Przed tym meczem jednak zapowiadał, że chce zmienić tę kolej rzeczy.

Zgodnie z oczekiwaniami Lechowi od początku nie było łatwo na stadionie Cracovii. „Pasy” w pierwszej połowie były drużyną przeważającą. W 15. minucie dobrej okazji do otwarcia wyniku dla Cracovii nie wykorzystał Dariusz Kłus. Już dwie minuty później przed kolejną dobrą szansą stanął Dariusz Pawlusiński. Jego mocne uderzenie z ponad 23 metrów minimalnie minęło słupek bramki Ivana Turiny, bramkarza Lecha.

To, że krakowianie byli stroną dominującą nie oznacza, iż poznaniacy nie mieli swoich dogodnych szans. W 23. minucie przed okazją do wyprowadzenia Lecha na prowadzenia stanął Sławomir Peszko. Zawodnik, który od dłuższego już czasu nie potrafi się przełamać w meczach Ekstraklasy, i tym razem się nie popisał. Jednak najlepsza okazja do strzelenia gola miała dopiero nadejść. W 42. minucie znakomitą piłkę do Roberta Lewandowskiego zagrywa Hernan Rengifo. Niestety dla kibiców „Kolejorza” poległ on w sytuacji „sam na sam” z bramkarzem Cracovii – Marcin Cabajem.

Druga połowa to już dominacja tylko jednej drużyny. Lech Poznań wypracowywał sobie więcej sytuacji i był wyraźnie lepszą ekipą. W 58. minucie strzelał Rengifo, lecz Cabaj stał na posterunku i pewnie wybił piłkę na rzut rożny. Moment później zwycięsko z pojedynku z Lewandowskim ponownie wyszedł bramkarz Cracovii, który urasta do miana bohatera meczu.

Wobec ogromnej przewagi Lecha zwycięska bramka musiała jednak w końcu paść. W 81. minucie po dużym zamieszaniu w polu karnym do piłki dopadł Ivan Djurdjević i strzałem nie do obrony pokonał Cabaja. Tym samym zawodnik Lecha zagwarantował swojemu zespołowi 3 ważne punkty.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze