Polacy w Anglii cz. 2


24 grudnia 2012 Polacy w Anglii cz. 2

Wczoraj przedstawiliśmy pokrótce historię i perypetie Polaków grających w Anglii jeszcze w poprzednim stuleciu. Dzisiaj czas na tych, którzy Wyspy starali (albo starają nadal) się podbić już w roku 2001 lub później.


Udostępnij na Udostępnij na

Bardzo szybko za Morze Północne wyjechał Paweł Abbott. Tak naprawdę jeszcze w wieku juniorskim występował w Beagle Boys York, ale wrócił do Polski. W wieku 19 lat, zaraz na przełomie wieków, w przerwie zimowej sezonu 2000/2001, wrócił jednak na Wyspy – z ŁKS-u Łódź do Preston North End. Pierwszy rok spędził na nauce, ani razu nie udało mu się wyjść na boisko w meczu pierwszej drużyny. Został więc przed początkiem sezonu 2002/2003 wypożyczony do grającego dwie ligi niżej Bury FC, w którym pokazał się z dobrej strony, przez pół roku w 13 meczach strzelając pięć goli. Taka postawa zachęciła włodarzy Preston do ściągnięcia go z powrotem i chociaż zaczął grać, to na pewno nie był zadowolony z dziewięciu meczów i jednego gola. Wrócił zatem do Bury, ale tym razem półroczna przygoda z tym klubem okazała się dużo mniej udana, stąd też jego powrót do Preston.

Bohater ze Stambułu (w środku), jedyny Polak, który na Wyspach osiągnął niepodważalny sukces
Bohater ze Stambułu (w środku), jedyny Polak, który na Wyspach osiągnął niepodważalny sukces (fot. Sportsillustrated.cnn.com)

Pograł tam jeszcze przez rok, aż w przerwie sezonu 2003/2004 został wypożyczony do grającego wtedy w czwartej lidze Huddersfield. Szybko wkomponował się w zespół, a dobra forma oraz awans klubu do wyższej ligi sprawiły, że został wykupiony definitywnie. Sezon 2004/2005 był najbardziej udany w jego karierze, bo strzelił 27 goli we wszystkich rozgrywkach, a zespół zakończył sezon w środku tabeli. Kolejna kampania dla samego Abbotta już nie była tak dobra, ale za to drużyna awansowała aż do play-off, w którym jednak uległa Barnsley. To był ostatni pełny sezon Abbotta w Huddesfield, bo w przerwie zimowej kolejnego przeniósł się do Swansea. Tam zabawił jednak tylko pół roku, nie sprawdził się, więc odszedł do niższej ligi, do Darlington. Po dwóch przeciętnych latach w tym klubie przeniósł się z kolei do Oldham Athletic. Był to średniak w League One, ale Abbott swoją dobrą postawą (został najskuteczniejszym piłkarzem w drużynie) przykuł uwagę nieco lepszego Charltonu. Za 20 tysięcy funtów Abbott przeszedł na The Valley, ale zaledwie pięć goli w 25 meczach było na tyle słabym dorobkiem, że piłkarz zdecydował się na powrót do Polski. Padło na Ruch Chorzów, z którym zdobył w zeszłym sezonie wicemistrzostwo, ale mimo to w lecie przeniósł się do Zawiszy Bydgoszcz.

Początek sezonu 2001/2002 był przełomowy, jeśli chodzi o Polaków grających w Anglii, bo na Anfield trafił Jerzy Dudek. Polak przyszedł z Feyenoordu i z miejsca stał się podstawowym golkiperem „The Reds”. Wtedy ten klub był jeszcze topową ekipą w Premier League i zdarzało mu się coś nawet wygrać. Polak natomiast był numerem jeden w bramce, a zadebiutował w spotkaniu z Aston Villą. W pierwszym sezonie zdobył ze swym klubem wicemistrzostwo i otrzymał nawet nominację do nagrody dla najlepszego bramkarza Europy od UEFA, jednak przegrał z Oliverem Kahnem. Wszystko było wspaniale aż do grudnia i meczu z Manchesterem United, w którym popełnił taki oto błąd:

Gerard Houllier nie wytrzymał i posadził go na ławce, jednak na krótko, bo Chris Kirkland, który go zastąpił, doznał kontuzji pleców. Jakkolwiek to brzmi, Dudek miał szczęście, bo dostał okazję do rehabilitacji w finale Pucharu Ligi z… Manchesterem. Szansę wykorzystał perfekcyjnie, został wybrany na zawodnika tego zwycięskiego dla jego drużyny meczu i zdobył swój pierwszy puchar z LFC. Kolejny sezon był podobny, Dudek rywalizował z Kirklandem o grę w pierwszym składzie, a Polakowi zadanie cały czas ułatwiały plecy rywala.

