Cel na ten mecz był prosty. Pogoń Szczecin miała uzyskać satysfakcjonującą zaliczkę, która nie spowoduje w rewanżu niepotrzebnego drżenia o końcowy wynik dwumeczu. Z tego zadania „Portowcy” wywiązali się wzorowo, wygrywając w Belfaście aż 5:2. Z takim rezultatem mogą już szykować się na trzecią rundę. Lecz z taką grą to będzie maksimum, jakie będą w stanie osiągnąć.
Od początku było widać, że to „Granatowo-bordowi” chcieli szybko narzucić tempo gry. Pogoń za wszelką cenę chciała uniknąć kolejnej wyjazdowej wpadki. Dla nieznających dokładnie historii klubu ze Szczecina warto przytoczyć pewną wstydliwą ciekawostkę. Otóż do meczu z Linfield Pogoń przegrywała każdy mecz wyjazdowy w europejskich pucharach. Z czego dwa razy miało to miejsce z półamatorskimi zespołami z Islandii.
https://twitter.com/adam_krokowski/status/1683708667416150016
Błąd gospodarzy otwiera wynik meczu
Już po niecałym kwadransie wizja kolejnej wyjazdowej wpadki się oddaliła. Niechlujne wybicie Matthew Clarke’a w 14. minucie otworzyło autostradę do strzelenia gola Luce Zahoviciowi. Kapitan drużyny „The Blues”, pragnąc naprawić swój błąd, popędził za Słoweńcem celem odebrania mu piłki. Zrobił to jednak na tyle nieumiejętnie, że sfaulował go w polu karnym. Efekt był zatem jasny – przyznana „jedenastka” dla Pogoni. Do piłki podszedł Kamil Grosicki i pewnie pokonał Chrisa Johnsa. Dzięki temu „Grosik” stał się czwartym w historii strzelcem gola na wyjeździe. Co ciekawe, gol w 2001 roku także padł z wapna.
Mamy strzelca czwartej bramki w historii wyjazdowych pucharowych meczach Pogoni Szczecin. Po 22 latach od zdobycia tej trzeciej, też z rzutu karnego. Pełny poczet strzelców goli w tych spotkaniach wygląda na chwilę obecną tak. #LINPOG pic.twitter.com/8KEFG2wQJE
— Mial (@Mial1986_87) July 27, 2023
Czy strzelony gol dodał skrzydeł szczecińskim piłkarzom? Nie do końca, poza okazjonalnymi wypadami szczecinianie nie zdominowali bowiem wyraźnie słabszego rywala. Jasne, Pogoń dłużej utrzymywała się przy piłce, ale ciągle szwankowała końcowa faza rozegrania akcji. A przecież widzieliśmy w zeszłym sezonie parę razy, że ci gracze potrafią zagrać taką koronkę, że ręce same składały się do oklasków. To, co nie wychodziło w bezpośrednich akcjach, wyszło po bardzo sprytnym rozegraniu rzutu rożnego. Świetna piłka od Kamila Grosickiego na krótki słupek do João Gamboi, który uciekł spod krycia, i środkowy pomocnik precyzyjnym wolejem umieścił piłkę w siatce, podwyższając prowadzenie szczecinian.
Dośrodkowania zabójczą bronią gospodarzy
Czy mogliśmy powiedzieć coś pozytywnego o grze Linfield? Prawdę mówiąc, niezbyt wiele. Jedyne zagrożenie, jakie kreowali gospodarze, miały miejsce po dośrodkowaniach. To zresztą miała być broń aktualnego wicemistrza Irlandii Północnej. Po kilku z nich serca szczecińskich kibiców mogły zabić mocniej, zwłaszcza gdy Dante Stipica notował pusty przelot.
