Polacy w Niemczech cz. 4


W ostatniej części skupiamy się już wyłącznie na piłkarzach grających w Niemczech w ciągu kilku ostatnich lat. Tylko dwaj z nich nie są obecnie związani z niemieckimi klubami.


Udostępnij na Udostępnij na

Jeszcze do niedawna najbardziej utytułowanym Polakiem w niemieckiej Bundeslidze był nasz rodak, który grał w Bayernie Monachium. Jego przyjście za 1,5 miliona marek w 2000 roku niemiecka prasa uznała za jeden z najgorszych transferów w historii klubu. Sławomir Wojciechowski w ciągu półtora roku na boisku przebywał we wszystkich rozgrywkach łącznie przez 265 minut. Mimo to zapisał na swoim koncie mistrzostwo i Puchar Niemiec oraz Puchar Ligi. Po sezonie 2000/2001 powrócił do szwajcarskiego FC Aarau, skąd przyszedł do stolicy Bawarii. Dziś mało kto pamięta o czterokrotnym reprezentancie Polski, a jest on pierwszym polskim mistrzem Niemiec w piłce nożnej.

Sławomir Peszko miał okazję grać w Köln z Lukasem Podolskim
Sławomir Peszko miał okazję grać w Köln z Lukasem Podolskim (fot. fc-koeln.de)

Na pewno dobrze swój czas spędzony w Niemczech wspomina Euzebiusz Smolarek. To właśnie w Borussii Dortmund rozgrywał swoje najlepsze spotkania. Przez pierwsze pół roku zdobył tylko trzy bramki, ale kolejny sezon był chyba najlepszy w jego karierze. W 34 meczach strzelił 13 goli. Sezon 2006/2007 był już nieco gorszy (30 spotkań i dziewięć bramek) i po nim został sprzedany za 4,8 miliona euro do Rancingu Santander. Być może to właśnie jego dobre występy spowodowały, że działacze BVB w kolejnych latach chętnie sięgali po Polaków.

Ostatnimi czasy coraz więcej piłkarzy o polskich korzeniach wychowanych w Niemczech przyjmuje polskie obywatelstwo, co powiększa liczbę naszych rodaków grających w Bundeslidze. Jeśli chodzi o obecną kadrę, to pierwszy zadebiutował w niej Adam Matuszczyk. Urodzony w Gliwicach 20-krotny reprezentant Polski przez niemal całą swoją seniorską karierę występował w FC Köln. Do połowy sezonu 2011/2012 zaliczył 42 występy w Bundeslidze. Wtedy został wypożyczony do drugoligowej Fortuny Düsseldorf. Rozegrał w niej osiem spotkań, a zespół wywalczył awans. W obecnym sezonie Matuszczyk jednak nadal gra w 2. Bundeslidze, ponieważ musiał wrócić do Köln, które zanotowało spadek.

Większe poruszenie wywołał debiut Sebastiana Boenischa. Tak jak Matuszczyk urodził się w Gliwicach, a pierwsze kroki w piłkarskiej karierze stawiał w małych klubach. Jako senior zadebiutował w sezonie 2005/2006 w Schalke w wygranym 7:4 meczu z Bayerem Leverkusen. Przed sezonem 2007/2008 nie potrafił wywalczyć sobie miejsca w pierwszym składzie, więc zdecydował się na transfer do Werderu Brema. Udany był dla niego szczególnie drugi sezon w Bremie, w którym zagrał w 24 meczach ligowych i zdobył Puchar Niemiec. We wrześniu 2010 roku doznał poważnej kontuzji kolana, po której zagrał dopiero w marcu roku 2012. Z końcem tego sezonu wygasł kontrakt Boenischa z Werderem, a dziewięciokrotny reprezentant Polski nie zdecydował się na przedłużenie go i przez kolejne cztery miesiące pozostawał bez klubu. Niedawno podpisał umowę z Bayerem Leverkusen, w którym zdążył już zadebiutować.

Największe dyskusje w Polsce wzbudził debiut w kadrze Eugena Polanskiego. Pochodzący z Sosnowca pomocnik początkowo nie wyrażał chęci gry z białym orłem na piersi, ale po pewnym czasie zmienił zdanie. Karierę rozpoczął w Borussii Mönchengladbach. Zadebiutował w 2005 roku, a w kolejnym sezonie regularnie pojawiał się na boisku. Po spadku rozegrał zaledwie dziewięć meczów i w 2008 roku odszedł do Getafe. Po roku związał się z FSV Mainz na zasadzie wypożyczenia, a potem podpisał czteroletni kontrakt z klubem z Moguncji. Od sezonu 2009/2010 jest podstawowym zawodnikiem zespołu i regularnie występuje w Bundeslidze, w której do tej pory zagrał 126 razy.

Rośnie jednak zainteresowanie piłkarzami wychowanymi w naszym kraju. Ostatnimi czasy coraz większa ich liczba znalazła zatrudnienie w 1. i 2. Bundeslidze. Szczególnym przypadkiem jest Jakub Świerczok. Po rozegraniu zaledwie pół sezonu w pierwszoligowej Polonii Bytom przeszedł do FC Kaiserslautern. Jak można było się domyślić, tam nie potrafił się odnaleźć i występami z ławki nie przekonał do siebie trenera. Również po spadku nie znalazło się dla niego miejsce w pierwszej drużynie i został wypożyczony do Piasta Gliwice.

