O rozpoczynającym się sezonie Primera Division postanowiliśmy porozmawiać z komentatorem i ekspertem ligi hiszpańskiej w Canal+ Piotrem Labogą. Kto zrobił najlepsze transfery, dlaczego Di Maria powinien zostać w Realu, czy Enrique zrewolucjonizuje Barcelonę i jak poradzą sobie Polacy w La Liga, dowiecie się z poniższej rozmowy.
Czy uważa Pan, że Atletico stać na to, by znowu namieszać w lidze i obronić tytuł?
Myślę, że Atletico ma zespół, nie wiem, czy lepszy, ale na pewno nie osłabiony. Ta wartość dodana, która przyszła do zespołu w porównaniu z ubytkami, daje zapewnienie, że Atletico będzie tą trzecią siłą, ale nie taką, że będzie poniżej tych wielkich zespołów. Będzie w stanie rywalizować z tą wielką dwójką. Obronienie tytułu będzie na pewno trudne. Dojść do poziomu drużyny z tak zwanego supertopu, czyli być wolnym kandydatem do mistrzostw, to kwestia wielu lat. Atletico to zespół, który dopiero się wdrapuje na ten sam czubek ligowej hierarchii. Powtórzenie tego wyniku będzie więc bardzo trudne, ale myślę, że Atletico w tym składzie będzie walczyć o tytuł do samego końca.
Odeszli piłkarze istotni, ale w ich miejsce pojawili się bardzo dobrzy zawodnicy. Myślę, że Sigueira nie jest gorszym piłkarzem od Filipe Luisa, tym bardziej słabszym napastnikiem nie jest Mario Mandżukić. Antoine Griezmann to już jest w ogóle dodatkowa wartość w tej drużynie, bo takiego piłkarza w zespole Atletico do tej pory po prostu nie było. Oczywiście odejście Diego Sosy nie zostało uzupełnione, ale karuzela transferowa wciąż się kręci, więc jest szansa na to, że nowi piłkarze się pojawią. Został Thiago, co jest bardzo dobrą informacją. To jest piłkarz doskonale stawiający grę w środkowej strefie do spółki z Gabim. Jest jeszcze Mario Suarez.
Gwarancją sukcesu Atletico, jego wielkości, jest przede wszystkim Diego Simeone. To człowiek, który potrafi doskonale rozpracować każdego rywala, co pokazał już w Superpucharze Hiszpanii. Moim zdaniem Atletico nie straciło. Są nowi piłkarze, ale oni są wkładani do jednego worka, w tym sensie, że muszą w stu procentach realizować założenia Simeone i oni się temu podporządkowują. Mandżukić jako napastnik wielowymiarowy jest lepszym piłkarzem niż jednowymiarowy Diego Costa. Sigueira też po dobrym zgraniu z zespołem może być lepszym zawodnikiem niż Filipe Luis. To nie jest zespół, który stracił i po jednym sezonie jego wartość wyraźnie zmalała. To nadal drużyna z najlepszej trójki.
Według Pana Mandżukić nie będzie miał żadnych problemów, żeby dostosować się do wymagań ligi hiszpańskiej?
Myślę, że absolutnie nie. To zawodnik, który wpasował się w bardzo wymagający system Bayernu Monachium, i nie mówię tu o czasach Pepa Guardiola, ale Juppa Heynckesa. On fantastycznie pasuje do systemu gry napastnika, który preferuje Simeone. Piłkarz przyjmuje piłkę pierwszą rzuconą i jest pierwszym zawodnikiem broniącym, silnym w pressingu, potrafiącym zejść do boku. To była decyzja przemyślana, a Atletico mogło sobie wybrać zawodników z większej puli. Ten transfer mnie jednak nie dziwi i mu bardzo przyklaskuję, bo to zawodnik o podobnej charakterystyce jak Diego Costa, ale zdecydowanie bardziej wymiarowy. Gra w Bundeslidze dała mu takie doświadczenie, że jego umiejętności są ogromne. To bez wątpienia zakup na plus.
A co Pan sądzi o sytuacji Angela Di Marii w Realu Madryt. Uważa Pan, że „Królewscy” powinni go za wszelką cenę zatrzymać czy raczej pozwolić mu odejść?
