Lejący się z nieba żar, 4 klasowe drużyny, 2 spotkania i… niemal puste trybuny. Za nami pierwszy dzień Lotto Lubelskie Cup. W sobotę 4 lipca odbyły się dwa mecze. W pierwszym z nich zmierzyły się drużyny Lechii Gdańsk i Szachtara Donieck. Godzinę po zakończeniu tego pojedynku odbyło się spotkanie Hannoveru 96 i AS Monaco.
Lublin chyba nie zasługuje na wielką piłkę. Więcej kibiców było na trzecioligowych derbach. #lottocup
— Artur Goławski (@ARTGolawski) July 4, 2015
Pierwszy półfinał turnieju Lotto Cup rozpoczął się o 16:15. Naprzeciwko siebie stanęły drużyny Lechii Gdańsk i Szachtara Donieck. Od samego początku podopieczni Jerzego Brzęczka byli bardzo aktywni. Lechiści starali się zaatakować drużynę z Ukrainy. Warto też podkreślić aktywną grę ekipy z Gdańska w odbiorze i środku pola. Bardzo dobrze spisywali się Daniel Łukasik, Sebastian Mila i Stojan Vranjes. Obrońcy Szachtara, a zwłaszcza doświadczony Darijo Srna, mieli spore problemy z upilnowaniem bardzo ruchliwego Macieja Makuszewskiego. Niestety skrzydłowy Lechii doznał w 25. minucie urazu barku, który uniemożliwił mu dalszy występ w tym meczu. Właśnie wtedy do głosu zaczął dochodzić Szachtar. Lechii zabrakło sił, by kontynuować wysoki pressing. Dobrze w drużynie Mircea Lucescu spisywali się ofensywni gracze – Taison czy Teixeira. W pierwszej połowie zabrakło jednak okazji bramkowych i zakończyła się ona bezbramkowym remisem. W przerwie trenerzy obu drużyn dokonali wielu zmian. Jerzy Brzęczek wymienił aż ośmiu piłkarzy, a Lucescu sześciu.
W drugiej połowie na boisku zobaczyliśmy nowych piłkarzy w drużynie Lechii. Między słupkami stanął wypożyczony z Hoffenheim Marko Marić. Inny nowy zawodnik, który rozpoczął grę od 45. minuty, to Michał Mak. Były zawodnik GKS-u Bełchatów był bardzo aktywny, widać jednak było, że momentami brakuje mu zgrania z nowymi kolegami z drużyny. Drugą połowę lepiej rozpoczęli goście z Ukrainy. To Szachtar prowadził grę i kontrolował sytuację na boisku. W 72. minucie groźną kontrę przeprowadziła drużyna Lechii. Mak posłał bardzo dobre dośrodkowanie do niepilnowanego Bartłomieja Pawłowskiego. Były zawodnik Widzewa nieczysto trafił w piłkę i zmarnował tę doskonałą okazję na otwarcie wyniku spotkania. Dziewięć minut później piłka wpadła nawet do bramki Szachtara. Piotr Wiśniewski był jednak na spalonym i gol nie został uznany. Na tę sytuację odpowiedzieć chciał Wasilij Kobin, jego mocny strzał z dystansu okazał się jednak niecelny. Całe spotkanie było festiwalem niecelnych strzałów. Chwilę przed ostatnim gwizdkiem sędziego znakomitą interwencją popisał się nowy bramkarz Lechii – Marić. Regulaminowy czas gry zakończył się wynikiem 0:0 i o wyłonieniu finalisty zdecydować musiały rzuty karne. Potrzeba było do tego aż 17 serii. Lepsza okazała się Lechia, która wygrała 15:14.
Drugi mecz rozpoczął się o 19:15. AS Monaco mierzyło się z Hannoverem 96. Okres przygotowawczy rządzi się swoimi prawami, dlatego oba zespoły zaczęły to spotkanie w mocno eksperymentalnych ustawieniach. Mieliśmy także polski akcent, bowiem w barwach drużyny z Niemiec od pierwszej minuty wystąpił Artur Sobiech. To właśnie zespół Polaka jako pierwszy ruszył do ataku. Napór Niemców nie trwał jednak zbyt długo. Podobnie jak w pierwszym meczu rozegranym tego dnia po jakimś czasie do głosu doszła druga drużyna. Monaco przejęło inicjatywę, jednak nic z tego nie wynikło. No, może poza sześcioma rzutami rożnymi. W pierwszej części gry tylko piłkarze Hannoveru strzelali na bramkę rywali. Jednak dwa strzały, w tym jeden celny, to zdecydowanie za mało, żeby zadowolić nielicznie zgromadzonych kibiców. Chciałoby się przywołać popularne w Polsce stwierdzenie o kupie kamieni i dwóch częściach ciała.
Drugą połowę obie drużyny rozpoczęły w zupełnie innych zestawieniach. Boisko opuścił między innymi Artur Sobiech. Od samego początku drugiej części gry piłkarze wykazywali nieco większą ochotę do gry. Mecz otworzył się i drużyny zaczęły częściej zagrażać bramkom rywali. Nieco lepiej spisywała się drużyna z Niemiec, która stworzyła sobie dwie groźne sytuacje. Najpierw w 56. minucie świetnie uderzył nowy nabytek Hannoveru, Charlison Benschop. Dwa razy groźnie strzelał też Kejman Karaman – najpierw w 64. minucie, a potem w 75. W obu przypadkach na miejscu był jednak bramkarz Monaco, Seydou Sy. W 81. minucie Hannoverowi w końcu udało się zdobyć bramkę. Bohaterami akcji byli obaj wspomniani wyżej zawodnicy. Po rzucie rożnym piłka trafiła na prawe skrzydło do Kejmana Karamana. Turek próbował oddać strzał, jednak był on zbyt lekki. Na szczęście dla Niemców na linii strzału znalazł się Benschop, który uderzeniem piętką pokonał Sy. Po bramce inicjatywę przejęli gracze Monaco, jednak straty nie udało się już odrobić. Hannover wygrał 1:0 i to on zmierzy się z Lechią w finale Lotto Lubelskie Cup. W meczu o trzecie miejsce zagrają ze sobą Monaco i Szachtar.
Dobra wiadomość dla kibiców @LechiaGdanskSA. Jutrzejszy mecz w Lublinie, a takze spotkania z Wolfsburgiem i Juventusem – transmisja TV na WP
— Michał Kołodziejczyk (@Michal_Kolo) July 4, 2015
Pierwszy dzień turnieju dobiegł końca. Jeśli chodzi o sprawy organizacyjne, to jest co poprawiać. Zmiana godzin rozgrywania meczów kilka dni przed rozpoczęciem turnieju to pierwszy minus. Same godziny to też nie najlepszy pomysł. Mecz o 3. miejsce rozpocznie się o 13:30. Trudno wyobrazić sobie, by piłkarze Monaco i Szachtara wznieśli się na wyżyny swoich umiejętności w 30-stopniowym upale. Pewne problemy pojawiły się także przy składaniu wniosku o akredytację. Małe zamieszanie wzięło się stąd, że nie dostałem potwierdzenia, że akredytację otrzymałem. Podsumowując poziom piłkarski, widać niestety, że to dopiero początek przygotowań do nowego sezonu. Wpływ na dyspozycję piłkarzy miała też na pewno temperatura. W Lublinie było dziś ponad 30 stopni Celsjusza. Zawiedli również wspomniani kibice, którzy niezbyt licznie pojawili się na Arenie Lublin. No cóż, mam nadzieję, że jutrzejszy dzień będzie zdecydowanie ciekawszy i piłkarze swoją dyspozycją udowodnią nielicznym kibicom, że podjęli dobrą decyzję, kupując bilety, zamiast wybrać się na przykład nad jezioro.