Czas na kolejną część podsumowań pierwszej części sezonu w Primera Division. Tym razem przyjrzymy się piłkarzom, którzy do swoich klubów przyszli latem, a ich dotychczasowe występy są rozczarowaniem. Wpływ na nasz ranking miał głównie stosunek ceny do jakości. Braliśmy jednak również pod uwagę klasę klubu, nazwisko, oczekiwania, jakie wiązano z zawodnikami. Zapraszam na ranking pięciu najgorszych, naszym zdaniem, transferów Primera Division.
1. Jackson Martinez
Piłkarz, za którego Atletico zapłaciło 35 milionów euro. Piłkarz, który miał podążać drogą Radamela Falcao i podobnie jak jego rodak na Vicente Calderon stać się jednym z najlepszych napastników na świecie. Do „Rojiblancos” Martinez trafił, podobnie jak Falcao, z FC Porto. W 133 spotkaniach w barwach „Smoków” zdobył 92 gole. Wszystko wskazywało na to, że przeprowadzka do Madrytu i występy w mocniejszej lidze zrobią z Kolumbijczyka gwiazdę światowego formatu. Coś jednak poszło nie tak. W Atletico Martinez rozegrał tylko dwa spotkania w pełnym wymiarze czasowym. Łącznie uzbierał tych występów 19 (14 w lidze). Zdobył w nich dwa gole i dwukrotnie asystował. Przyznacie, że jak na gościa, który kosztował 35 milionów i miał zastąpić Diego Costę, to nie najlepszy wynik. Grę „Atleti” z przodu ciągnie samotny Antoine Griezmann i nic nie wskazuje na to, by w drugiej części sezonu Martinez wskoczył nagle na poziom, jakiego wszyscy od niego oczekiwali. Spośród wszystkich graczy umieszczonych w tym rankingu to właśnie z Kolumbijczykiem wiązano największe nadzieje. W związku z tym zrozumiałe jest, że i rozczarowanie jego występami jest spore.
2. Ciro Immobile
Co prawda Włoch przez większość tej rundy był tylko wypożyczony do Sevilli z Borussii Dortmund. Jednak jeszcze w trakcie trwania pierwszej rundy spotkań Immobile został przez Sevillę wykupiony za 11 milionów euro. Włocha na Sanchez Pizjuan już nie ma. Został wypożyczony do Torino, czyli do klubu, dzięki któremu usłyszał o nim cały świat. To w barwach „Granaty” Immobile został królem strzelców Serie A i zapracował na transfer do BVB. Jednak ani w Dortmundzie, ani w Sevilli mu się nie wiodło. Dla drużyny prowadzonej przez Unaia Emery’ego Włoch rozegrał 15 spotkań. Tylko dwa z nich, w Pucharze Króla, przeciwko UD Logrones w pełnym wymiarze czasu. Bilans, podobnie jak w przypadku Martineza, nie powala na kolana. Cztery gole i jedna asysta. No cóż, panie Ciro, życzymy, żeby w domu, w Torino, się pan odbudował. Bo papiery na granie to pan masz.
3. Alvaro Negredo
Napastnik Valencii był swojego czasu jednym z lepiej zapowiadających się hiszpańskich napastników. Bardzo dobre występy w Sevilli pozwoliły Negredo na transfer do Manchesteru City. Mimo dużej konkurencji i braku regularnych występów od pierwszej do ostatniej minuty Hiszpan radził sobie na Etihad nie najgorzej – 49 występów i 23 gole. Mimo to na początku poprzedniego sezonu został wypożyczony do Valencii. I chociaż nie błyszczał, klub z Mestalla postanowił go wykupić. Cena? 28 milionów euro. Tak wysoka kwota chyba trochę Hiszpanowi ciąży. 17 spotkań, ale tylko dziesięć w La Liga i sześć goli (w lidze tylko jeden) to bilans, jakim „pochwalić” się może zawodnik, za którego zapłacono blisko 30 milionów euro. Przyznacie, że po zawodniku, za którego płaci się tak grube pieniądze, można oczekiwać więcej. Gdyby nie jeden dobry mecz w Pucharze Króla przeciwko Granadzie, byłoby jeszcze gorzej. W tamtym spotkaniu były gracz Sevilli popisał się hat-trickiem. Jak więc łatwo policzyć, pozostałych goli nastrzelał tylko trzy. Jak się maluje przyszłość snajpera na Mestalla? No cóż, nieróżowo. Nic nie wskazuje na to, by Negredo miał nagle wskoczyć do pierwszego składu i zacząć seryjnie zdobywać bramki. Tym bardziej że bardzo przyzwoicie spisuje się Paco Alcacer, z którym Negredo walczy o miejsce w składzie. 28 milionów euro będzie się działaczom Valencii odbijało jeszcze jakiś czas.
