Podbeskidzie Bielsko-Biała ma za sobą najgorszą rundę od lat i jest na dobrej drodze do 2. ligi. Dla klubu byłaby to istna katastrofa. Obecnie zmaga się on jednak z ogromnymi problemami nie tylko na płaszczyźnie sportowej, ale też organizacyjnej czy przede wszystkim finansowej. Pożar przy Rychlińskiego ugasić mają zupełnie nowi ludzie, aczkolwiek kontrowersji i absurdów nie brakuje.
Wiosna 2021 roku. Podbeskidzie ogrywa na własnym stadionie poznańskiego Lecha z Jakubem Kamińskim i Michałem Skórasiem w składzie oraz Maciejem Skorżą na ławce. Zwycięstwo to jednak niewiele daje. Kilka tygodni później „Górale” żegnają się bowiem z ekstraklasą. Owocne czasy przy Rychlińskiego dobiegają końca, a klub popada w stagnację, która szybko przeradza się w postępujący regres.
Zanim zaczniemy się jednak zagłębiać w problemy Podbeskidzia, należy wspomnieć o jego strukturach, bo to klucz. Aktualnie większościowym właścicielem spółki pozostaje miasto – 65 % udziałów. Reszta należy do Edwarda Łukosza i jego firmy mięsno-wędliniarskiej. Łukosz od kilku miesięcy stara się jednak odsprzedać swoje akcje. We wrześniu miało się nawet rzekomo pojawić zainteresowanie ze strony portugalskich inwestorów, ale temat ucichł.
Podbeskidzie i Bogdan Kłys – trudny osąd bohatera
Na początku grudnia po niemal pięciu latach współpracy pożegnany został dotychczasowy prezes Podbeskidzia, Bogdan Kłys. Była to decyzja rady nadzorczej. Jak ocenić całokształt jego pracy przy Rychlińskiego? Na pewno widać pewne pozytywy tego okresu. Przede wszystkim docenić należy awans do ekstraklasy w pandemicznym roku.
Ostatnie miesiące Kłysa w Bielsku-Białej zapamiętamy jednak negatywnie. Zasłynął on ze swoich skandalicznych słów o zamrażaniu piłkarzom pensji z powodu kiepskich wyników. – Pewne drastyczne środki mogą być zastosowane. Jeśli sytuacja jest taka, a nie inna, to zawodnicy również powinni to odczuć. Wynagrodzenie może im zostać zamrożone na pewien czas. To są decyzje, które mają im uzmysłowić, że oni są odpowiedzialni za to, co się dzieje w klubie – mówił na konferencji prasowej już były prezes. Ponadto klub rozwiązał kontrakt ze swoim kapitanem, Michałem Janotą. W aspekcie czysto sportowym był to fatalny ruch. Podbeskidziu obecnie brakuje bowiem lidera w formacji ofensywnej.
🔚 @BogdanKlys skierował parę słów do środowiska TSP ⤵
"Na wszystko przychodzi czas. Zgodnie z informacjami, które zostały dzisiaj opublikowane przez Klub, decyzją Rady Nadzorczej, przestałem pełnić obowiązki Prezesa Zarządu TS Podbeskidzie.
Przez pięć lat, podczas których… pic.twitter.com/qrMAeIV1cJ
— TS Podbeskidzie S.A. (@TSP_SA) December 6, 2023
– Prezes Kłys był najdłużej sprawującą to stanowisko osobą w historii klubu. To samo za siebie mówi, że przez długi czas była to praca pozytywnie oceniana. Wiadomo jednak, że ta końcówka była negatywna. Budżet jest w kiepskim stanie, a do tego wyniki sportowe są fatalne. Decyzję można zrozumieć, bo kiedy finanse się nie spinają, to prezes ponosi za to odpowiedzialność – przekonuje Jakub Fudali, dziennikarz portalu Goal.pl.
