Jedna z naszych futbolowych epok dobiega końca. W meczu ze Słowenią pożegnamy w reprezentacji człowieka, którego ikoniczne wojaże prawą stroną zna dosłownie każdy. Gdyby jakakolwiek uczelnia zdecydowała się wykładać przedmiot o nazwie futbol nowoczesny, wystarczyłoby wpuścić tego gościa do sali wykładowej. – Jestem Łukasz Piszczek – tak właśnie ma to wyglądać. To on przez ostatnie lata otworzył nam oczy i pokazał, jak wygląda gra nowoczesnego bocznego obrońcy, który niczym superszybki japoński pociąg Maglev tyrał od 16 do 16.
Cofnijmy się dosłownie kilka lat, kiedy to Thomas Tuchel bardzo krótko, ale dosadnie po meczu z Benficą Lizbona ocenił naszego reprezentanta. – To wielki dar mieć w swoim zespole takiego gracza i taką osobowość. Nie ma takiego dnia, by nie pojawił się na treningu z uśmiechem. Mam wrażenie, że po prostu czuje się bardzo komfortowo. Powinien być wzorem dla wszystkich. Jestem zachwycony jego formą, którą raz po raz prezentuje na boisku. Równie dobrze wspomina go reprezentacyjny kolega, Łukasz Fabiański. – Nie wiem, czy jest osoba, którą „Piszczu” może irytować. Wystarczy, że się uśmiechnie i wszystko zapominasz.
Miły gest Zbigniewa Bońka
Prezes Polskiego Związku Piłki nożnej miał być jednym z inicjatorów pomysłu, by godnie pożegnać zasłużonego reprezentanta. Sama idea pojawiła się znacznie wcześniej, kiedy to w sierpniu 2018 Łukasz Piszczek oficjalnie poinformował o rezygnacji z gry w kadrze. Temat wrócił po meczu Macedonią Północną, kiedy Polacy zapewnili sobie awans na mistrzostwa Europy 2020.
Gracz Borussii Dortmund otrzyma powołanie na listopadowe mecze, ale prawdopodobnie dołączy na zgrupowanie po meczu wyjazdowym z Izraelem. Piszczek ma pożegnać się z kadrą 19 listopada w meczu ze Słowenią. W tej chwili nie wiemy, czy Polak wybiegnie od pierwszej minuty czy rozegra symboliczny ostatni kwadrans. Gracz niemieckiego zespołu wraca po kontuzji pęknięcia włókna mięśniowego, której nabawił się dwa tygodnie temu w meczu z SC Freiburg.
Przełomowe momenty Piszczka w kadrze
Zawodnik urodzony w Czechowicach-Dziedzicach w kadrze zadebiutował 4 lutego 2007 roku. Wtedy reprezentanci Polski podczas meczu towarzyskiego na stadionie Municipal de Chapin w Hiszpanii ograli niżej notowanego rywala z Estonii (4:0). Łukasz Piszczek pojawił się na boisku w 61. minucie, zmieniając Radosława Matusiaka. Wtedy jeszcze zawodnik Zagłębia Lubin pojawił się na pozycji napastnika i pokazał się z całkiem dobrej strony. Co ciekawe, Polak wystąpił z numerem 20, z którym nieodłącznie związany był przez wiele lat w kadrze.
Debiut Piszczka na wielkiej imprezie miał miejsce w Austrii i Szwajcarii na mistrzostwach Europy w 2008 roku. Łukasz został awaryjnie powołany w miejsce kontuzjowanego Jakuba Błaszczykowskiego. Nie musiał długo czekać na swój debiut na Euro. Wystąpił w przegranym meczu z Niemcami (2:0) na stadionie w Klagenfurcie. Zastąpił Wojciecha Łobodzińskiego w 65. minucie. To właśnie w tym meczu dwie bramki zapakował nam Lukas Podolski, odprawiając nas w zasadzie z kwitkiem z tej imprezy.