W sezonie 2004/2005, który „Dudi” wspomina najlepiej w swoim życiu, na Anfield przyszedł nowy trener. Rafael Benitez postawił od początku na Dudka i ostatecznie nie zawiódł się. Co prawda Liverpool w lidze grał słabo (zajął na koniec piąte miejsce) i przegrał w finale Pucharu Ligi z Chelsea, ale wszystkie niepowodzenia kibice powetowali sobie 25 maja 2005 roku. Chyba nie trzeba przypominać, co się wtedy działo w Stambule, ale popatrzyć raz jeszcze zawsze można (warto zwrócić uwagę na komentatora na początku i na końcu skrótu):

Dudek został bohaterem i znowu był nominowany do nagrody najlepszego bramkarza w Europie, ale po raz kolejny przegrał, tym razem z Petrem Cechem. Na swoim koncie może też zapisać Superpuchar Europy 2005, choć w meczu z CSKA nie zagrał z powodu kontuzji. Uraz łokcia w przerwie letniej oraz zakup Jose Reiny wyrzuciły go też niestety z pierwszego składu na ławkę. Benitez wolał widzieć w bramce swojego rodaka niż bohatera ze Stambułu, więc Dudek tylko z ławki oglądał swoich kolegów, zdobywających najpierw FA Cup, a następnie Tarczę Wspólnoty. Reina nie był już tak skłonny do kontuzji jak Kirkland, dlatego osiem meczów w dwa sezony i Polaka na Anfield już nie było. Odszedł na czteroletnią emeryturę do Realu. Mimo wszystko tego, co osiągnął z Liverpoolem, nikt mu nie odbierze. Nikt też z naszych rodaków pod względem sukcesów z „Dudim” nie może się równać.

Naprawdę groteskowo przy tym, co osiągnął Dudek, wygląda przygoda z angielskim futbolem Arkadiusza Bąka, koniec końców jego kolegi z reprezentacji. Zresztą słowo przygoda jest tutaj chyba nie na miejscu, powinno się to raczej nazwać incydentem. Bąk trafił do Birmingham City z Polonii, w barwach której został królem strzelców, mistrzem, a także zdobył Puchar Polski i Puchar Ligi w grudniu 2001 roku. Jak sam mówi, był to ogromny przeskok z polskiej ekstraklasy do drugiej ligi angielskiej. Wytrzymał trzy miesiące, rozegrał cztery mecze i trener Steve Bruce się z nim pożegnał. Wrócił do Widzewa, później kontynuował karierę w innych polskich klubach. Za granicę już drugi raz nie wyjechał. Równie krótko w Anglii grał Dariusz Adamczuk. Tutaj historia wygląda nieco inaczej, bo od zimy sezonu 1995/1996 był to zawodnik Dundee United, aż w ostatnim sezonie XX wieku przeszedł do Rangers. Na początku jeszcze zdarzało mu się grać, w pierwszej swojej kampanii zdobył krajowy dublet, ale później stracił miejsce w składzie i został wypożyczony do Wigan. W barwach „The Latics” na boisku pojawił się zaledwie trzykrotnie, wrócił do Glasgow, ale już więcej w barwach Rangers się nie pojawił i w 2003 roku zakończył karierę. Wrócił do gry po trzech latach, do nowo formującej się drużyny Pogoń Szczecin Nowa, która była podstawą obecnej ekstraklasowej Pogoni.

