Miał być pierwszy puchar w historii, feta i radość. „Portowcy” jechali do Warszawy z olbrzymimi nadziejami. I co? I wszystko psu w ogon. Najpierw stracili gola w ostatniej akcji meczu, w dogrywce po kuriozalnym błędzie Leo Borgesa pogrzebali swoje szanse na puchar. Pogoń po raz kolejny pokazała, że nie ma drugiego tak frajerskiego klubu w Polsce, a określenie „zero tituli” dalej będzie jej stygmatem.
Wisła Kraków wygrywa Puchar Polski, czego jej gratulujemy. Natomiast Pogoń Szczecin musi obejść się smakiem, po raz kolejny. Pogoń wciąż będzie miała przypiętą łatkę klubu „zero tituli”, i to na własne życzenie. Pogoń po raz kolejny pokazała, że kompletnie nie potrafi trzymać ciśnienia i nie bez powodu w ciągu 76 lat nie wstawiła niczego do gabloty.
Nie wiedziałem, że Pogoń Szczecin jest aż taką Pogonią Szczecin
— Leszek Milewski (@leszekmilewski) May 2, 2024
Nie ma wymówek, to trzeba było wygrać
„Portowcy” nie mieli praktycznie żadnych wymówek, by przegrać to spotkanie. Grali z rywalem, który ma swoje problemy w pierwszej lidze. Pogoń nie mogła też narzekać na problemy zdrowotne. Okej, wypadł Rafał Kurzawa, ale nawet jeśli uwzględnimy, że pomocnik w ostatnim czasie był pewniakiem do wyjściowego składu z racji na swoją dobrą formę, to w składzie ciągle byli Kamil Grosicki, Efthymios Koulouris, Fredrik Ulvestad etc. Wystarczająco dużo jakości, aby spokojnie rozprawić się z „Białą Gwiazdą”.
Demony wróciły: bojaźń, błędy, marazm
Podopieczni Jensa Gustafssona byli dzisiaj bojaźliwi, wystraszeni. Mówi się, że stres do pewnego momentu motywuje człowieka, ale w ich wypadku kompletnie spętał im nogi. Poza nielicznymi zrywami zaordynowanymi przez Kamila Grosickiego tak naprawdę nie moglibyśmy mówić o niczym pozytywnym ze strony Pogoni. To nie była ta fajna Pogoń z ligi, to byli jacyś zupełnie inni goście. Chaotyczni, bezproduktywni, mało kreatywni.
Wiślacy byli lepsi
Bo gdybyśmy jeszcze mogli chociaż powiedzieć, że Anton Cziczkan rozgrywał mecz życia. Odprawiał czary, wykonywał cudowne robinsonady, zaczarował słupki poprzeczki tak, że „Portowcy” tylko w nie trafiali. Ale bardziej gimnastykować musiał się bramkarz Pogoni, który nieraz musiał wyciągać swoją drużynę z opałów, zwłaszcza gdy przegrywała, a krakusy szły z kontrą.
To Wisła Kraków była stroną dominującą, a przynajmniej bardziej agresywną w doskakiwaniu do szczecinian. Wymuszała na nich dziecinne błędy, na drużynie, której marzą się europejskie puchary!
Czyli chcecie mi powiedzieć, że drużyna Harry’ego Pottera, z 3 ligowych emerytów za 3,50€, z trenerem z komputera, bramkarzem który ledwo co dostał pozwolenie na pracę, walczącą o baraże w 1 lidze, zasłużenie ogrywa świetną Pogoń i zdobywa Puchar Polski?
💙🤍❤️ pic.twitter.com/LhyUUdNBzp
— TeJot 88 (@tadek_j88) May 2, 2024
Pogoń nie wytrzymała presji
A jak Pogoń postanowiła sobie utrudnić sprawę? Oczywiście popełniając banalne błędy. Mogą się kibice szczecińscy złościć, że Tomasz Kwiatkowski chyba przedłużył trochę za bardzo doliczony czas. Albo że bramkarz Wisły za daleko podciągnął piłkę do przodu przy rzucie wolnym, z którego padł gol. Ale czy to zwalniało z odpowiedzialności obrońców, aby ci nie przypilnowali wprowadzonego Eneko Satrústeguiego?
Albo przy golu na 2:1 – kto kazał grającemu na prawej stronie Leo Borgesowi (tutaj gratulacje dla trenera za te fikołki pozycyjne, że lewego obrońcę przeniósł na prawą stronę, mając możliwość wpuszczenia tam Zecha), aby podał piłkę do Rodado, by ten, będąc sam na sam z Cojocaru, wyprowadził Wisłę na prowadzenie? Jak do tego doszło? Presja, której pogoniarze po raz kolejny w swej historii nie wytrzymali. Kibice to znają z ligi, z europejskich pucharów – taki już ich los.
Białek: Léo Borges ewidentnie już do końca swojego życia może jeść w krakowskich restauracjach za darmo 🤭🇧🇷
Janczyk: No to w Szczecinie niech lepiej nie je na razie… pic.twitter.com/NBM7lSjDzJ
— Weszło! (@WeszloCom) May 2, 2024
Zero tituli to niejedyny problem: Pogoń może nie wejść do pucharów
To dla klubu niejedyny problem. Taki wynik powoduje bowiem, że tylko pierwsze trzy miejsca dają awans do europejskich pucharów. Te, na których tak podobno Pogoni zależy. Taka polityka postawienia wszystkich sił na finał wiązała się z ryzykiem. Ryzyko się nie opłaciło, a w obecnej sytuacji, patrząc na obecny terminarz „Portowców” i ich formę (także tę psychiczną po przegranym finale), stratę do podium, misja –„puchary” będzie zadaniem z gatunku mission impossible.
Ciężkie dni czekają również trenera Gustafssona, który wygrywając finał, miałby szansę odkupić swoje grzechy. Zamiast tego znów wszyscy będą żądać jego głowy. Ale czego oczekiwać od trenera, który w piłce klubowej nic nie wygrał?
Co ma zrobić Pogoń, by przestać być „zero tituli”
Nie wiemy już, co musi się stać, żeby Pogoń w końcu wygrała swoje pierwsze historyczne trofeum. Miała wszystko jak na tacy: rywala z niższej ligi, przeszła kapitalną drogę do finału, która idealnie zwieńczyłaby jej trudy. Nawet tu wyłożyła się na metr przed metą. Zagrała słabo, bez wiary i pomysłu godnego zwycięzcy finału Pucharu Polski.
Kibice dali z siebie wszystko, jak nigdy stawili się tłumnie w Warszawie, by ujrzeć historyczny moment dla ich ukochanego klubu. Nic z tego. Może Pogoń naprawdę jest przeklętym klubem, a jej kibice skazani są na cierpienie? Patrząc po dzisiejszym meczu, taka teza nie jest tak daleka od prawdy, jakby się zdawało.
— Daniel Trzepacz (@d_trzepacz) May 2, 2024
Łzy u dzieci i dorosłych pogoniarzy: znów zostali oszukani
PS. Gratulacje, sprawiliście u dzieciaków i dorosłych ludzi rozpacz. Wychodząc ze stadionu, można było zobaczyć mnóstwo zapłakanych twarzy. To były łzy bólu i rozpaczy, że ich ukochany klub znów ich emocjonalnie oszukał i na ostatniej prostej wysypał się metr przed kiblem. Rok 2023 był prawdziwym rollercoasterem emocji, tych dobrych, a głównie złych. Niestety na razie rok 2024 zapowiada się na rok wielkiej smuty.