4. Fernando Llorente
Kolejny hiszpański snajper, który miał zwojować świat. Podobnie jak w przypadku Negredo, ta sztuka mu się nie udała. Patrząc na czasy, które Llorente spędził w Athelticu, rzeczywiście mało kto mógł się spodziewać, że Bask będzie tak rozczarowywał. Kilka ostatnich miesięcy na San Mames spędzonych na ławce rezerwowych zrobiło jednak swoje. W Juventusie nie wszystko poszło tak dobrze, jak miało pójść. Llorente wrócił więc do ojczyzny, by odbudować formę i być może po raz kolejny zostać jednym z najlepszych napastników w La Liga. Niestety, co rzadko się zdarza, dyrektor sportowy Sevilli – Monchi – pomylił się w poprzednim okienku transferowym dwukrotnie. Llorente, podobnie jak Immobile, nie wypalił. I chociaż grał częściej niż Włoch, bo 22 razy, to występy od pierwszej minuty możemy policzyć na palcach dwóch rąk. Cztery gole i cztery asysty to też nie jest wybitny bilans. Fakt, że w tym zestawieniu nie znalazł się na podium, zawdzięcza tylko temu, że na Sanchez Pizjuan przyszedł za darmo. W innym wypadku – podium gwarantowane.
5. Danilo
Przypadek nieco inny niż te wyżej wymienione. Gdyby nie kontuzja, wystąpiłby w prawie wszystkich spotkaniach Realu. Prawy obrońca, który strzelił dwie bramki. Na pierwszy rzut oka nie jest źle… Danilo podpisał kontrakt z Realem już rok temu, jednak w stolicy Hiszpanii występuje dopiero od początku tego sezonu. Florentino Perez wydał na niego 32 miliony euro. Jeden z lepszych zawodników FC Porto w poprzednim sezonie. 41 występów, siedem goli i pięć asyst. Wszyscy liczyli, że na Estadio Santiago Barnabeu Brazylijczyk jeszcze bardziej rozwinie skrzydła. Kibice mieli nadzieję na dobrą, ofensywną grę Danilo. Brazylijczyk jednak jakby stanął w miejscu. Przeciętny w obronie, niedostatecznie dobry z przodu. W ostatnich tygodniach był jednym z najbardziej krytykowanych zawodników „Los Blancos”. Rafa Benitez stawiał jednak uporczywie na Brazylijczyka. Swój wkład w taki stan rzeczy miała z pewnością kontuzja Daniego Carvajala. Beniteza już jednak w Madrycie nie ma, Carvajal wyleczył kontuzję i wszystko wskazuje na to, że Brazylijczyk nie będzie już tak często biegał po hiszpańskich boiskach. W swoim trenerskim debiucie Zinedine Zidane postawił na Carvajala i był to czytelny sygnał, kto będzie u Francuza podstawowym prawym obrońcą. Ale wróćmy do Danilo. Koniec końców, ten sezon w jego wykonaniu nie jest tragiczny. Jednak patrząc na to, czego się po Brazylijczyku spodziewano, trzeba stwierdzić, że pokładanych w nim oczekiwań nie spełnia. Dlatego też ląduje na piątym miejscu w naszym rankingu najgorszych transferów.
O pięciu najlepszych transferach w La Liga możecie przeczytać TUTAJ.