Mleko się rozlało – trudna sytuacja finansowa bielszczan
Jak wspomniał nasz rozmówca, kondycja finansowa bielszczan może budzić obawy. Ze sprawozdania finansowego za okres od 1 stycznia 2021 roku do 30 czerwca 2022 roku wiemy, że klub zanotował straty na poziomie ponad sześciu milionów złotych. Było to oczywiście pokłosie rozpaczliwych transferów w tym okresie. Szef rady nadzorczej jako przyczyny wskazywał jeszcze malejące przychody od sponsorów oraz niskie wpływy ze sprzedaży zawodników. Stąd też przy Rychlińskiego oglądamy obecnie proces cięcia kosztów.
– Finanse Podbeskidzia były fatalnie zarządzane w ostatnich latach. Klub może pochwalić się jednym z największych budżetów w Fortuna 1. Lidze właśnie dzięki wsparciu miasta. Za dużo było przepłacanych zawodników i złych decyzji zarządu. Nie trzeba daleko szukać, wystarczy wrócić do poprzedniego sezonu i jacy piłkarze grali w klubie. Byli tak wartościowi piłkarze jak Igonen, Goku, Simonsen, Biliński, Bonifacio czy Vitelli. Był też jednak Julio Rodriguez, który popełniał mnóstwo błędów. Ostatecznie czegoś zabrakło, aby wejść do baraży. Przy lepszych decyzjach myślę, że były one w zasięgu ręki.
Sama sytuacja finansowa jest oczywiście bardzo zła, ale dopóki klub może liczyć na „kroplówkę” z miasta, dopóty Podbeskidzie da sobie radę – zapewnia Bartłomiej Malec, redaktor „Sportowych Beskidów”.
Prezes Przeradzki na ratunek, czyli kontrowersyjnie od samego początku
Pożar w Bielsku-Białej ugasić ma nowy prezes. Wiceprezydent miasta, Piotr Kucia, wskazał na to stanowisko Krzysztofa Przeradzkiego. To 64-letni deweloper, właściciel przedsiębiorstwa Adamex. Na pewno nie można odmówić mu zapału do pracy, gdyż pierwsze działania podjął błyskawicznie.
Zaczęło się cięcie kosztów i redukcja zatrudnienia bez względu na wszystko. Wywołało to spore kontrowersje. – Według informacji, które do nas dochodzą, pracownicy klubu mają być rozliczani z – uwaga, tu warto się trzymać – zużytego prądu. To już urąga nawet standardom prawa pracy. Można zapytać, co będzie następne: woda, gaz, internet? – pyta Jakub Fudali. Ponadto na ostatni ligowy mecz w tym roku z zespołem nie pojechał rzecznik prasowy, gdyż nie znalazło się dla niego miejsce w służbowym aucie.
Ze swoich stanowisk odwołani zostali Sławomir Cienciała oraz Marek Sokołowski, czyli żywe legendy Podbeskidzia. Do klubu sprowadzono natomiast dwóch byłych piłkarzy Wisły Kraków, Kamila Kosowskiego i Marcina Kuźbę.
Musimy zapoznać się z sytuacją kadrową, kilku piłkarzy pożegna się z drużyną, kilku dołączy. Patrzymy na ten projekt długofalowo. Kamil Kosowski, nowy doradca zarządu Podbeskidzia ds. sportowych
– Z jednej strony słyszymy o redukcji zatrudnienia, cięciu kosztów, a z drugiej do klubu przychodzi Kosowski i Kuźba, którzy będą zarabiać zdecydowanie więcej aniżeli poprzedni pion sportowy. Jestem sceptyczny co do tego wyboru, ale jak to się ładnie mówi – „po owocach ich poznacie”. Sytuacja finansowa w Podbeskidziu jest trudna, w nadchodzącym okienku transferowym pion sportowy będzie musiał się mocno nagimnastykować, aby ściągnąć kogoś sensownego za niski koszt całej operacji. Wspomniany sceptycyzm wzbudza we mnie fakt, że Kosowski i Kuźba nie mają doświadczenia z pracy w takich okolicznościach – mówi Bartłomiej Malec.
„Kazał poinformować dziennikarzy o konferencji na godzinę przed jej startem”
W środę odbyła się pierwsza konferencja nowego prezesa. Usłyszeliśmy między innymi, że celem Podbeskidzia jest nie tylko utrzymanie na zapleczu ekstraklasy, ale i zajęcie dziesiątego miejsca. Dużo więcej mówiło się jednak o samej formie owego wystąpienia.
– Przeradzki niefajnie zachował się podczas ostatniej konferencji prasowej i o tym należy wspomnieć. To on kazał poinformować dziennikarzy o konferencji na godzinę przed jej startem. Efekt był taki, że dotarło na nią tylko dwóch dziennikarzy. Owszem, była możliwość zadania pytań w formie cyfrowej, ale te nie zostały odczytane – zaznacza Bartłomiej Malec ze „Sportowych Beskidów”.
Poinformować o 12:33 że konferencja jest o 13:30 – świetny ruch prezesa na brak niewygodnych pytań! Oczywiście no offence do pracowników klubu, to wartościowi ludzie, dzięki którym stadion nie świecił pustkami w ostatnich miesiącach. To decyzja tylko i wyłącznie Przeradzkiego. pic.twitter.com/wr0DqeyokE
— Bartłomiej Malec (@Malec193) December 20, 2023
Wersję tę potwierdza Jakub Fudali z Goal.pl. – Zdecydowanie pan Przeradzki nie jest człowiekiem cieszącym się dobrą opinią. Tuż po nominacji usłyszałem o licznych zarzutach od pracowników. Z kolei na konferencji zwołanej przez władze klubu godzinę przed nie można było zadać pytań innych niż o kwestie sportowe, a pytać jest o co.
Po chwili kontynuuje: – Nie da się obok tej nominacji przejść obojętnie i nie odnieść wrażenia, że jest ona bardzo naciągana. Dziura budżetowa wynosi 3,6 miliona złotych, szykują się cięcia kadrowe na wielką skalę i powiem wprost, zwijanie klubu. Bo jeśli prezes uważa, że pierwszoligowa drużyna może funkcjonować bez fotografa, telewizji klubowej i de facto działu marketingu oraz ludzi, którzy odpowiadają za dzień meczowy, to wydaje mi się, że wyczerpuje to znamiona działania na niekorzyść spółki.
Dariusz Marzec – pośrodku beskidzkiego piekiełka
W połowie listopada stery w zespole Podbeskidzia objął Dariusz Marzec. Zastąpił on na ławce Grzegorza Mokrego, który prowadził zespół zaledwie przez kilka miesięcy. Wyniki były jednak fatalne, więc nie było innego wyjścia. Zastanawiamy się tylko, czy Marzec jest odpowiednim człowiekiem, by utrzymać „Górali” na zapleczu PKO Ekstraklasy. Na razie ma on na swoim koncie dwie porażki (z Chrobrym oraz Wisłą Płock) i jedno zwycięstwo (ze Zniczem Pruszków).
– Wybór Marca był dla mnie zaskoczeniem i nie byłem entuzjastą tego wyboru. Już pierwszy mecz z Chrobrym Głogów, przegrany przez „Górali” 0:3, utwierdził mnie w tym przekonaniu. Marzec kompletnie zmienił formację defensywną, która zaczynała całkiem dobrze funkcjonować podczas końcówki kadencji Mokrego. Przypomnijmy tu dobry mecz Podbeskidzia z Pogonią Szczecin w Pucharze Polski oraz bezbramkowy remis z Miedzią Legnica. Marzec ustawił Tomasza Jodłowca na stoperze. W podstawowym składzie zagrał bramkostrzelny napastnik, który w całej swojej karierze strzelił kilkanaście goli, Haris Kadrić. Notabene zmieniony w przerwie. Przez kogo? Jak trwoga, to do Giorgiego Merebaszwiliego, który zachwyca w rezerwach. Rok 2023 Podbeskidzie skończyło jednak ważną wygraną ze Zniczem, choć w dość szczęśliwych okolicznościach – mówi Bartłomiej Malec.
Na bardziej miarodajną ocenę poczynań Marca w roli szkoleniowca Podbeskidzia przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać. Za nim w końcu dopiero cztery mecze, w tym jeden towarzyski.
Podbeskidzie – co nie zagrało jesienią?
Dużo już było o sytuacji organizacyjnej Podbeskidzia, trochę też o trenerze Marcu. Pora zastanowić się, co nie zagrało w ekipie z Bielska-Białej jesienią. Powodów fatalnej formy jest na pewno multum. Nam na myśl przychodzą jednak dwa główne aspekty czysto sportowe.
Letnia rewolucja nie przyniosła oczekiwanego skutku
Latem bez żalu pożegnano kluczowych piłkarzy. A ci ściągnięci na ich miejsce okazali się niewystarczający, przynajmniej na razie. Z klubu odeszli przede wszystkim dwaj główni kreatorzy liczb ofensywnych – Kamil Biliński oraz Goku Roman – łącznie 32 gole i 16 asyst w poprzedniej kampanii.
Stadion przy Rychlińskiego opuściło łącznie kilkunastu graczy, nie licząc wypożyczeń. Do klubu trafili zaś między innymi Jaka Kolenc (Chrobry Głogów), Bartosz Bida (Jagiellonia), Maksymilian Banaszewski (Zagłębie Sosnowiec), Piotr Tomasik (Wisła Płock) i kilku obcokrajowców.
Jak eksperci oceniają te transfery z perspektywy czasu? – Trzeba sobie powiedzieć wprost, że te transfery były fatalne. Widział to każdy, kto oglądał choć jeden mecz Podbeskidzia. Na papierze nie wygląda to aż tak źle, bo Bida, Banaszewski to nazwiska znane z ekstraklasowych i pierwszoligowych boisk. Ale były też takie wynalazki, których nie umiem wyjaśnić, jak np. Antonio Perosević, który obecnie odcina kupony, a w klubie znalazł się tylko dlatego, że parę lat temu zagrał dwa mecze w reprezentacji Chorwacji – krytykuje Jakub Fudali.
Najgorsza ofensywa w lidze
Te dwa aspekty poniekąd na siebie nachodzą. Jest to oczywiście pokłosie sprzedaży Bilińskiego i Romana. W kilka miesięcy Podbeskidzie z jednej z najgroźniejszych drużyn pod bramką rywala w lidze stało się najgorszą pod tym względem. „Górale” jesienią strzelili zaledwie 13 goli – mniej nie miał nikt.
Najlepszym strzelcem bielszczan w tym sezonie jest Bartosz Bida. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że jego dorobek wynosi tylko trzy bramki.
– Z pewnością był to jeden z głównych problemów. Dość wspomnieć, że najlepszym zawodnikiem formacji ofensywnej w ostatnich miesiącach był skreślany przez wszystkich Lionel Abate. To zawodnik, który zostawiał najwięcej serca na boisku i pewne niedociągnięcia w technice nadrabiał właśnie cechami wolicjonalnymi. Tych grzechów było jednak znacznie więcej – wskazuje Bartłomiej Malec.
Prezes i jego nowi ludzie zapowiedzieli już jednak, że w zimowym oknie przeprowadzonych zostanie kilka ruchów transferowych. Klub będzie celował w nowego napastnika, ale to oczywiste.
***
Podsumowując, Podbeskidzie Bielsko-Biała aktualnie znajduje się w fatalnej sytuacji. Jakub Fudali jest szczery: – Tylko ludzie związani z „Góralami” widzą jakiś cień szansy na utrzymanie. A 2. liga byłaby dla klubu potężnym ciosem.
Jak wtedy mogli Lecha ograć przed własną publicznością jak była srandemia i kibice nie mieli możliwości wstępu.....