Rewanżowe spotkanie miało być formalnością i takową było. Pogoń Szczecin z drobnymi problemami awansowała do III rundy eliminacji Ligi Konferencji Europy. Ale jak tak będzie wyglądać gra, to my nie dajemy większych szans przeciwko belgijskiemu Gentowi.
Nikt nie zakładał innego scenariusza niż awans „Portowców” do dalszej fazy eliminacji. Obyło się bez niemiłej niespodzianki i kibice zgromadzeni na Stadionie imienia Floriana Krygiera ujrzeli wygraną swoich ulubieńców. Dalecy jesteśmy jednak od prawienia komplementów. Rewanżowe starcie było dużo słabsze w wykonaniu szczecinian, co odbiło się na końcowym wyniku. Wygrana 3:2 po golu zmiennika Wahana Biczachczjana nie może zostać uznana za sukces. Zwłaszcza gdy dwukrotnie trzeba było gonić wynik.
Tym razem Pogoń bez pomysłu z przodu
Podobnie jak w Belfaście, to Pogoń przejęła inicjatywę, spychając Irlandczyków pod własne pole karne. Już w 3. minucie było blisko pierwszego gola. Świetny rajd do środka boiska przeprowadził Kamil Grosicki, ale jego strzał zatrzymał się po rykoszecie na poprzeczce. Tylko że to była najgroźniejsza sytuacja dla gospodarzy w pierwszej połowie. Piłkarze Jensa Gustafssona mimo bezpiecznej zaliczki bramkowej grali strasznie nerwowo i bez pomysłu. Linfield praktycznie od początku meczu cofnęło się na własną połowę, szukając szczęścia w szybkich atakach po dalekim podaniu. Bylibyśmy jednak wobec Irlandczyków nieuczciwi, sprowadzając ich grę wyłącznie do rozpaczliwej obrony. Popopieczni Davida Healy’ego naprawdę dobrze się bronili, nie dopuszczając szczecinian do większego zagrożenia. Czyścili zagrożenie po wrzutkach, uprzedzali ofensywnych graczy rywali. Co dla nich najważniejsze, uniknęli poważnego błędu, który sprokurował bramkę otwierającą spotkanie w Belfaście. Za pierwszą połowę należała się graczom Linfield pochwała. Tego samego nie można było powiedzieć o Pogoni.
Obrona dalej dziurawa
W tym meczu zapewne wielu kibiców przyglądało się postawie formacji defensywy, która w zeszłym tygodniu nie spisała się najlepiej. Jeżeli przygoda Pogoni ma się nie zakończyć na drugiej przeszkodzie, musiała ona wypaść znacznie lepiej. Nie mamy dla kibiców dobrych wiadomość, jak było sito, tak bowiem dalej ono jest. Już w 16. minucie Bartosz Klebaniuk musiał wyciągać piłkę z siatki. Potężnym uderzeniem popisał się kompletnie niepilnowany na 20. metrze Jamie Mulgrew. Spodziewaliśmy się nie najpiękniejszego spotkania, ale żeby to goście prowadzili w Szczecinie? Mało optymistyczny prognostyk przed dwumeczem z Belgami.
Po pierwszych 45. minutach… lekkie ciężary Pogoni 😳
🔴📲 𝗧𝗿𝗮𝗻𝘀𝗺𝗶𝘀𝗷𝗮 #POGLIN 👉 https://t.co/Pas1Xcs49D pic.twitter.com/Tgt49nZ4dg
— TVP SPORT (@sport_tvppl) August 3, 2023
Radosny futbol w drugiej połowie – znowu
W drugiej połowie, podobnie jak w zeszły czwartek, byliśmy świadkami radosnego futbolu w wykonaniu obydwu drużyn. Były bramki, multum sytuacji oraz błędy z obydwu stron. Strzelaninę rozpoczęła Pogoń, chcąc się zrehabilitować za koszmarną pierwszą połowę. W 49. minucie wyrównanie przyniósł grecki duet. Świetną centrę Leonardo Koutrisa wykończył nie kto inny jak Efthymios Koulouris. Grek się nie zatrzymuje. Jak dotąd w każdym spotkaniu o punkty zdobył gola. Lecz niezbyt długo trwała jednak radość „Portowców”. Już dwie minuty później szczecinianie znowu przegrywali. Joel Cooper spokojnie dośrodkował z prawej strony w pole karne, a tam niepilnowany Kyle McClean uderzył głową obok bezradnego Klebaniuka. Dlaczego we własnym polu karnym „Portowcy” pozostawili go bez krycia? Pozostawimy to bez komentarza. W 58. minucie w Szczecinie znowu mieliśmy remis. Ponownie fenomenalną piłką popisał się Leonardo Koutris, który wypatrzył wbiegającego Linusa Wahlqvista. Szwed przyjął sobie piłkę, a po chwili mógł cieszyć się z gola.
Tak jak wspominaliśmy, w tym dwumeczu bramek oraz emocji nie brakowało. W 62. minucie, po sporym zamieszaniu, tylko udana interwencja Bartosza Klebaniuka uchroniła „Granatowo-bordowych” od utraty trzeciego gola. Chwilę później to Linfield mogło odetchnąć z ulgą. Świetna kontra Pogoni w wykonaniu Luki Zahovicia i Kamila Grosickiego powinna, a wręcz musiała zakończyć się golem. Słoweniec świetnym podaniem znalazł „Grosika”, ten zaś wyłożył piłkę na pustą bramkę wbiegającemu Rafałowi Kurzawie. Ten z tylko sobie znanych powodów uderzył w słupek, w co zapewne on, a także kibice nie mogli uwierzyć. Gra z przodu wyglądała o niebo lepiej niż w pierwszych 45 minutach. Ale to, co działo się w tylnych szeregach, woła o pomstę do nieba. Tam panował chaos i co wyprowadzali Irlandczycy akcję, to od razu był pożar.
Rezerwowy Wahan dał zwycięskiego gola
Od pewnego momentu Pogoń ponownie zaczęła dominować na boisku, ale nie potrafiła okrasić tego trzecią bramką. W tym meczu trener Gustafsson wyjątkowo trafił z jedną zmianą. W 75. minucie wprowadzony za Marcela Wędrychowskiego Wahan Biczachczjan otrzymał piłkę na 25. metrze. Wszystkie drużyny w ekstraklasie wiedzą, co to oznacza – poważne kłopoty. Irlandczycy przekonali się o tym właśnie w tym meczu, co się stanie, jak tego piłkarza nie przykryje się w tej strefie boiska. Ormianin zrobił to, co umie najlepiej – przymierzył z dystansu i zdobył cudownego gola, który dał szczecinianom pierwsze prowadzenie w tym meczu. Wahan jest wspaniałym dżokerem w talii szwedzkiego szkoleniowca, który w dwumeczu z Gentem może pomóc swoim pokrętłem w lewej nodze.
Po tym golu „The Blues” opadli z sił i to Pogoń do końca spotkania cisnęła po czwartego gola. Mieliśmy niezłe uderzenie Mateusza Łęgowskiego, bliski szczęścia był Kamil Gorgon, lecz więcej bramek nie padło. Pogoń Szczecin zasłużenie awansowała do kolejnej rundy, a przy okazji dorzuciła cenne punkty do rankingu klubowego UEFA, co po pierwszej połowie nie było takie oczywiste.
Komplet punktów od Lecha i Pogoni – o to chodziło.
Obecnie wyprzedzamy Szwecję, ale Djurgården i Hammarby (a także Legia) jeszcze dziś grają.
Lech zagra w Q3 ze Spartakiem Trnawa. Pogoń prawdopodobnie z Gentem (za kilka minut start rewanżu z Žiliną, Belgowie wygrali 1. mecz 5:1).— Jan Sikorski (@JS_rankingUEFA) August 3, 2023
Pogoń przeciwko Gentowi musi zagrać dużo lepiej
Wygrana w dwumeczu oznacza, że już 10 sierpnia „Portowcy” zmierzą się z belgijskim Gentem, który w porównaniu z Irlandczykami będzie prawdziwym wyzwaniem. Patrząc na przebieg rywalizacji z Linfield, mamy obawy przypuszczać, iż na „De Buffalo’s” ta przygoda może dobiec końca. Bo jeśli z wicemistrzem Irlandii Północnej stracili oni cztery gole, to co będzie, gdy do akcji wkroczy poważniejsza ekipa, która w zeszłym sezonie zaszła aż do ćwierćfinału z Ligi Konferencji Europy. Oczywiście wszystko w nogach „Portowców”, ale takie mecze jak ten rewanżowy nie napawają optymizmem. Niemniej cieszymy się z awansu drużyny Jensa Gustafssona do kolejnej fazy eliminacji, ale gra w obronie musi być zdecydowanie poprawiona.