Wiadomo, że jeśli do dyspozycji masz snajperski duet, który sezon w sezon jest gwarantem niemal 50 goli, to raczej brakiem miejsca w „11” dla młokosa raczej się nie przejmujesz. I Henryk Kasperczak losem Pawła Brożka też się nie przejmował.
19-letni gołowąs pojawił się w najmocniejszym polskim klubie, uczył się od najlepszego duetu snajperów i od najlepszego polskiego omnibusa wśród trenerów – Henryka Kasperczaka, przypatrywał się z bliska (bo wkład w sukcesy Wisły Kraków miał raczej ograniczony), jak koledzy zdobywają kolejne trofea. Klawe życie, prawda? Nie do końca, bo hegemonia Żurawskiego i Frankowskiego przykuła Pawła Brożka do ławki tak mocnymi łańcuchami, że mógł liczyć tylko na kilkuminutowe epizody.
Wraz z upływem czasu „Brozinho” od boiska nie miał prawa się oddalać, żeby talent czystej wody – broń Boże – nie został zmarnowany. Rok 2004 spędził w GKS-ie Katowice, który oferował mu cotygodniowe występy w lidze, aby młodzian mógł okrzepnąć. Po roku – pełen wiary i nadziei – wrócił pod Wawel, ale tam „Żuraw” i „Franek” toczyli właśnie bój o koronę króla strzelców (wygrał „Franek” 25:24), więc przeszkadzać im raczej nie wypadało. Musiał więc cierpliwie czekać aż ci dwaj dżentelmeni wreszcie ruszą na podbój Europy. Wyruszyli latem 2005 roku, a on do składu Wisły wreszcie wskoczył, częściej jednak zawodząc niż zachwycając.
Tak, tak, długo to trwało, lecz Brożek w końcu liderem Wisły został. Mniej więcej od roku trwa jego supremacja. Ma to szczęście, że wysoka dyspozycja strzelecka zderzyła się z niemocą pozostałych wiślackich snajperów – do siatki (dwukrotnie) trafił tylko (jeśli sklasyfikujemy Rafała Boguskiego jako pomocnika) 20-letni Patryk Małecki. A co z Andrzejem Niedzielanem niedawno marzącym o reprezentacyjnym trykocie, o Tomaszu Dawidowskim czy Grzegorzu Kmieciku nie wspominając? Nie wiem, czy strzelanie tydzień w tydzień bramek w rodzimej lidze sprawia mu jeszcze jakąkolwiek frajdę.
Bohater tekstu jest skrajnym przypadkiem – golami odwdzięcza się tylko wtedy, gdy trener obdarzy go zaufaniem. Tak też było latem 2005 roku – Jerzy Engel widział w nim następcę Żurawskiego, więc ten do siatki trafiał w miarę regularnie (nawet przeciwko Panathinaikosowi Ateny), ale gdy eksselekcjonera zwolniono, to celownik się rozregulował. Zeszłoroczna metamorfoza też nie jest dziełem przypadku – Maciej Skorża sporo z nim rozmawiał, ale przede wszystkim powiedział, iż przyjściem Andrzeja Niedzielana nie ma co się przejmować, że mimo wszystko to on będzie najwyżej w hierarchii wiślackich snajperów. Ba, zażądał od jednego z bliźniaków króla strzelców.
Niby ostatnio Brożek dojrzał i mentalnie (kilka lat temu na okrągło oglądał swoje gole), i piłkarsko (Leo Beenhakker we wrześniu sklasyfikował go jako international level, choć wcześniej na Euro go nie zabrał)… Chciałbym, aby wśród polskich emigrantów wreszcie był ewenementem, aby najpierw do siatki trafiał regularnie w Holandii bądź Portugalii, a później na oczach całej Europy. Tak czy owak wszyscy wiemy, że jego zagraniczne wojaże skończyłyby się klapą.
Na Zachodzie nikt króla strzelców Ekstraklasy nie będzie uprzywilejowywał. Kredytu zaufania też raczej od nikogo nie dostanie. Zagraniczna kariera – a raczej przygoda – dla rodzimego kopacza trwa bardzo krótko. Kiedy trener po kolejnym słabym meczu wyczuwa, co się święci, podchodzi do Polaka i oznajmia wprost, że za transferem stoi prezes, że on zakupowi był przeciwny. Polak siada więc na ławkę rezerwowych, z reguły rzadko się z niej podnosi.
Brożek wychylać nosa poza Wisłę nie powinien. Choć krajowe podwórko ofiarowało mu już chyba wszystko, to cele do zrealizowania będą zawsze. Cel pierwszy – gdyby wiosną obronił tytuł króla strzelców, okazałby się siódmym kopaczem, któremu ta sztuka się udała (ostatnim był Jerzy Podbrożny 15 lat temu, z kolei rekordzista Włodzimierz Lubański owej korony nie oddawał przez cztery, a Teodor Anioła i Kazimierz Kmiecik przez trzy sezony). Cel drugi – pozostanie pod Wawelem i utrzymanie obecnej dyspozycji sprawiłoby, że miałby szanse na dużo szybsze pojawienie się w Klubie Stu od Żurawskiego i Frankowskiego (na koncie ma 63 trafienia). I wreszcie cel trzeci – detronizacja najskuteczniejszego ligowca Ernesta Pola (186 bramek). Nie, nie wcale nie żartuję, bo strzelenie 123 goli w przeciągu sześciu lat (miałby wtedy na karku dopiero 31 wiosen karku) jest co prawda zadaniem do wykonania trudnym, aczkolwiek możliwym. Oczywiście przyjmując, iż snajperski instynkt go nie opuści (musiałby strzelać nieco ponad 20 bramek na sezon).
Statystyki przytaczam, aby udowodnić, że tak naprawdę hegemonia Pawła Brożka na rodzimym podwórku dopiero się zaczyna. Sam zainteresowany przyznaje, iż w Ekstraklasie nie ma nikogo, kto by mu dorównywał. Powtórzmy: wiślak kariery zagranicznej nie zrobi dlatego, iż do rywalizacji w naszym kraju nie przywykł. I na koniec pytanie – wolelibyście powalczyć o miano najwybitniejszego (teza nieco przesadzona) czy spróbować zachodniego chleba, wiedząc już na samym początku, że – prędzej czy później – bylibyście skazani na poważne zatrucie?
Brożek gra przyzwoicie ale tylko na tle polskich
piłkarzy, powinien stawiać sobie cele na naszym
podwórku i nie wybiegać myślami zbytnio na....zachód
Poradzi sobie ale w przeciętnym klubie w odpowiedniej
lidze. Najlepiej Bundesliga, napewno nie powinien iść
do Francji, Włoch czy gdzieś do Turcji bo tam zgaśnie
i załamie sobie karierę.
W moim odczuciu to pewna nowa moda i wynik myślenia,
że nie wyjeżdżają od razu na wojaże, a wolą coś
osiągnąć na swoim podwórku. Problem pojawia się, gdy
osiągnie się już wszystko, a w przypadku Pawła tak
jest. Powinien wyjechać do jakiegoś przyzwoitego
klubu w Niemczech lub Holandii, tam powinno mu się
udać. Jeden warunek - o ile uczy się języków, bo bez
tego ciężko mu będzie się zaaklimatyzować
gdziekolwiek.
Niestety.Nie wierzę, że Brożek poradzie sobie w lidze
innej niż rodzima.Goli i owszem strzela w
Ekstraklasie sporo ale nie o liczbe goli tu idzie.To
jest po prostu kwestia umiejętności a tych po prostu
Brożkowi brakuje.Niestety Nasza liga jest
słaba(ostatnie sukcesy Lecha tylko zamydlają
prawdziwy obraz rzeczy).Takie zespoły jak wspomniany
Kolejorz, Legia czy też Wisła być moze i zaczynają
prezentować poziom zbliżony to europejskiej średniej
ale reszta ekip, z całym szacunkiem, wciąż w
większości stoi na dramatycznie niskim
poziomie.Zarówno pod wzgledem zaawansowania
taktycznego jak i umiejętności.A więc Pawłowi łatwo o
gole.Zwłaszcza, iz gra w jednej z najmocniejszych
personalnie druzyn i za swoimi plecami ma najlepszych
w Polsce specjalistów od ułatwiania napastnikom
pracy.Co więcej to właśnie na Brożka jest grana
wiekszość piłek.A co bedzie w silniejszym zespole
silniejszej ligi?Tam nikt Pawłowi miejsca w
podstawowej "11" nie podaruje.Obrońcy postawią
nieporównywalnie trudniejsze warunki, nie bedzie juz
miejsca ani czasu na przekładanie piłki na druga noge
przed dryblingiem czy strzałem.Tempo meczów równiez
wzrośnie.Ponadto Paweł trafiłby zapewne do typowego
średniaka, a więc rywalizowałby z zespołami
silniejszymi od swego.Trudniej byłoby jego kolegom a
więc i jemu-musiałby zacząć wykorzystywać większy
procent sytuacji aby zachować przyzwoitą ilość goli.O
wiele lepiej byłoby dla Pawła i całego polskiego
futbolu gdyby został w Wisle.Gdzie wokół niego
zbudowano by zespół na europejską miarę(lub chociaż
na miarę Kolejorza) a Pweł zostałby legendą tej
ekipy.A mając pewne miejsce w klubowej druzynie w o
wiele lepszej formie stawiałby się na zgrupowaniach
Kadry.Której również mógłby zostac liderem na długie
lata.To chyba o wiele milsza perspektywa niż tułaczka
po ławkach zagranicznych przecietniaków.
Jeśli chwali go sam Guardiola, to świadczy to o
dużym potencjale Brożka, który może z powodzeniem
spożytkować w zagranicznym klubie. Dla Pawła jest to
jedna z ostatnich szans aby zaryzykować i spróbować
swoich sił na zachodzie. A nawet jeśli mu się nie
powiedzie to przynajmniej nie będzie miał nigdy żalu,
że nie spróbował wejść na wyższy poziom.
Paweł ma racje