Tegoroczny finał Champions League będzie starciem dwóch obecnie najsilniejszych drużyn Bundesligi. Bayern Monachium oraz Borussia Dortmund zwycięsko wyszły z dwumeczów z hiszpańskimi potentatami – Realem Madryt i Barceloną. Co ciekawe, 25 maja w Londynie rozegrany zostanie czwarty finał w historii tych rozgrywek, w którym naprzeciwko siebie staną dwa zespoły z tego samego kraju.
Najważniejsze europejskie rozgrywki klubowe rozgrywane są od 1955 roku. Pierwsze pięć tytułów wywalczył tegoroczny półfinalista, Real Madryt. Puchar Mistrzów ocalał do 1992 roku, a później został przekształcony w Ligę Mistrzów. Przez 37 lat w decydującym meczu o prymat w Europie za każdym razem walczyły zespoły z innych krajów. Przełamanie nastąpiło dopiero w 2000 roku.
Wtedy na Stade de France „Królewscy” pokonali Valencię 3:0 po bramkach Fernando Morientesa, Steve’a McManamana oraz Raula. Valencia posmakowała finału Champions League także rok później, lecz po rzutach karnych musiała uznać wyższość Bayernu. Druga narodowa potyczka odbyła się w 2003 roku. Na Old Trafford AC Milan po rzutach karnych (3:2, w regulaminowym czasie gry nie doczekano się bramek) wyszarpał zwycięstwo Juventusowi Turyn. Myliły się takie talenty jak David Trezeguet czy Clarence Seedorf. „Rossoneri” mieli szansę na kolejną wygraną dwa lata później, lecz po szalonym meczu musieli uznać wyższość piłkarzy Liverpoolu. Ostatni tak szczególny finał rozegrano w Moskwie na Łużnikach. Obecny mistrz Anglii – Manchester United – również musiał pokonać Chelsea Londyn dopiero po rzutach karnych. W pamięci wielu kibiców została fatalna pomyłka Johna Terry’ego w serii „jedenastek”.
Jak widać, tegoroczny finał będzie pierwszym w historii całkowicie niemieckim, a czwartym między klubami z jednego kraju. Bawarczycy sięgnęli po Puchar Ligi Mistrzów czterokrotnie, a po porażkach sprzed trzech lat i sprzed roku (na swoim stadionie) są żądni złota. Natomiast „Borussen” czekali na finał dokładnie 16 lat, a na dodatek finał w 1997 roku wygrali na Stadionie Olimpijskim w… Monachium z Juventusem. Oby również piłkarze stworzyli wyjątkowość najważniejszego meczu tych elitarnych rozgrywek.
Faworyt jest tylko jeden, z Bawarii! Ale to tylko
jeden mecz, w dodatku na neutralnym gruncie i przede
wszystkim Lewy może pokąsać! Z tym, że Dante i
Boateng to nie są sciereczki pokroju Pepe czy Pique
wiec na pewno będzie mu cięzej o sytuacje
I mam nadzieję, że pokąsa.
Bayern jest jak walec, przewalcuje każdego, wygra
wszystko co jest tylko możliwe w tym sezonie. Strach
się bać... Jesteśmy świadkami przełomowej ery
Dumy Bawarii- ery Bayernu Monachium !
MIA SAN MIA `*****`