Elektryk Dante podłącza gospodarzy do gry
No i to właśnie Chorwat podłączył z powrotem drużynę z Belfastu do gry. Taki klops przydarzył się w 55. minucie, kiedy po raz kolejny zabawił się w elektryka. Wypuścił prostą piłkę z rąk pod nogi Finlaysona, który nie miał problemów z umieszczeniem piłki w siatce. Z przykrością trzeba podkreślić, iż niegdyś najlepszy bramkarz polskiej ekstraklasy zanotował straszny zjazd, jeśli chodzi o formę. Ten mecz był tego kolejnym już przykładem. Gol kontaktowy dodał gospodarzom animuszu, za to zawodnikom Pogoni nogi nagle zrobiły się jak z waty. Zaczęli jeszcze częściej gubić piłkę, co o mały włos w 60. minucie nie skończyło się katastrofą. Po ładnej akcji Fitzpatrick dołożył nogę do piłki, umieszczając ją w siatce, ale na szczęście dla „Portowców”, w tamtym momencie znajdował się na ofsajdzie.
Kibice doznali ulgi w 63. minucie, gdy Pogoń Szczecin znów wyszła na dwubramkowe prowadzenie. Ponownie bardzo dobrze zacentrował z rogu piłkę Grosicki wprost na głowę Danijela Lončara, który zastąpił na początku drugiej połowy schodzącego z urazem Benedikta Zecha. Irlandzki golkiper tę próbę jeszcze obronił, za to przy dobitce Mariusza Malca był bezradny. Podkreślmy zresztą naprawdę udane spotkanie w wykonaniu tego środkowego obrońcy. Pewny w defensywie, a na dokładkę dołożył gola. Trzecia bramka spuściła powietrze z gospodarzy, co przyniosło efekt kilka minut później, gdy Pogoń Szczecin podwyższyła prowadzenie. Zdobywcą gola okazał się Koulouris, który najpierw fantastycznym fałszem wypuścił prawą stroną Wahlqvista, aby po chwili samemu wykończyć rozpoczętą przez niego akcję po zgraniu od Szweda. Początek przygody tego napastnika na Pomorzu Zachodnim jest więcej niż obiecujący.
Pogoń Szczecin zaproponowała radosny futbol
Ten mecz stanowił doskonały przykład radosnego futbolu. Obie drużyny popełniały masę błędów, które mogły sprawić, że wynik mógł być jeszcze wyższy. Co prawda Pogoń od strzelenia czwartego gola ponownie zaczęła kontrolować boiskowe wydarzenia, jednak w 80. minucie znów dała się zaskoczyć po dośrodkowaniu. Najpierw walkę o piłkę z Gamboą wygrał Fitzpatrick. Ten zaś skierował ją w kierunku Halla, który wpakował piłkę z kilku metrów do bramki Chorwata, a ten tym razem nie miał nic do powiedzenia.
W 83. minucie powinno być już 5:2 dla Pogoni. Gorgon wypuścił lewym skrzydłem Kamila Grosickiego, który popędził w stronę bramki gospodarzy. Jednak zamiast wykończyć akcję, postanowił podać do Sebastiana Kowalczyka. Tę próbę zablokował jednak kapitan gospodarzy. Niedługo potem Linfield znów zbliżyłoby się na dystans jednego gola, gdyby nie kolejna interwencja liniowego, który zasygnalizował spalonego drużyny z Belfastu. To nie był koniec boiskowych emocji. W ostatniej akcji meczu Pogoń ponownie przeprowadziła koronkową akcję w swoim stylu. Kowalczyk wypuścił kapitalne prostopadłe podanie do Grosickiego, ten zaś wyłożył piłkę na pustą bramkę wpuszczonemu kilka minut wcześniej Mariuszowi Fornalczykowi.
Pogoń Szczecin za tydzień musi tylko przypieczętować awans
Dzięki czwartkowemu zwycięstwu Pogoń Szczecin może ze względnym spokojem przygotować się do rewanżowego starcia, które odbędzie się dokładnie za tydzień o godzinie 18 czasu polskiego. Tym razem, mając za sobą ścianę w postaci własnych kibiców, podopieczni Jensa Gustafssona postarają się dopełnić formalności, jaką stanowi awans do kolejnej rundy. Tam będzie czekał Gent, który spuścił łomot MKS Žilinie aż 5:1. Łatwo z pewnością nie będzie, pamiętamy, co zrobił Gent z Rakowem parę lat temu. Zwłaszcza że z takim radosnym futbolem, jaki dziś zaprezentowała Pogoń, ponownie nie będzie czego szukać w starciu z belgijską drużyną.