To, że Birmingham City to strasznie pechowy klub dla Polaków, okazało się również w sezonie 2002/2003. W przerwie zimowej rozgrywek, sfrustrowany brakiem gry w Olympique Marsylia (– Boli mnie pupa od siedzenia na ławce rezerwowych w Marsylii), na St. Andrews przeszedł Piotr Świerczewski. Przed przejściem na wypożyczenie mówił tak: – Anglia to dla mnie nowe wyzwanie. Jako człowiek szalenie ambitny stawiam sobie wysoko poprzeczkę. Dlatego twierdzę, że moim celem jest dobra gra w Birmingham, a następnie promocja do jeszcze silniejszego klubu w Anglii. Robię to tylko dlatego, że nie czuję się jeszcze piłkarzem spełnionym. Plany były ambitne, ale… wyszło jak zwykle. Świerczewski zagrał w Premiership tylko raz i po kilku miesiącach zwinął manatki i przeniósł się do Lecha. Później z Polski już nie wyjechał, a po przygodzie z Anglią zostały mu pewnie tylko kontakty w telefonie. Kolejnym, któremu nie wyszło na Wyspach, jest natomiast Sebastian Olszar. Przyszedł z Admiry Wacker na wiosnę sezonu 2003/2004 do Portsmouth. Nie zdążył rozegrać ani jednego meczu, a już wypożyczono go do Coventry. Tam jednak też nikt na jego talencie się nie poznał, wystąpił tylko w pięciu spotkaniach i wrócił do „The Pompey”. Drugiej szansy od Harry’ego Redknappa nie dostał, toteż wrócił w lecie do Polski, z której też już później nie wyjechał.

Lato przed sezonem 2004/2005 było bardzo owocne, jeśli chodzi o transfery Polaków na Wyspy. Dwóch młodych, perspektywicznych juniorów trafiło wtedy do Boltonu Wanderers. Pierwszym z nich jest oczywiście obrońca Jarosław Fojut, a drugim mniej znany bramkarz Przemysław Kazimierczak (to nie błąd w pisowni nazwiska, Przemysław Kaźmierczak ze Śląska to inna osoba). Żaden z nich do kadry „The Trotters” się nie przebił, łącznie rozegrali w pierwszej drużynie jeden mecz (Fojut wszedł z ławki w spotkaniu FA Cup z Watford). Jarek wytrzymał też na Reebok Stadium rok dłużej, bo aż do 2009. Obydwaj grali w niższych ligach na wypożyczeniach, ale o ile Fojut przynajmniej raz wywalczył sobie miejsce w składzie na dłużej, w Luton Town, o tyle Kazimierczak przeważnie nawet w tych słabszych klubach siedział na ławce (zagrał po osiem razy w Accrington Stanley i Darlington). Co prawda obydwaj w tym okresie wyszli na boisko, gdziekolwiek, po 19 razy, ale to dlatego, że Kazimierczak był po prostu częściej wypożyczany. Zresztą po powrocie do Polski (po drodze zaliczył jeszcze kolejny zmarnowany rok w Oldham), ten drugi jeszcze nie miał okazji zagrać w ekstraklasie, tylko występuje w zespołach z niższych lig (obecnie KS Polkowice). Co innego Fojut, który przecież przyszedł do Śląska i zdobył z nim wicemistrzostwo oraz mistrzostwo Polski, i to jako zawodnik pierwszego składu. Zdążył nawet podpisać przedwstępną umowę z Celtikiem, ale w sfinalizowaniu transferu przeszkodziła kontuzja kolana. Kilka dni temu Jarek podpisał jednak kontrakt z norweskim Tromso, miejmy zatem nadzieję, że wszystko powoli wraca u niego na właściwe tory.

W tym samym czasie z Groclinu do Derby County przeszedł Grzegorz Rasiak. Można się z niego śmiać, można go wyszydzać, ale faktem jest, że to najskuteczniejszy Polak w historii Championship, a gdyby liczyć wszystkie ligi, to więcej bramek zdobył od niego w Anglii tylko Abbott. Swoją przygodę z Wyspami zaczął naprawdę dobrze, bo w Derby zaistniał na tyle, że w ostatnim dniu letniego okienka transferowego 2005 za trzy miliony funtów kupił go Tottenham. „The Spurs” to były dla niego jednak za wysokie progi. W ośmiu meczach trafił do siatki raz, w spotkaniu z Liverpoolem, ale sędzia gola nie uznał. W lutym 2006 został wypożyczony do Southampton, w którym znowu zaczął strzelać i z Markiem Saganowskim (o którym później) tworzył najlepszy (także dlatego, że jedyny) polski duet napastników w Anglii. Postanowił więc kolejny raz spróbować podbić Premier League, tym razem w barwach Boltonu. Rasiak został wypożyczony na pół roku, miał zastąpić Nicolasa Anelkę. Tym razem bilans jego występów był jeszcze słabszy niż na White Hart Lane – siedem meczów i… znowu nieuznany gol. Gary Megson postanowił nie sprowadzać go na stałe. „Rasialdo” nie wrócił jednak na St. Mary’s, a został wypożyczony znowu, tym razem do Watfordu. Spędził tam cały sezon 2008/2009 i dobrze mu szło. Miał zostać wykupiony na stałe, ale kluby nie porozumiały się co do kwoty odstępnego, dlatego też Rasiak wrócił do „Świętych”. Jednak na krótko, bo w sierpniu 2009 podpisał dwuletni kontrakt z Reading. Był solidnym napastnikiem, ale nie na tyle, żeby Brian McDermott właśnie na nim opierał swoją grę w ataku. Po prawie rocznym pobycie na Madejski Stadium opuścił Anglię. Przeszedł do AEL Limassol, z którego mógł wrócić na Wyspy, do Charltonu, ale ostatecznie przeszedł do Jagiellonii, natomiast w tym sezonie gra w Lechii Gdańsk.

Na początku rozgrywek 2005/2006 powiększyła się kolonia Polaków w Boltonie, bo na Reebok Stadium zawędrował Błażej Augustyn. On również do pierwszej drużyny się nie przebił, ale wytrzymał w Anglii krócej, bo tylko dwa lata. Wrócił do Polski, do Legii, z którą zdobył Puchar Polski, ale grał w niej mało. Został zesłany do drużyny młodzieżowej, z której wypożyczono go do… Rimini w Serie B. Tam co prawda zagrał tylko cztery razy, ale nie przeszkodziło to włodarzom Catanii w ściągnięciu go do siebie. Nie okazał się wspaniałym piłkarzem, zagrał dla tego zespołu tylko 16 razy przez 2,5 roku, czyli mniej niż dla Vicenzy, do której został wypożyczony, przez rok. W tym samym czasie do Southamptonu wyjechało dwóch bardziej znanych zawodników, czyli Tomasz Hajto i Kamil Kosowski. Żaden z nich nie zabawił tam jednak długo. Kosa” na St. Mary’s został wypożyczony z Wisły, spędził tam jednak zaledwie jeden sezon. Nie grzał ławy permanentnie, bo zagrał 18 razy i strzelił jednego gola, ale nie był to szczyt jego marzeń. Później odszedł na kolejne wypożyczenie, do Chievo, a następnie wrócił do Wisły, z którą wywalczył mistrzostwo Polski. Przez Cadiz trafił do APOEL-u, z którym wygrał mistrzostwo i Puchar Cypru, a także zagrał w Lidze Mistrzów. Jeszcze krócej, bo zaledwie pół roku w tym zespole wytrzymał Hajto. Najpierw miał miejsce w składzie, ale po zmianie szkoleniowca je stracił, dlatego rozwiązał kontrakt i przeniósł się do Derby County. Tam pograł jeszcze krócej i mniej (zaledwie pięć meczów), po czym dał sobie spokój z Anglią.

Były kolega Kosowskiego z Wisły też próbował podbić Anglię, ale wyszło mu jeszcze gorzej. Mowa oczywiście o Tomku Frankowskim, który do Wolverhamptonu trafił w przerwie zimowej sezonu 2006/2007 z Elche. Glenn Hoddle pokładał w nim wielkie nadzieje, ale srodze się zawiódł. „Franek” w 16 meczach nie strzelił ani jednego gola i po ośmiu miesiącach na rok wyjechał grać na Teneryfę. Do „The Wolves” wrócił w czerwcu 2007, ale jako że nikt go nie kupił, to w ostatni dzień letniego okienka rozwiązał kontrakt i wyjechał kontynuować karierę do USA. Rok po Frankowskim do Southamptonu przeszedł Marek Saganowski. On był już dużo skuteczniejszy na boiskach Championship i League One, zdarzało mu się nawet ustrzelił hat-tricka (notabene w meczu z Wolverhamptonem). Szczególnie pierwsze pół roku miał udane, gdy w 13 meczach strzelił aż dziesięć bramek. Sezon 2007/2008 był już gorszy, co zaowocowało wypożyczeniem do Aalborga. W barwach duńskiego zespołu „Sagan” strzelił nawet gola w Lidze Mistrzów, ale po sześciu miesiącach wrócił do Anglii. Ze „Świętymi” był związany jeszcze przez niemal cały 2009 rok, a później, przez Grecję, wrócił do Polski.

