Kiedy Gareth Barry opuszczał Aston Villę, to przede wszystkim jego intencją były pieniądze. Właśnie, pieniądze. To jest rzecz, za którą moglibyśmy pójść, gdybyśmy uprawiali ten sam sport. I jeśli bylibyśmy piłkarzami, na jego miejscu powiedzielibyśmy to samo: że niby chcę grać w Champions League w zespole, który zajął dziesiątą lokatę w lidze. Jednak jak już Szejkowie postanowili wyhodować godnego konkurenta dla lokalnego rywala, to inna wizja jak walka o miejsce dające Ligę Mistrzów nie była brana pod uwagę. Tego zawodnika zauważyli obecni wicemistrzowie Anglii, pozyskując go za 12 mln funtów. Sprzedaż Garetha za taką cenę to nie był taki zły biznes dla włodarzy „The Villans”.
Jednak po tym fakcie znalazły się takie osoby, które malowały jego buźkę w Photoshopie w kształcie pięćdziesięciofuntowego banknotu, domalowując wirtualnym pędzelkiem napis „Judasz”. To było do przewidzenia. I cisi, którzy katowali swoje dzieła przed ekranem monitora, mogą mieć teraz wymówkę. Podczas ostatnich czterech sezonów spędzonych na Etihad Stadium Barry ani razu nie rozegrał większej liczby spotkań, niż to miało miejsce w ciągu jego siedmiu sezonów w Aston Villi. I teraz tak sobie pogrywa w najbogatszej drużynie Premier League, wśród samych najlepszych grajków w kadrze. Jednak kiedy klub zdobywał pierwszą koronę od kilkudziesięciu lat, jego gra wyglądała przeciętnie i dlatego też większość kibiców nie traktowała pomocnika jako tego, który w jakimś stopniu przyczyniłby się do sukcesu.
Ostatnio w mediach dało się zauważyć spekulacje dotyczące jego powrotu do ekipy z Birmingham. Dokładniej to Aston Villa miałaby być zainteresowana pozyskaniem defensywnego pomocnika z powrotem. No i szczerze w tym miejscu przyznam, że wśród gąszczu dokonanych transferów do tej pory: Aleksandara Toneva, Leandro Bacuny, Luny, Nicklasa Heleniusa czy Joresa Okore, ten zakup, a właściwie odkup, nie byłby niepoważny. Bo na pewno Gareth potrafi lepiej zagrywać futbolówkę i tracić mniej piłek w porównaniu do Barry’ego Bananna. Skoro zatem Barry chciałby zwinąć bagaż i powrócić na stare śmieci, a Paul Lambert uznałby, że Gareth zrobiłby coś pożytecznego dla jego drużyny, to dlaczego by nie dać mu szansy?
Z jednej strony mówię o umiejętnościach, ale z drugiej przydałoby się dodać trochę doświadczenia do składu. Tego zdaje się brakować „The Villans”. Sympatycy średniaka ligi angielskiej mogliby mieć nadzieję, że serce Garetha zatęskni za powrotem. Przydałby się na pewno, choć już 32 lata na karku. Pytanie tylko, czy będzie potrafił się ponownie przyzwyczaić do uboższego życia? Bo należy pamiętać, że zarobki są ponad trzykrotnie niższe niż ma obecnie. Także długość kontraktu może nie być dłuższa niż dwa lata. Czy w zespole Manuela Pellegriniego będzie potrzebny po tym, jak pojawiła się nowa, brazylijska twarz w postaci Fernandinho?
Artykuł pojawił się także na blogu Brytyjska kraina futbolu