Pozostali zawodnicy, którzy grali i grają w Bundeslidze, trafiali do niej z czołowych polskich klubów. Sławomir Peszko przeniósł się do FC Köln z Lecha Poznań w 2011roku. W ciągu półtora roku zagrał w 43 spotkaniach Bundesligi. Był jednym z najlepszych zawodników swojego zespołu, który w poprzednim sezonie zanotował spadek. Obecnie jest wypożyczony do Wolverhamptonu Wanderers. Artur Sobiech na niemieckie boiska trafił z Polonii Warszawa. Został kupiony za 1,3 miliona euro przez Hannover 96 w tym samym roku co Peszko. Początki dla niego były trudne. W swoim debiucie grał zaledwie przez cztery minuty. Chwilę po wejściu na boisko w 87. minucie zobaczył czerwoną kartkę. W grudniu zdobył swojego pierwszego gola dla Hannoveru (mecz Ligi Europy z Worsklą Połtawa), ale na premierowe trafienie w Bundeslidze czekał aż do 11 lutego 2012 roku i 90. minuty meczu z Mainz. Na boisko wszedł zaledwie pięć minut wcześniej. Sobiechowi nie jest łatwo grać w pierwszym składzie „Die Roten”. Ogromna konkurencja sprawia, że często wchodzi na boisko z ławki, ale widać, że Mirko Slomka pokłada w nim nadzieję. Do tej pory Sobiech zagrał w 23 meczach i cztery razy trafiał do siatki. Do tego dołożył kilka goli w europejskich rozgrywkach. Z kolei Ariel Borysiuk reprezentuje barwy FC Kaiserslautern, do którego przeszedł z Legii Warszawa w ostatnim dniu zimowego okienka transferowego 2012 roku. Również jego debiut nie był udany. W 40. minucie za drugą żółtą kartkę wyleciał z boiska, a jego drużyna przegrała 0:1 z FC Köln. Niestety, Borysiuk występował w Bundeslidze tylko przez pół roku, bo jego drużyna nie zdołała się utrzymać. Ośmiokrotny reprezentant Polski ma na swoim koncie 12 meczów w Bundeslidze.

Najwięcej radości przynosi nam trójka Polaków grających w Borussii Dortmund. Najdłużej związany z niemieckimi klubami jest Łukasz Piszczek, który został wypatrzony przez działaczy Herthy Berlin już w juniorach Gwarka Zabrze w 2004 roku. Przez trzy lata przebywał na wypożyczeniu w Zagłębiu Lubin. Po powrocie do Herthy wiodło mu się przeciętnie. W pierwszym sezonie grał regularnie, w drugim zdecydowanie mniej. Z konieczności został najpierw przesunięty do pomocy, a potem na prawą obronę. To właśnie na tej pozycji rozegrał swój najbardziej udany sezon w drużynie „Starej Damy”. Piszczkowi skończył się kontrakt i latem 2010 roku odszedł z zespołu spadkowicza do Borussii Dortmund. Wywalczył sobie miejsce w składzie kosztem Patricka Owomoyeli i wraz z Jakubem Błaszczykowskim regularnie występowali w meczach Bundesligi. Kuba do BVB przeszedł przed sezonem 2007/2008 za 3 miliony euro z Wisły Kraków. Swoją dynamiką i przebojowością szybko zaskarbił sobie sympatię kibiców z Dortmundu i w 2008 roku został przez nich wybrany na najlepszego piłkarza zespołu. Do dziś obaj stanowią o sile Borussii. Świadczy o tym liczba ich występów. Błaszczykowski zagrał w 150 meczach Bundesligi, a Piszczek w 145 (68 w Hercie). Dwa lata temu dołączył do nich Robert Lewandowski. Mimo że najpierw występował na pozycji ofensywnego pomocnika, już uzbierał 39 trafień (w 79 meczach Bundesligi) i w niesamowicie szybkim tempie zbliża się do historycznego wyczynu Jana Furtoka, czyli 60 goli zdobytych w Bundeslidze. Jeden rekord Furtoka „Lewy” już pobił, zdobywając w poprzednim sezonie 22 bramki.

Na pewno nie przedstawiliśmy wszystkich Polaków grających w Niemczech. Pominęliśmy kilku, których kwestia narodowości jest sporna (m.in. Janosch Dziwor, Thomas Sobotzik, Martin Max), czy takich, którzy niezbyt mocno lub w ogóle nie odznaczyli się w niemieckiej piłce (m.in. Dariusz Dziekanowski, Janusz Góra, Mirosław Spiżak, Tomasz Bobel). Tak czy inaczej, liczba naszych rodaków występujących na niemieckich boiskach będzie rosnąć. Wystarczy tylko spojrzeć na duże zainteresowanie takimi młodymi piłkarzami grającymi w T-Mobile Ekstraklasie, jak: Arkadiusz Milik, Paweł Wszołek, Łukasz Teodorczyk, Łukasz Skorupski czy Karol Linetty. Nam pozostaje się tylko cieszyć i życzyć im karier na miarę Leśniaka, Wałdocha, Matyska, Furtoka albo Okońskiego.

Najnowsze