Swoich sił na Wyspach od początku sezonu 2007/2008 próbowali też Bartosz Ślusarski i Tomasz Kupisz. Ten pierwszy trafił do WBA, w którym jednak nigdy nie zaistniał i przez dwa lata rozegrał zaledwie jeden mecz. Był wypożyczany do Blackpool i do Sheffield Wednesday (dwa razy), ale tam też nie stał się gwiazdą. Łącznie na angielskich boiskach strzelił przez dwa lata trzy gole, co jak na napastnika jest wynikiem gorszym niż zły. A jak na Ślusarskiego tylko złym. Kupisz natomiast nigdy nie powąchał angielskiej murawy w meczu pierwszej drużyny Wigan. Trafił do niej jako junior, ale nigdy się nie przebił wyżej, aż przed sezonem 2010/2011 wrócił do Polski, do Jagiellonii. Podobnie rzecz miała się z Filipem Modelskim, tyle że ten przyjechał do Anglii rok później, rok później też wyjechał, a nie poszło mu w West Hamie. Teraz obaj panowie grają razem w „Jadze”. Na Wyspy trafił też wspomniany wcześniej Przemysław Kaźmierczak, ten sam, który w zeszłym roku zdobył ze Śląskiem mistrzostwo Polski. „Kaz” spędził w Derby cały sezon 2008/2009 na wypożyczeniu z Porto. W 22 meczach strzelił dwa gole, ale nie po drodze mu było z menedżerem Nigelem Cloughem. Zanim wrócił do Portugalii, zdążył jeszcze oskarżyć trenera o to, że nie lubi zagranicznych piłkarzy.

Na koniec nie sposób nie wspomnieć o Euzebiuszu Smolarku. Ebi tak naprawdę nigdy nie odnalazł formy, którą prezentował za czasów gry w Borussii Dortmund. Najpierw nieudana przygoda z Racingiem, którą próbował poprawić wypożyczeniem do Boltonu. Na Reebok Stadium spędził cały sezon 2008/2009 i choć w przeciwieństwie do trzech swoich rodaków z zespołu grał w pierwszej drużynie, to zawiódł chyba najbardziej. Zaledwie jeden mecz w pierwszym składzie, 12 w ogóle w lidze i nadzieja na pierwszego od kilkunastu lat polskiego gola w Premier League szybko upadła. Smolarek trafił co prawda do siatki raz, ale był to mecz Pucharu Anglii:

Jak widać, z zawodników, którzy Anglię próbowali podbić w XXI wieku, udało się to tylko Jerzemu Dudkowi. Dla reszty (no może wyjąwszy Abbotta, Rasiaka czy Saganowskiego, ale to w końcu niższe ligi) Wyspy nie okazały się łaskawe. A o piłkarzach, którzy obecnie grają, próbują grać lub tylko asystują w angielskich klubach, w kolejnej, ostatniej już części naszego cyklu.

Czytaj więcej:

Polacy w Anglii cz. 1

Polacy w Anglii cz. 3

Komentarze
~Manu (gość) - 12 lat temu

a gdzie Kuszczak?

Odpowiedz
~Serdel (gość) - 12 lat temu

Żal było o nim pisać.

Odpowiedz
~olisander (gość) - 12 lat temu

a o Tomaszu Cywkie to już nie napiszecie?

Odpowiedz
~ole! (gość) - 12 lat temu

Peszko gdzie?

Odpowiedz
~Juan Mata (gość) - 12 lat temu

to skandal !! nie ma tomusia

Odpowiedz
Adrian Orlicki (gość) - 12 lat temu

"A o piłkarzach, którzy obecnie grają, próbują
grać lub tylko asystują w angielskich klubach, w
kolejnej, ostatniej już części naszego cyklu."

Wesołych Świąt życzę :)

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze