Po kolejce: Raków rozbił szklaną ścianę


Klątwa Cracovii zdjęta – odparł z ulgą na pomeczowej konferencji trener Marek Papszun

20 marca 2023 Po kolejce: Raków rozbił szklaną ścianę
Jakub Ziemianin / Raków Częstochowa

Trzy remisy i cztery porażki. Raków Częstochowa był nękany przez drużynę Cracovii od samego jego wejścia do ekstraklasy. Osłodą dla „Medalików” była wygrana wiosną 2021 roku w półfinale Pucharu Polski, ale przez ubiegłoroczną przegraną, która na finiszu odwróciła losy mistrzostwa Polski, można było o niej zapomnieć. Okres, jaki musiał przynieść przełamanie absolutnie wszystkich pozostałych słabości „Czerwono-Niebieskich”, uczynił to. Piłkarze z Częstochowy odnieśli historyczne, symboliczne zwycięstwo.


Udostępnij na Udostępnij na

Pierwsze wrażenie było takie, że nic się nie zmieniło i fatum już wiecznie będzie krążyć nad Rakowianami. Dramatyczny błąd popełnił niezawodny dotąd Stratos Svarnas, który pewnie wykorzystał Michał Rakoczy. Ten incydent nie złamał jednak gospodarzy, którzy od pierwszej minuty siedli na przeciwników. Ilość sytuacji podbramkowych była bardzo duża. Pasy zostały stłamszone i nie dały sobie nawet okazji, aby fart sprzyjający za każdym razem w meczach z Rakowem znów się powtórzył.

Gdy przeanalizujemy ostatnie siedem potyczek ligowych tych drużyn, zauważymy, że jednej wpadało wszystko, a drugiej nic. Pomijając już, że kiedy przewagę mieli częstochowianie, krakowianie wychodzili z opałów heroicznymi obronami lub przysłowiową „szmatą” w ostatniej akcji meczu. Tym razem ostatecznie role się odwróciły, a Raków zdołał przełożyć na to starcie pełen styl i ogromną jakość prezentowaną wcześniej z innymi przeciwnikami. Plus jest taki, że zrobili to bez Bena Ledermana, który dopiero co został powołany do seniorskiej reprezentacji Polski. Swoje zadanie wykonali Vladislavs Gutkovskis, Bartosz Nowak, Ivi Lopez i Marcin Cebula.

Krakowski mur przebity

Zdjęcie kompleksu Cracovii mogło dać największego mentalnego kopniaka piłkarzom Rakowa. Nigdzie nie zostali przecież tak upokorzeni, jak we wrześniu zeszłego roku na stadionie przy Kałuży. Zawodnicy Jacka Zielińskiego bawili się na boisku, a bardzo zaangażowani srebrni medaliści ekstraklasy byli zupełnie zgaszeni. Sobotnie spotkanie dało zatem jasny sygnał, że nie ma rzeczy nieosiągalnych i przeszkody, której nie da się złamać, dla najbardziej utytułowanej polskiej ekipy lat. 20 tego wieku. U graczy, którzy Raków tworzą od tych kilku lat, patrząc w tabelę i zerkając na zespół z biało-czerwoną flagą w herbie, nie będzie już odczuwany dyskomfort.

I znów przekonujemy się o tym, że ekipa RKS-u z roku na rok czyni postępy i wyniosła naukę z dwóch ostatnich wicemistrzowskich sezonów. Dwa lata temu uczyła się udowadniać swoją przewagę nad najsłabszymi, przed rokiem dopracowywali przechylanie szali zwycięstwa w meczach z równorzędnymi zespołami, a ta kampania jest już prawdziwym przejazdem po naszych rodzimych rozgrywkach, z każdym i niemal wszędzie.

Jednak Raków nie tylko wychodzi poza schematy. Raków po raz kolejny pokazuje skalę swojej siły. Wcześniej, kiedy Wisła Płock mogła szczycić się najlepszą ofensywą ligi przed „Medalikami”, przyjęła od nich do wora siedem bramek, odpowiadając jednym trafieniem. Wtedy rozpoczął się statystyczny odjazd zdobywców dwóch Pucharów Polski. Dzisiaj na papierze widnieje 51 trafień w sezonie ligowym, gdy nikt inny nie ma ich nawet 40.

Teraz gracze „Pasów”, którzy dopiero co szli łeb w łeb z częstochowianami w liczbie straconych goli i nawet na moment prowadzili w tej klasyfikacji, przyjechali na Limanowskiego jak na ścięcie i cztery ciosy były jednym z niższych wymiarów kary. I pach, „Czerwono-Niebiescy” ponownie objęli wyraźną dominację, bo pozwolili sobie ustrzelić zaledwie 16 goli, a drudzy w kolejności Lech i Warta mają ich na koncie aż o siedem więcej.

Został ostatni odważniak

Wspominaliśmy, że podopieczni 48-letniego warszawskiego trenera zgniatają każdego, kogo napotkają na swojej drodze, ale prawda jest taka, że w tym sezonie nie wygrali jeszcze tylko z jedną drużyną w rozgrywkach ekstraklasy – Widzewem Łódź. W październiku zeszłego roku przy alei Piłsudskiego padł bezbramkowy remis. Mecz rewanżowy odbędzie się 16 kwietnia, dwa dni przed siedmioleciem pracy Marka Papszuna pod Jasną Górą.

Bilety na to spotkanie zostały wyprzedane w kasach klubowych w ciągu dziesięciu minut, a w sklepie kibica w parę godzin. Ten fakt ilustruje największe zmartwienie i ograniczenie klubu-ewenementu w piłce europejskiej. Umniejszane przychody z dnia meczowego i ewentualna konieczność ponownego rozgrywania spotkań na obcych obiektach, z pewnością zmusza personel do większych, być może nawet nieosiągalnych nakładów pracy, dlatego nowy stadion dla Rakowa to proces, który musi się odbyć w trybie przyspieszonym, jeśli team ze świętego miasta ma podtrzymać wysoki standard rezultatów osiąganych na przełomie lat 2019-2023.

Na razie, mimo nieciekawych warunków na wielu płaszczyznach, ludziom Rakowa udaje się budować i ekspresowo rozwijać projekt Michała Świerczewskiego, który już zapracował na pomnik w centrum miasta. Gdyby twierdza wykreowana przez aspekt sportowy miała przełożenie na stan faktyczny – Częstochowa miałaby największą i najpiękniejszą budowlę w całym kraju. „Medaliki” wygrały w tym sezonie 15 z 16 meczów domowych i jeden bardzo pechowo zremisowały. Wydaje się, że pokonanie Rakowian na popularnym kurniku stało się niemożliwą misją.

Ale starcie z RTS grzeje nie jedynie w sferze piłkarskiej. Od dekad to łodzianie są największym przeciwnikiem kibiców lidera ekstraklasy, co wzięło się z czasowego istnienia fanclubu widzewiaków w miejscowości oddalonej o niespełna 130 kilometrów. „Czerwono-Biało-Czerwoni” jesienią w czasie goszczenia częstochowian nie szczędzili przyśpiewek w stylu „Widzew Częstochowa”. I choć w tej rundzie zespół Janusza Niedźwiedzia nie jest w dobrej dyspozycji, to przyjedzie na górną część województwa śląskiego z wiarą w korzystny wynik i postawienie się rywalowi.

Lopez i Nowak znowu błyszczą

Dołek Rakowa Częstochowa pozostał już historią, przez którą udało się przejść suchą stopą. Pojawiły się dwa remisy z Wartą i Stalą, przewaga stopniała na niecały miesiąc do siedmiu punktów, ale znowu mamy status quo w odniesieniu do przerwy zimowej i dziewięć oczek nad Legią Warszawa. Wszystko dzięki trzymaniu wysokiej formy ważnych ogniw, takich jak Vladan Kovacevic, Zoran Arsenic i Vladyslav Kochergin, ale to coś ekstra, co dodało Rakowowi większej mocy i wrzuciło maszynę na piąty bieg, to powrót do dyspozycji Iviego Lopeza i Bartosza Nowaka.

Raków
Dariusz Skorupiński

Hiszpan znów jest wyrachowany, opanowany, dynamiczny pod bramką rywala, ale to u byłego ofensora Górnika Zabrze szczególnie mocno wybija się poprawa. Nowy miał świetne wejście do drużyny, ale w późniejszej fazie sezonu stopniowo spuszczał z tonu. Start wiosny był wyjątkowo kiepski, co może wiązało się z rzekomym zainteresowaniem ze strony tureckiej. 28-latek nie czuł piłki, przegrywał każde starcie i podejmował złe decyzje. Stracił miejsce w składzie i szkoleniowiec nie pozwolił mu się nawet pokazać przed debiutującym na meczu Rakowa selekcjonerem Fernando Santosem.

Dwumecz przed własną publicznością ze Śląskiem i Cracovią pozwala sądzić, że to, co najgorsze, jest już za strzelcem ośmiu goli w tym sezonie ekstraklasy. Nowak panuje na boisku, pokazuje się w kluczowych momentach i dokłada od siebie wiele podczas zmasowanego ataku pozycyjnego. Przypomniał, jak uzdolnionym technicznie i przebojowym jest zawodnikiem, również w przypadkach, gdy gra przodem do bramki i jest pod dużą presją. Radomianin zanotował asystę przy golu wyprowadzającym Raków na prowadzenie z wrocławianami, gola dobijającego WKS i bramkę wyprowadzającą na prowadzenie w starciu z krakowianami.

Drużyna z innej galaktyki

Pierwszą cechą, którą obserwatorzy wychwalają w Rakowie, jest intensywność. Dane nie kłamią. Piłkarze w czerwono-niebieskich strojach pokonują najwięcej kilometrów i zaliczają najwięcej sprintów. Aczkolwiek praca nad przygotowaniem fizycznym nie jest tam wyodrębniona od treningu piłkarskiego. Kondycja łączy się z taktyką, techniką i analizą, ale profesjonalna robota sztabu pozwala unikać słabych fragmentów. No, może poza jednym razem w Pradze. Ale test z fazą grupową „euro-pucharów„ dla Rakowa i grą na trzy fronty, którego oczekują polscy kibice, wbrew pozorom jest do zdania.

Jeśli musielibyśmy wyróżnić pierwszy element, jaki częstochowski Raków poprawił przez ostatnie miesiące to doskok i reakcja na każdą piłkę. Dodatkową wartość, którą wykrzesali z siebie zawodnicy, na których Papszun pracuje od wielu miesięcy, powoduje, że automatyzmy działają jeszcze skuteczniej, a dodawane wzmocnienia i nowe warianty przy grze zmiennie nastawionymi wahadłowymi i otwartymi kreatywnymi środkowymi pomocnikami dokładają nieobliczalności.

 6 zwycięstw, 2 remisy – bilans jest bardzo dobry, ale jeszcze trochę do celu nam brakuje. Ta forma jest zwyżkowa, każdy to widzi. Widać energię w zespole i determinację do wygrywania spotkań. Jesteśmy świadomi o co gramy, cała drużyna i sztab, tylko my wiemy, ile kosztuje nas to pracy i wysiłku. To procentuje i przynosi efekty. – stwierdził po potyczce z Cracovią trener Marek Papszun.

Raków pomimo trwania jednej ery, ewoluuje w sposób, w jakim zmienia się krajowy futbol. RKS już nie jest drużyną z niższych lig, gdzie priorytetami były posiadanie piłki i stałe fragmenty gry. Zmienił się także od czasu początków w ekstraklasie, w których chcieli przeczekać przeciwnika i liczyć na przebłysk jednego gracza. Teraz jest ułożonym zespołem, który potrafi reagować na ruchy przeciwników i taktycznie działać w stylu adekwatnym do wydarzeń boiskowych, całym ustawieniem i systemem. Dodatkowo to grupa najszybciej i najlepiej poczynająca po wysokim odzyskaniu piłki.

Przed meczem sezonu z Legią

Nie jest tajemnicą, iż spotkanie po przerwie reprezentacyjnej na szczycie tabeli ekstraklasy może już przynieść najważniejsze rozstrzygnięcie. Raków, któremu udało się także nie wykartkować, pomimo bardzo wielu zagrożeń, przyjedzie na Łazienkowską podbudowany, ale ze świadomością, że nie może się za bardzo odprężyć. Z drugiej strony w większości przypadków presja korzystnie działała na częstochowian. Jednakże tak samo stołeczni mogą być pewni swojej mocy i pomyśleć, że trzeba zwyczajnie zagrać swoje, z pewnymi wyróżnikami.

– Chciałbym dobrze wykorzystać czas przerwy reprezentacyjnej. Kilku kadrowiczów wyjeżdża, jest trochę kontuzji i urazów, więc mam nadzieję, że zawodnicy dojdą do siebie, aby przygotować się do dużego meczu w następnej kolejce. Operacja Legia – fajna sprawa, dwie drużyny, które punktują na bardzo wysokim poziomie i myślę, że cała piłkarska Polska będzie żyła tym spotkaniem. – powiedział szkoleniowiec liderów polskiej ligi.

Obiektywnie oceniając, Raków i Legia grają inną piłkę, ale dorównują sobie tej wiosny. Na co wskazuje tabela, „Rakowiacy” dysponują większą siłą i Marek Papszun nie będzie chciał iść na szachy z Kostą Runjaiciem, a przejść od razu do konkretów. Niewiadomą będzie przygotowanie warszawian, lecz ostatni mecz najbliższego rywala z Cracovią wystawił jak na tacy wszystkie atuty i mocne strony głównego kandydata do mistrzostwa Polski.

Komentarze
olvx (gość) - 1 rok temu

fajny artykuł - gratki

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze