Obserwując mecze Lecha Poznań czy Ruchu Chorzów zaczynam mieć wątpliwości, w którą stronę tak naprawdę zmierza polska piłka nożna. Na szczęście morale naszego futbolu podniosła Wisła Kraków. Apel do polskich klubów: idźcie śladami „Białej Gwiazdy”!
Azerbejdżan, Malta, Kazachstan – drużyny z krajów, w których stadion ratyfikowany przez FIFA jest abstrakcją, a piłkarzy jest tyle, co sinologów, toczą zażarte boje z nami – Polakami (!), którzy aspirują do bycia siłą piłkarską, o takich możliwościach, że napsucie krwi w meczach przeciwko Anglii czy Hiszpanii nie jest niczym nadzwyczajnym. Poziom piłki nożnej na świecie rośnie w górę, czy to nasze umiejętności spadają w dół? Na szczęście kres meczom, do których zasiadamy aby podziwiać piękno piłki, a po 90 minutach wątpimy w sens oglądania naszych rodaków położyła Wisła Kraków, która pokazała wszystkim Polakom, jak należy rozprawiać się z amatorszczyzną.
Środowy wieczór. Nic nie działa bardziej odprężająco niż mecz najlepszej polskiej drużyny, grającej jako nieliczna spośród naszych klubów futbol kreatywny, okraszony szybkimi, składnymi akcjami, przeciwko ekipie z Azerbejdżanu. Na dodatek spotkanie miało się odbyć przy Bułgarskiej, na stadionie, którego synonimem jest nieustanny doping kibiców, więc o wynik byłem spokojny. Nic tak bardziej nie podcina skrzydeł sympatykowi futbolu, jak rezultat 0-1 naszej drużyny przeciwko azerskim dyletantom. W fazie grupowej Ligi Mistrzów (o ile Lech do niej awansuje, co jest sprawą niezwykle wątpliwą, patrząc z perspektywy meczu z Interem Baku) na „Kolejorza” czekają kluby z Francji, Holandii, Rosji czy Szkocji, nie wspominając już o potęgach z Wysp Brytyjskich lub Półwyspu Apenińskiego.
Mimo to Lechici nie umieją rozprawić się ze zwykłymi laikami piłkarskimi w sposób, który zaspokoiłby wilcze apetyty wszystkich kibiców. W takich spotkaniach piłkarze powinni bawić się grą, cieszyć się każdym metrem przestrzeni, które oddaje rywal. Niestety Poznaniacy tego nie umieli. Trema plątała im nogi, jakby to był finał, a nie mecz drugiej rundy eliminacyjnej Ligi Mistrzów. Na futbolową nieśmiałość nie ma miejsca na tym poziomie rozgrywek. Ba, nie ma miejsca na każdym poziomie rozgrywek. Gdzie charakter, wola walki, ambicja, które charakteryzowały Lecha jeszcze dwa lata temu? Gdzie są te nonszalanckie akcje prowadzone z dużą pewnością swoich umiejętności, kibice dumni ze swoich ukochanych idoli, wielkie podniecenie stylem gry „Kolejorza”? Wszystko to znikło wraz z Franciszkiem Smudą. „Poznańska Lokomotywo” – wróć na właściwe tory! Choćby na te, na których jest teraz Wisła Kraków! Wróć!
„Biała Gwiazda” natomiast, po serii blamażów na arenie europejskiej, powraca do gry zdeterminowana bardziej niż kiedykolwiek, bowiem nie ciąży już na niej żadna presja. Oczy całego kraju zwrócone są ku drodze Lecha Poznań do elitarnych rozgrywek Ligi Mistrzów. Wisła zagrała w czwartkowym meczu tak, jak powinno się grać z „chłopcami do bicia”. Czy Szawle to drużyna o mniejszym potencjale kadrowym niż Inter Baku w stosunku do możliwości „Białej Gwiazdy” i „Kolejorza”? Otóż nie – równie dobrze to Lech mógł wysoko rozgromić swojego rywala, a Wisła zafundować wszystkim thriller mrożący krew w żyłach do ostatniego momentu. Krakowianie pokazali klasę, bowiem grali „na luzie”. Szybkie akcje, finezja i spokój – znaki firmowe drużyny Henryka Kasperczaka w meczu z litewskim rywalem. Tak się powinno grać ze słabymi zespołami – bez żadnej litości. Wydaje się, że w obecnej dyspozycji to Wisła ma większe szanse na zawojowanie Starego Kontynentu. I Wiśle się to uda. Zobaczycie!
To że Lech zagrał nie najlepiej to każdy wie ale
najważniejsze jest wyciągnąć wnioski na
przyszłość a to że Inter Baki sprawił tyle
problemów drużynie z Poznania to tylko świadczy
że w dzisiejszej piłce poziom się wyrównuje.
Przypisując do tego mecze Hiszpania-Szwajcaria,
Włochy-Nowa Zelandia czy też nawet
Brazylia-Korea, bo przecież Hiszpania, Włochy,
Brazylia mieli rozbić swoich rywali a jak się
stało każdy wie że Brazylia wygrała po ciężkim
meczu, Włosi ledwo zremisowali (przy. wyrównali i
po kontrowersyjnym karnym). A Hiszpanie przegrali i
każdy się śmiał z Hiszpanów a oni zostali
mistrzami świata więc poczekajmy z oceną naszych
drużyn do końca eliminacji
w DWÓCH meczach rywal Wisły trafił w bramkę może
3 razy. W drugim meczu Wisła grała 11 na 10 przez
3/4 meczu od stanu 0-0. Przykład Lecha, Levadii uczy
że "pompowanie balona' to miła ale nic nie dająca
rozrywka. Co i jak okaże się w 3 i 4 rundzie.
Odnosi się to do WSZYSTKICH POLSKICH DRUŻYN.
Ale rywal Wisły tyle razy trafił w bramkę rywala
ile razy Wisła im na to pozwoliła , ciągle jest to
że gracz dostał czerwoną kartkę , dostał ją
słusznie za brutalny faul na Łukaszu Gargule ,
wystawiając w taki sposób swoj zespół na wysoką
porażkę.
Sądzę że Wisła i tak i tak wygrała by ze swoim
rywalem około 3-0 , 4-0.