Największą katastrofą Realu Madryt będzie odejście Angela Di Marii. To jest zawodnik, który wnosi coś więcej niż wartość dodaną. Jest nieprzewidywalny, wznoszący grę Realu do absolutnego poziomu maestrii i geniuszu. Żaden piłkarz, który przybył do Realu, nie jest w stanie wypełnić po nim luki. Toni Kroos to w ogóle innego rodzaju zawodnik. To był doskonały transfer. Realowi on spadł jak manna z nieba, bo kupić tak genialnego zawodnika za takie pieniądze to naprawdę duży sukces. Bez Di Marii ja jednak nie wyobrażam sobie Realu Madryt. To zawodnik, który swoją nieszablonowością potrafi zmienić w jednym momencie sposób grania. Potrafi wnieść ogromną wartość, kiedy Realowi nie idzie, jest oporny, gra zbyt schematycznie. Tego nie potrafi zrobić żaden piłkarz, nawet Ronaldo, a już tym bardziej Gareth Bale. Jakiekolwiek porównywanie go natomiast do Jamesa Rodrigueza mija się z celem. James zrobił furorę na mistrzostwach, ale pamiętajmy, że do oceny piłkarza trzeba brać pod uwagę to, co pokazał w lidze, czyli w Porto i Monaco. Dlatego dziwi mnie fakt wydania na niego tylu pieniędzy. Di Maria jest piłkarzem wyrastającym ponad poziom i ja sobie nie wyobrażam Realu walczącego o potrójną koronę bez niego. Dzisiaj docierają do nas głosy, że zarówno Ancelotti, jak i piłkarze Realu błagają go, żeby został.
W meczu chociażby o Superpuchar Hiszpanii Ancelotti nie skorzystał jednak z Di Marii od pierwszych minut. To wygląda tak, jakby widział tego piłkarza w roli rezerwowego, a nie w pierwszej jedenastce.
Ancelotti wychodzi z tego założenia, i sam to powiedział, że jeśli piłkarz deklaruje wolę odejścia, to on nie może pozwolić sobie na budowanie na nim drużyny. Musi przenieść odpowiedzialność na innych piłkarzy, i takim zawodnikiem ma być James Rodriguez. Podobny manewr zastosował z Isco, który miał być nową twarzą i jakością Realu. On otrzymał tę różdżkę do prowadzenia gry, ale przyszedł trudny mecz z Atletico w tamtym sezonie, przegrany 0:1, i się okazało, że nie jest w stanie podołać temu zadaniu. Dla Jamesa to też jest taki test.
Ancelotti postępuje bardzo mądrze. On jest też poniekąd uzależniony od decyzji, które są gdzieś tam podejmowane u góry, bo niekoniecznie musiał on być admiratorem transferu Jamesa. Dostał jednak jasny komunikat. Skoro Di Maria nie jest dogadany z klubem, podobnie jak Khedira, to muszę wybrać nowych piłkarzy i na ich podstawie budować nowy schemat. Jeśli się okaże, i oby tak było, że Di Maria zostaje, to myślę, że system znowu wróci do tego ustawienia formalnego, wyjściowego 4-3-3. James będzie wtedy alternatywą, którą będzie musiał wypracować swoją ciężką pracą. Kroos ma pewny skład. On gra genialnie. Jego ostatnie występy potwierdziły, że jest to piłkarz klucz. Wiele lat temu takim piłkarzem był Fernando Redondo, a dzisiaj bez wątpienia jest to Toni Kroos.
W przypadku Jamesa pojawia się właśnie wiele głosów zwątpienia. Widać, że brakuje mu zgrania z drużyną. Myśli Pan, że długo zajmie mu wpasowanie się w zespół Carlo Ancelottiego?
Bardziej to będzie zależało od cierpliwości Ancelottiego i tego, czy się nagnie. Widać, że trochę to już zrobił, zmieniając ustawienie. W tym starym systemie 4-3-3, który był innowacją Ancelottiego przygotowaną pod Di Marię i nowym pomysłem gry z Bale’em, James na pewno się nie odnajdzie, bo ma ten sam problem co Isco. Zmieniając ustawienie i stawiając Jamesa tuż za plecami Karima Benzemy, można go oczywiście wpasować i wtedy wiele będzie zależeć od samego zawodnika. Powiedzmy sobie jednak uczciwie, że to nie będzie proste zadanie: grać za plecami Benzemy. W schemacie gry Realu, w którym Karim często się wycofuje, zabiera tę przestrzeń, po której poruszałby się wtedy Rodriguez. To jest bardzo trudne zadanie dla tak młodego chłopaka, który został rzucony na bardzo głęboką wodę. To nie jest reprezentacja Kolumbii, Monaco czy FC Porto. Jemu będzie piekielnie trudno spełnić oczekiwania. Cena za niego była horrendalna. To były potężne pieniądze, więc oczekiwania są ogromne.
Przedyskutowaliśmy wzmocnienia Realu, to teraz muszę zapytać o Barcelonę. Szczerze mówiąc, jej transfery mnie nie zachwyciły, zwłaszcza w obronie. Co Pan o nich sądzi?
Ja transfer Mathieu popieram. Cena za niego oczywiście trochę wzrosła i za takie pieniądze można było kupić zawodnika z wyższej półki. Mathieu ma jednak siłę, dynamikę. Może się sprawdzić, gdyby zaistniała potrzeba gry na lewej stronie, a taka potrzeba może zaistnieć, bo Jordi Alba też ma baterie, powiedziałbym, że momentami w połowie na wyczerpaniu. Mathieu to piłkarz, który spokojnie może grać w lidze hiszpańskiej i on swoje zrobi. Pokazał to w Valencii i sprawdzał się tam bez większych zarzutów. Vermaelena natomiast ciężko mi ocenić. Jeśli ktoś oczekuje, że znajdzie nowego Carlesa Puyola, to musi te oczekiwania włożyć sobie w kieszeń. Takich piłkarzy się nie znajduje od razu. Takiego zawodnika może już nigdy nie być. Skoro została podjęta decyzja o ściągnięciu Vermaelena, to musiała być na to akceptacja Luisa Enrique, bo to on buduje ten zespół. Zakładam, że wiedział, co robi, bo to trener z ogromną wyobraźnią i wiedzą. Przede wszystkim też weźmy pod uwagę realność. Ogromna lista kandydatów, kogo tam na niej nie było. Tak naprawdę to są transfery, które będą uzupełnieniem. Jestem przekonany, że w najważniejszych meczach będzie grał duet Pique – Mascherano. Mundial też pokazał, że wielką stratą dla Barcelony jest to, iż Mascherano nie gra jako piłkarz defensywny, cofnięty tylko jako stoper.
Jeśli chodzi o pozostałe transfery, to Suarez był strzałem w dziesiątkę. To piłkarz wybitny. Znaleźć drugiego takiego napastnika na świecie to trudne zadanie. Czasami jednak, jak jest za dużo grzybów w barszczu, to się robi problem. To też może tak wyglądać. Messi, Neymar i jeszcze Suarez. Każdy z tych zawodników ma być tą wartością dodaną i wokół niego powinno się organizować grę. Tutaj każdy tak naprawdę chciałby, żeby wokół niego się ona organizowała. Neymar ma problem z Messim i moim zdaniem on będzie dalej istniał. Chociaż teraz Messi będzie bardziej przesunięty na skrzydło dzięki transferowi Suareza, więc Neymar się trochę wyzwoli. Większym problemem jest to, czy podoła tej genialnej trójce druga linia. Największy ciężar spada na Andresa Iniestę, który też ma już swoje lata, i na Ivana Rakiticia.
Myśli Pan, że Rakitić się sprawdzi w Barcelonie i weźmie ciężar gry na siebie?
To jest piłkarz nieszablonowy. Klucz do gry Sevilli. Zawodnik z wyobraźnią, potrafiący szybko rozegrać piłkę, ma też dobre stałe fragmenty gry. Taki piłkarz jest bardzo potrzebny, bo to on ma być wstawiony w miejsce Xaviego. Koncepcja gry tu się nie zmienia: 4-3-3. Iniesta pozostaje, Busquets też, chociaż nie wiem, jak on się teraz prezentuje, bo w zeszłym sezonie było dość przeciętnie, jak na to, co wcześniej pokazywał. Jeśli Barcelona szukała kogoś, kto ma zastąpić Xaviego, to uważam, że podjęła najrozsądniejszą decyzję. Może mógłby grać tam Rafinha, ale w Barcelonie jest ten problem, że nie do końca mają odwagę, żeby zrobić to, na co zdecydował się Guardiola z Pedro. On dał mu szansę, którą Pedro wykorzystał. Z takiego trochę wyśmiewanego zastępcy Messiego stał się pełnoprawnym członkiem jedenastki, gwiazdą reprezentacji i Barcelony. Teraz nie wiem, czy odważyliby się pozwolić przejąć Rafinhi pałeczkę po Xavim. Rakitić ma na to większe szanse, ale to i tak nigdy nie będzie Xavi. To nie będzie ta Barcelona. Teraz ta wybitność Barcelony musi się przenieść na zawodników z przodu. Druga linia będzie bardziej przewidywalna, ale oczywiście też nieszablonowa.
Barcelona to zawsze piłkarze wielkiego formatu, ale jej gra zaczęła być zbyt przewidywalna. Luis Enrique znajdzie pomysł na nową jakość „Blaugrany” i okiełzna te wszystkie gwiazdy, zwłaszcza w ataku?
To bardzo odważny, konkretny i zdeterminowany trener. Wiem, że nie ma co porównywać jego pracy w Celcie Vigo i Barcelonie, ale jego stanowczość i zadziorność, kontynuowanie pewnych schematów pomimo pierwszych niepowodzeń każą wierzyć, że ta drużyna będzie tworem właśnie Luisa Enrique. On sam zresztą kilka dni temu powiedział, że Barcelona potrzebuje planu B. Są rywale, są mecze i nie da się grać cały czas w ten sam sposób. Potrzebna jest zupełnie inna wizja gry. Trzeba się przestawić, jak to Hiszpanie mówią: „cambiar el chip”. Zmienić ten chip w głowie i zacząć grać inaczej. Po to są tacy piłkarze jak Suarez i Rakitić, by nie być niewolnikiem tej tiki-taki, która kiedyś była grana z polotem, fantazją, szybkością. Dzisiaj jest męczona tak, jak ktoś przeżuwa posiłek, który mu nie smakuje. Gryzie, gryzie, żuje, ale ma problem z połknięciem. Tak samo było z tiki-taką Barcelony ostatnimi czasy, ponieważ nie było już tego wielkiego Xaviego.
Myślę, że Enrique podoła jak najbardziej. To wielka osobowość i twarda przede wszystkim. Tam nie będzie dyktatu Messiego. Być może była groźba dyktatu Xaviego, ale myślę, że panowie się spotkali i porozmawiali. Kiedy Luis Enrique się pojawił, zakładam, że postawił sprawę jasno. To ja jestem trenerem i to ja tu podejmuję decyzję. Kiedy ja mówię, że Xavi ma być na ławce, to będzie na ławce albo będzie musiał odejść. Początkowo sądzono, że Xavi jednak odejdzie. Nawet ze słów Xaviego widać teraz jednak wyraźnie, że ta rozmowa między nimi musiała być. Xavi zrozumiał, że to Luis Enrique jest szefem, tak jak kiedyś był nim Guardiola, i to on będzie ustawiał zespół. Wierzę w to, że Luis Enrique odniesie sukces, ale łatwo mu nie będzie. Nie wierzę w to, że Barcelona w pierwszym sezonie jest w stanie przy nowym systemie gry odnieść sukces na wszystkich polach. Enrique będzie musiał skupić się na jednym tytule i paradoksalnie będzie to mistrzostwo. Myślę, że od takiego celu Barcelona powinna zacząć.
Enrique będzie miał trochę utrudnione zadanie. Mam na myśli nałożony na Barcelonę zakaz transferowy. Może to poważnie wpłynąć na osłabienie „Blaugrany”, może nie tyle co w tym, ale następnym sezonie?
Barcelona jest w stanie jakoś ten rok przetrwać. Transfery, które zostały dokonane, na pewno mają na celu posłużyć drużynie na dłużej. Niemniej jednak powinni mieć w Barcelonie świadomość, że takie instytucje jak FIFA czy UEFA, „atakując” taki klub jak Barcelona i decydując się na taką surową karę, nie robią tego pochopnie. To nie jest w oparciu o jakieś tam przesłanki. To muszą być mocne argumenty prawne. Skoro taka decyzja została podjęta, to można się było spodziewać, że żadne odwołania nie przyniosą efektu. Barcelona, domyślając się tego, wiedziała, że musi dokonać takiej liczby transferów, aby się zabezpieczyć. Wiadomo, że w zimie transferów się jako tako w Hiszpanii nie robi. Chyba że ktoś dostanie poważnej kontuzji, jak na przykład w sytuacji Casillasa i Diego Lopeza. Teraz wszystko w rękach Barcelony. Może jeszcze dopinają jakiś transfer. Pojawiają się jeszcze jakieś spekulacje o Koke, ale to raczej tylko szum medialny. Nie kupią takiego zawodnika jak Koke za pięć dwunasta. „Słuchajcie, dajcie nam Koke, bo jesteśmy w czarnej d…”. Nie ma szans. To raczej są tylko spekulacje.
W La Liga mamy teraz dwóch nowych Polaków. Myśli Pan, że Grzegorz Krychowiak i Przemysław Tytoń na stałe zadomowią się w jedenastkach swoich drużyn?
Z Tytoniem jest taki problem, że w Elche między słupkami znakomicie spisuje się Manu Herrera. W sparingach obaj bronili na zmiany. Tytoń spisywał się przyzwoicie, przynajmniej tak wyczytałem z opinii dziennikarskich, bo meczów sparingowych Elche nie oglądałem. Wydaje się, że Herrera z racji doświadczenia, ogrania w Primera Division jest ten przed Tytoniem. Myślę, że rywalizacja będzie sportowa, równa. Wszystko będzie zależało od dyspozycji lub błędów jednego albo drugiego. Wydaje mi się, że w pierwszym meczu w niedzielę zagra Manu Herrera. Tytoń nie jest jednak skazany na rolę tylko rezerwowego. Pierwszy mecz z Barceloną to małe szanse na pojawienia się Tytonia. To nie ten przeciwnik, nie ten stadion. Może gdyby grali u siebie, to byłbym spokojniejszy o Elche, ale na Camp Nou będzie im bardzo ciężko.
Co do Krychowiaka, powiem szczerze… byłem zaskoczony. Po pierwsze, że to Krychowiak, po drugie, że taka cena – 5,5 miliona. Pomyślałem jednak sobie później w ten sposób: w Sevilli nie podejmuje się decyzji o transferach na chybił trafił. Monchi jest wybitnym strategiem. Myślę, że jeśli Krychowiak nie był pierwszy na liście do zastąpienia Mbii, to musiał być na pewno na wysokim miejscu. Jeśli Monchi tak konsekwentnie dążył do transferu tego zawodnika, to znaczy, że im naprawdę zależało. On i Unai Emery musieli mieć przekonanie o jakości tego piłkarza. Sparingi i ten pierwszy mecz z Realem pokazały, że w Krychowiaku drzemie potencjał. W lidze hiszpańskiej defensywny pomocnik jest kreatywny. W Hiszpanii mówi się „pivot”. To jest coś innego niż typowy defensywny pomocnik. On musi dodać tę wartość od siebie. Przejąć piłkę, umieć ją rozegrać, mieć pomysł, wyjść do przodu. Tego Krychowiak się będzie uczył. To nie jest głupi chłopak. To zawodnik, jak to się mówi, wychowany na zachodnim pokarmie, jeśli chodzi o treningi i mentalność. On to bardzo szybko załapie. Przed Superpucharem Europy uciąłem sobie pogawędkę z Monchim. On dał mi wyraźnie do zrozumienia, że już widzą postępy u Krychowiaka. Za rok może to być piłkarz, o którym powiemy, że zrobił duże postępy. Będzie miała z niego pożytek reprezentacja, a za jakiś czas będzie gotowy i wypromowany na tyle, aby przejść do dużego klubu.
Kto według Pana ma największe szanse na wygranie ligi w tym sezonie?
To jest bardzo trudne pytanie. Faworytów jest trzech. Simeone mówi, że ich celem jest trzecie miejsce, ale on zawsze tak mówi. Mówi się tak, że beniaminek jest zawsze rewelacją w pierwszym sezonie, ale niech coś pokaże w drugim. Mistrz niespodziewany jest super, ale niech on pokaże klasę w kolejnym sezonie. To jest tak naprawdę wyzwanie dla Simeone. Gdybym miał liczyć tutaj poszczególne szanse, to plus największy jest po stronie Realu Madryt. On dawno nie zdobył mistrzostwa. Trzy lata wstecz dla Realu to jest przepaść. Minimalny plusik dla Realu. Szanse Barcelony i Atletico określiłbym równo. Jeśli miałbym jednak bawić się we wróżkę, to mistrzem Hiszpanii – Real Madryt.
Rozmawiała Adrianna Kmak (Obserwuj autora na Twitterze @KmakAdrianna).
Zgadzam się z Labogą co do jego punktu widzenia na Atletico i Real. Jednak to co mówi o Barcelonie mija się z prawdą. Mathieu to jest tylko ligowy przeciętniak i według mnie to nie jest piłkarz odpowiedni dla Barcelony, osobiście uważam, że można było dołożyć 10 mln Euro i postarać się o transfer Benatii. Uważam, że kluczem do jakiegokolwiek sukcesu w sezonie 2014/15 będą następujące warunki- 1. Suarez musi grać na szpicy nawet kosztem Messiego bo w innym przypadku skończy jak Villa i Ibrahimović, 2. posadzenie nietykalnego chudzielca Busquetsa na ławkę, w jego miejsce Mascherano, który pokazał na mundialu, że jest świetny na swojej pozycji, 3. pod żadnym pozorem nie wolno Enrique wystawiać Mascherano na środku obrony bo będzie katastrofa, 4. zmienianie taktyki gry pod rywala tzn. 4-3-3 musi ulec modyfikacji na najważniejsze mecze.