Puchar Polski co rok przynosi nam wiele sensacyjnych rozstrzygnięć, a i coraz częściej słabsze zespoły potrafią stawiać się silniejszym potentatom. Tak naprawdę już mało kiedy oglądamy sześcio czy siedmiobramkowe nokauty i nudne zwycięstwa faworytów, a zwykle widujemy starcia na styku, nawet mimo różnicy klas. Minęła pierwsza część 1/32 finału rozgrywek, w której dwóch ekstraklasowiczów zostało wyeliminowanych przez pierwszoligowców, a jeden przez drugoligowca.
Los chciał, aby podczas pierwszej rundy na szczeblu centralnym cały tercet medalistów (rozstawionych w losowaniu wraz ze Śląskiem Wrocław) zmierzył swe siły z klubami eWinner 2. Ligi. Każdy z tej trójki wyobrażał sobie łatwiejsze zadanie, co można było wywnioskować po ich spacerowym tempie i lekceważącym nastawieniu w niektórych fragmentach spotkań. Legia uwierzyła w prosty awans tuż po pierwszym gwizdku, Raków podczas przerwy w szatni, a Pogoń po strzelonej bramce. Ofiarą został jedynie zeszłosezonowy zdobywca brązowego kruszcu, ale przez chwilę wcale nierealny nie wydawał się scenariusz o wyrzuceniu kompletu podiumowiczów.
Od trzech do jednego frontu Pogoni Szczecin
Równie szybko co przygoda z Ligą Konferencji Europy zakończyła się przygoda Pogoni Szczecin z Pucharem Polski. „Portowcy” stawili się w Kaliszu niemal w pierwszym garniturze, z wyjątkiem Jakuba Bursztyna między słupkami. Podrażnieni ostatnimi ligowymi niepowodzeniami, sądzili, że uda się odhaczyć tę rundę Pucharu Polski, a tymczasem przekreślili swoje marzenia co najmniej do września następnego roku. Reprezentację Szczecina tworzy obecnie tylko Świt Skolwin. Wstydliwa sprawa. Nawet pierwszy mecz w podstawowym składzie Kamila Grosickiego nie odmienił bezbarwnej, kulawej ofensywy „Granatowo-bordowych”, a jedyną bramkę strzelił boczny obrońca Jakub Bartkowski.
Obraz spotkania cały czas pozostawał jednoznaczny. Dziewiąta ekipa drugiej ligi, KKS Kalisz, bezapelacyjnie była groźniejszą i bardziej zdeterminowaną drużyną od pierwszej do ostatniej minuty. Wysłała tym samym sygnał do niżej notowanych drużyn w krajowym pucharze, ile przy gorszych umiejętnościach można zdziałać ambicją. Dziwi to o tyle, że „Trójkolorowi” nie zaczęli tak piorunująco aktualnego sezonu, a nawet nieco rozczarowują swoich sympatyków, którzy nadal wierzą w promocję na zaplecze ekstraklasy, z którą to rozminęli się na finiszu ubiegłej kampanii. Cóż, z podobną jak we wtorek, bardziej regularną grą kaliszanie teraz mogliby nie pozostawić wątpliwości w barażach bądź bez nich. W przeciwieństwie do szczecinian kakaesiakom w drodze po ligowy cel wciąż może „przeszkadzać” drugi front.
Ani chwili oddechu dla Legii Warszawa
Uczestnik Ligi Europy oraz mistrz Polski chciał przebrnąć przez Suwałki stosunkowo najmniejszym nakładem sił. Inna formacja, drugi bramkarz, eksperymentalna linia obrony, zestaw głodnych gry pomocników oraz lekko odstawiony snajper. To miało wystarczyć, ale nic z tego – Wigry postawiły stołecznym bardzo trudne warunki. Jeszcze przed przerwą Podlasianie zdołali objąć prowadzenie, ale nacieszyli się z niego ledwie kilkadziesiąt sekund.
Zapewne gdyby nie wyrównanie, w szeregach „Wojskowych” miałoby miejsce prawdziwe trzęsienie ziemi, lecz pewnym aktem desperacji można nazwać szybkie wypuszczenie w bój dwójki czołowych postaci i największego dżokera w talii legionistów. Czesław Michniewicz poza Kacprem Skwierczyńskim, któremu dał zadebiutować w tym spotkaniu, zabrał bowiem na północny wschód choćby Szymona Włodarczyka czy Bartłomieja Ciepielę z zamiarem podarowania im kilku minut, niestety na darmo.
A dla samej Legii, dla której awans był obowiązkiem, nie był to wcześniej prognozowany oddech od zmagań ekstraklasowych i europejskich. Co więcej, martwiące może pozostać to, że gdyby nie podarowana bramka od „Biało-niebieskich” po katastrofalnym błędzie defensywy, CWKS mógłby się trudzić nawet w większym wymiarze czasowym. W tyłach, jak i w przodzie wykorzystał spory zapas piłkarskiego szczęścia z 14. drużyną drugiej ligi. A za pasem przecież mecze z Rakowem oraz Leicester City.
Twardszy rodzaj Stali dla Rakowa
Akurat Raków w tym samym czasie w podobnych bólach przeczołgał się przez lidera trzeciego stopnia rozgrywkowego, Stal Rzeszów. Dość łatwo zdobyte trafienia w pierwszej połowie gry dające dwubramkowe prowadzenie wzbudziły myśli, że nawet na stojąco uda się prosto, łatwo i przyjemnie przejść dalej. Pięć minut po przerwie to dwa szybkie gongi dla „Czerwono-niebieskich”, dla których mogło się to ułożyć jeszcze gorzej.
Dopiero wejścia Iviego Lopeza, Waleriana Gwilii i Vladislavsa Gutkovskisa pozwoliły odzyskać częstochowianom właściwy rytm i z powrotem przejąć inicjatywę. To gole tego pierwszego i trzeciego znów przechyliły szalę zwycięstwa na korzyść gości i potwierdziły kunszt obrońcy trofeum, który w podobnym stylu potrafił wychodzić z takich samych tarapatów zeszłej edycji z Górnikiem Zabrze czy Cracovią.
Po spotkaniu otwartą i odważną grę aspirującej do awansu Stali pochwalił trener wicemistrzów Marek Papszun. Przed meczem z „Medalikami” „Żurawie” przeciwko Wiśle Puławy poniosły dopiero swoją pierwszą porażkę na drugoligowych boiskach. Rzeszowianie nieukrywanie dysponują znakomitym potencjałem ofensywnym, ale z drugiej strony gołym okiem do poprawy jest sporo w defensywie. Niezaprzeczalnym faktem jest, że wieloma momentami pokazują kreatywną, przyjemną do oglądania piłkę i zapewne niedługo wniosą nową jakość już w szeregi pierwszoligowe.
Puchar Polski 2021/2022 – Puchar 1000 Goli
Lista powodów, dla których lubimy wspierać niżej notowane drużyny i liczymy na ciekawe niespodzianki, teraz jest nawet szersza. Tradycyjnie z wielce szlachetną akcją na bieżącą edycję Pucharu Polski wyszedł tytularny sponsor tych rozgrywek, czyli Fortuna – zakłady bukmacherskie. Polski Związek Piłki Nożnej sfinansuje akcję „Puchar 1000 Goli”, z której cała pula zostanie przeznaczona do podziału pomiędzy trzy projekty, które zwyciężą w konkursie zorganizowanym dla klubów z czwartych i niższych lig.
Stan na czwartek 22:27! #Puchar1000goli #PucharFortuny 😎💪 https://t.co/BBBOTWG9zL pic.twitter.com/ifkOrLvfhA
— eFortuna.pl (@eFortunapl) September 23, 2021
Każda bramka strzelona przez drużynę z teoretycznie mniejszymi szansami w pojedynku według przedmeczowych kursów to kolejny dorzucony tysiąc złotych. Po pierwszym tygodniu zmagań zebrano już 21 tysięcy, ale możemy być spokojni, że tak zwane ekipy underdogów nie powiedziały ostatniego słowa. Kolejne wielkie emocje w wyścigu o Fortuna Puchar Polski w przyszłym tygodniu.