Dramatyczna końcówka i Piast kończy przygodę z eliminacjami do Ligi Mistrzów…


Podopieczni Waldemara Fornalika ulegli BATE 1:2

17 lipca 2019 Dramatyczna końcówka i Piast kończy przygodę z eliminacjami do Ligi Mistrzów…
Łukasz Laskowski / PressFocus

Po pierwszym spotkaniu można było mówić nie tylko o małym zaskoczeniu, ale również o małym zawodzie. Bowiem z pewnością niespodzianką można było określić bardzo dobrą dyspozycję gliwiczan, ale i zawodem był fakt, że obecni mistrzowie Polski tylko zremisowali z mistrzami Białorusi. Dzisiaj wystarczył tylko bezbramkowy remis…


Udostępnij na Udostępnij na

O ile „Piastunki” w pierwszym meczu z BATE spisały się znakomicie, o tyle kilka dni później w meczu o Superpuchar Polski nic dobrego powiedzieć o grze Piasta nie można było. Lechiści byli bezlitośni i w każdym aspekcie gry wykorzystali błędy obecnych mistrzów Polski. Tym samym podopieczni Waldemara Fornalika przegrali pierwsze spotkanie od marca br.  

To oczywiście niecodzienna sytuacja dla nas, ale porażka też pozwoli inaczej popatrzeć zawodnikom na pewne kwestie. Powiedziałem graczom, że teraz musimy zmierzyć się z tą sytuacją. Piłka nożna polega na tym, by umieć się odnaleźć po porażce. Trzeba do tego podejść umiejętnie – tłumaczył na łamach „Przeglądu Sportowego” Waldemar Fornalik.

O pierwszym spotkaniu z BATE można przeczytać, klikając TUTAJ.

Nieco inny początek

W Borysowie od początku przejął inicjatywę Piast. Nieco inny obraz gry mieliśmy okazję zobaczyć na początku dzisiejszego spotkania. Widać było, że podopieczni byłego selekcjonera reprezentacji Polski są – delikatnie mówiąc – spięci i poddenerwowani. Popełniali drobne błędy w rozegraniu i wielokrotnie tracili piłkę, co mogło się skończyć stratą bramki…

Dopiero kiedy minął kwadrans, coś zaczęło się dziać na połowie klubu z Borysowa. Piast jakby się otrząsnął i zaczął mecz od nowa. „Piastunki” zaczęły grać tak jak w poprzednim spotkaniu, co zaowocowało pierwszą dobrą okazją na zdobycie bramki. Chwilę później stało się to, na co wszyscy na stadionie w Gliwicach z niecierpliwością czekali – Jakub Czerwiński otworzył wynik spotkania! 

Lider defensywy przed starciem rewanżowym przekonywał, że ów mecz będzie znacznie trudniejszy niż przed tygodniem. – Od niedzieli myślimy tylko o BATE. Teraz regeneracja i przygotowanie się do arcyważnego meczu. Jedziemy dalej, nie ma co myśleć o porażce z Lechią. Spodziewam się trudniejszego spotkania. Wszyscy musimy tak do tego podejść, nie wyobrażam sobie, żeby ktoś myślał inaczej – tłumaczył sam zainteresowany.

Od tego momentu Piast nabrał pewności siebie. Gliwiczanie na spokojnie starali się kontrować białoruskiego rywala, co prawie się udało na kilka minut przed końcem pierwszej odsłony spotkania. Kontratak zaczął Joel Valencia, który zagrał piłkę na skrzydło, gdzie Tom Hateley zgrał futbolówkę do Piotra Parzyszka. Strzelec pierwszego gola w dwumeczu z BATE niestety oddał niecelny strzał.

Co tam się stało?!

Przed dwumeczem z mistrzem Białorusi mało kto dawał najmniejsze szanse Piastowi Gliwice. Mistrzowie Polski utarli nosa faworytowi, który Europę zna od podszewki, bowiem od wielu lat jest stałym bywalcem europejskich pucharów. Gliwiczanie udowodnili tym samym, że zdobyte przed dwoma miesiącami mistrzostwo nie było przypadkowe. I o ile przed pierwszym spotkaniem szanse Piasta na awans były malutkie, o tyle przed rewanżem można było znaleźć opinie, że wszystko się może zdarzyć.

Sam Waldemar Fornalik przed dzisiejszym spotkaniem przekonywał, że szanse na awans są bardzo wyrównane. – Szanse na awans oceniam 50 na 50. BATE może być faworytem, bo ma doświadczenie w europejskich pucharach. Nieraz już remisowali, a potem wygrywali spotkania. Sądzę jednak, że my zagramy na tyle mądrze, by znaleźć się w kolejnej rundzie – tłumaczył. I nie mylił się, gdyż jego podopieczni poza pierwszym kwadransem, który troszkę przespali, zagrali naprawdę „zaskakująco” dobrze.

Drugą połowę obie ekipy zaczęły dość spokojnie. I jeśli chodzi o drużynę gości, wydawało się, że ów spokój tylko obrazuje bezradność Białorusinów. Przyjezdni przez większą część drugiej połowy po prostu nie istnieli. Piast natomiast dość spokojnie, ale i ostrożnie szukał swojej szansy na podwyższenie rezultatu. A to wydawało się nieuniknione…

Tymczasem na dziesięć minut przed końcem podstawowego czasu gry koszmarny błąd przytrafił się golkiperowi Piasta, Frantiskowi Plachowi. Słowak, który przez znaczną część gry był bezrobotny, sprowokował rzut karny. Za sprawą wykorzystanej „jedenastki” przez Hervaine’a Moukama był remis. Kilka minut później koszmar gliwiczan stał się faktem, piłkarze mistrza Polski stracili drugą bramkę.

Złość, frustracja, futbol…

To, co się dzisiaj wydarzyło, można opisać krótkim, ale za to jakże brutalnym i prawdziwym hasłem – „football, bloody hell”. Do 80. minuty mistrzowie Białorusi nie oddali żadnego celnego strzału. Niestety, ale goście wykorzystali brak doświadczenia Piasta w Europie, tak jak przystało na starych wyjadaczy.

Waldemar Fornalik z pewnością będzie przekonywał, że mecz przegrała cała drużyna. Jednakże za głównego winowajcę można uznać Placha. Bramkarz Piasta choć przez większość czasu nie miał zbyt wielu okazji, by się wykazać, to wystarczyły dwa błędy i to Białorusini wyjeżdżają z Gliwic z awansem.

Niestety, ale Liga Mistrzów trzeci rok z rzędu bez polskiego przedstawiciela…

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze