W dziesięciu spotkaniach dziesiątej kolejki angielskiej Premier League padło okrągłe 30 bramek. Dwie najważniejsze zdobył Liverpool, dzięki czemu „The Reds” uporali się z Manchesterem United.
Mecz kolejki
Liverpool przed spotkaniem na Anfield przegrał cztery spotkania z rzędu. Na drużynę z miasta Beatlesów sypały się gromy, głowa Beniteza była ścinana codziennie, a Gerrarda i Torresa obwiniało się za to, że obaj w tym samym czasie złapali kontuzję. Ale „The Reds” pokazali, że są klasową drużyną i przełamali złą passę w najlepszym możliwym momencie, pokonując przed trochę zawiedzionymi fanami Manchester United 2:0.
W tym spotkaniu było wszystko, czego można oczekiwać od hitu kolejki. Walka przez pełne 90 minut, dwie czerwone kartki, piękne gole i dramatyczny powrót do drużyny wspomnianego Torresa, który zagrał będąc nie w pełni sił. I pomyśleć, że gospodarze zagrali bez swojego symbolu – Stevena Gerrarda. To jednak było nieistotne, bo determinacja „The Reds” była kompletna i bez reprezentanta Anglii.
Wbijanie gwoździ
Wielkie strzelanie urządziła sobie Chelsea Londyn, dzięki czemu powróciła na fotel lidera. Napastników tym razem wyręczyli pomocnicy, kapitalne spotkanie rozegrała całą druga linia „The Blues”: Lampard i Essien (666 udanych podań w lidze – zdecydowany lider!) strzelili trzy bramki, Michael Ballack zaliczył dwie asysty, a Joe Cole straszył całe Blackburn swoimi rajdami jak za najlepszych czasów. Na tak grającą Chelsea naprawdę można patrzeć z przyjemnością.
Odrodzenie
Arsenal prowadził z lokalnym rywalem do przerwy już 2:0 i Wenger mógł jeszcze spokojniej stać przy ławce rezerwowych. Prawdziwej metamorfozy swojej drużyny dokonał za to Gianfranco Zola. West Ham po przerwie zaczął kąsać i odrobił straty, grając tak, jak tylko można przeciwko „Kanonieron” – twardo i ofensywnie. Arsenal mógł dogonić Manchester United, jednak na drodze stanęły „Młoty”, dla których ten jeden punkt był niezwykle potrzebny.
Piłkarz Kolejki
Steve Simonsen (Stoke) – bukmacherzy nie wierzyli własnym oczom, kiedy zobaczyli wynik spotkania Tottenham – Stoke. Mówi się, że bramkarze nie potrafią wygrywać spotkań, ale w weekend dzięki Simmonsowi Stoke na pewno nie przegrało, wytrzymując oblężenie „Kogutów”. Z pewnością byliśmy świadkami meczu życia 30-letniego golkipera, dla którego był to dopiero drugi występ w tym sezonie.
Drużyna kolejki (wg SkySports)
Simonsen – Ricketts, Shawcross, Hangeland, Carragher – Benayoun, Lampard, Thomas, Cole – Drogba, Torres