Nasz reprezentant na swoją pierwszą bramkę musiał poczekać dokładnie 2239 dni. Właśnie wtedy na Stadionie Narodowymw eliminacjach do mistrzostw świata w Brazylii Polska uległa (1:3). Ukraińcy objęli bardzo szybko prowadzenie, strzelając gole w 2. i 7. minucie spotkania. To właśnie w odpowiedzi Piszczek pomknął prawą flanką, przebiegając całe boisko i wbiegając w pole karne. Polak dał nam gola kontaktowego. Asystował mu Jakub Błaszczykowski.
Piszczek kapitanem. Podczas meczu towarzyskiego ze Szkocją w 2014 roku ówczesny szkoleniowiec kadry Adam Nawałka podjął decyzję, że kapitanem zespołu będzie zawodnik z największą liczbą spotkań. Łukasz wtedy był drugi w kolejce po kapitańską schedę zaraz po Robercie Lewandowskim. Nasz napastnik
Bezsprzecznie obowiązkową migawką w karierze Piszczka jest oczywiście mecz z Niemcami, który się odbył w październiku 2014 roku. Wtedy Polacy pokonali reprezentację Niemiec i zapisali się na kartach historii naszej piłki nożnej. Udział w jednej z bramek miał Łukasz Piszczek, który z prawej strony dośrodkował do Arkadiusza Milika, a ten strącił futbolówkę nad Neuerem.
Tercet z Borussii Dortmund
Nie kto inny jak jak Juergen Klopp powiedział bardzo znamienne zdanie, które rzutuje na to, jaki wspaniały tercet mieliśmy w kadrze. – Polacy? To tak ważna część zespołu, że trudno mi to trafnie ubrać w słowa. Możecie być z nich naprawdę dumni, to chyba najlepsza wizytówka Polski w Niemczech. Są silni, niesamowicie utalentowani, a przy tym mają dobre charaktery. Szczerze? Jeśli masz ich w składzie, jesteś kandydatem do mistrzostwa.
Co prawda mówimy o Piszczku, ale sądzę, że kiedyś będziemy wracać z łezką w oku, wspominając tercet z Dortmundu czy po prostu prawą stronę, której w pewnym okresie bała się każda reprezentacja na świecie. Jak to by powiedział jeden z komentatorów, działali pewnymi automatyzmami, które przenosili z klubu do kadry. A nadchodzi moment, w którym zwyczajnie jednemu z bohaterów tego – jak dla mnie – ikonicznego tercetu należą się po prostu podziękowania.
Czy to dobry moment na pożegnanie?
Myślę, że scenariusz, w którym Piszczek wraca do kadry, wielu z nas wzięłoby w ciemno. Pomimo dobrze obstawionej pozycji prawego obrońcy to właśnie Piszczek wydaje się najlepszym zawodnikiem na tej pozycji w naszym kraju. 65-krotny reprezentant w jednym z wywiadów, których udzielił w tym roku, powiedział wprost, że nie było rozmów z Brzęczkiem na temat jego potencjalnego powrotu. Sytuacja może dziwić, bo sama obecność tak doświadczonego zawodnika w reprezentacji jest wartością dodaną.
Szczególnie gdy Polak w niemieckim zespole w obecnym sezonie – gdy oczywiście gra – znacznie przyczynia się do osiągania korzystnych wyników. Piszczek zdecydowanie nie przypomina zawodnika, który zamierza zawiesić buty na kołku, a wręcz przeciwnie, pomimo kariery, która zmierza ku końcowi, ma jeszcze bardzo dużo do zaoferowania jako piłkarz. W końcu nie kto inny jak Włoch Fabio Quagliarella powrócił w wieku 36 lat do kadry narodowej. Więc dlaczego Piszczek po raz ostatni nie mógłby wspomóc swoich kolegów z boiska?
Mistrzostwa Europy 2020 wydawałyby się niesamowitym zwieńczeniem kariery dla Łukasza Piszczka. Byłaby to jego czwarta tak wielka impreza międzynarodowa w karierze i zarazem ostatnia z orzełkiem na piersi. Obecnie taki obraz wydaje się nierealny, szczególnie kiedy szykowane jest dla Łukasza huczne pożegnanie. Zdaje się, że jedynym odstępstwem od deklaracji Piszczka może być sytuacja, gdy jeden z dwójki Kędziora – Bereszyński dozna kontuzji.