W niedzielnym spotkaniu 24. kolejki rosyjskiej Premier Ligi CSKA Moskwa pewnie zwyciężył 3:0 w meczu wyjazdowym z Terekiem Grozny. Była to pierwsza w tym sezonie porażka ekipy z Czeczenii na własnym stadionie.
Spotkanie wzbudzało duże zainteresowanie, nie tylko od strony czysto sportowej. Od kilku dni pojawiały się informacje, jakoby Terek sprzedał mecz drużynie z Moskwy. Na takie wiadomości zareagowały również firmy bukmacherskie, które albo przestały przyjmować zakłady na zwycięstwo gości, albo też zaniżały do minimum kurs na dzisiejszy pojedynek.
Mecz rozpoczął się od zdecydowanych ataków gości, którzy od pierwszego gwizdka przejęli inicjatywę. Już w 2. minucie Seydou Doumbia wykorzystał niezdecydowanie obrony gospodarzy i potężnym strzałem trafił w poprzeczkę bramki Jarosława Godzjura. W 18. minucie było 0:1. Dośrodkowanie z rzutu rożnego wykorzystał bardzo aktywny w tym spotkaniu Doumbia i strzałem głową dał prowadzenie drużynie CSKA. Kolejny fatalny błąd popełniła defensywa Tereka, która zostawiła na 10. metrze zupełnie niepilnowanego piłkarza z Wybrzeża Kości Słoniowej. Zawodnik uderzył precyzyjnie przy słupku, a stojący przy nim Rizwan Ucijew zdołał tylko podbić futbolówkę na poprzeczkę. Ta po odbiciu wpadła do siatki.
Decydująca dla losów spotkania była 25. minuta gry. Prowadzący spotkanie międzynarodowy arbiter Władysław Biezborodow dopatrzył się zagrania ręką w polu karnym przez Kiriła Nababkina. Decyzja była co najmniej kontrowersyjna, także gospodarze wydawali się zaskoczeni reakcją arbitra. Nawet z powtórek telewizyjnych trudno dopatrzeć się zagrania ręką obrońcy „Armiejców”, a jeśli ono w ogóle było, to minimalne, zupełnie przypadkowe i niemające wpływu na grę. Prezent od arbitra postanowił wykorzystać Szamil Łachijałow, który lekką podcinką w środek bramki pokonał Igora Akinfiejewa. Biezborodow jakby przemyślał swą decyzję i postanowił naprawić wcześniejszy błąd, nakazując piłkarzowi Tereka powtórne wykonanie „jedenastki”. Sędzia dopatrzył się wbiegnięcia zawodników w pole karne przed strzałem, co podobnie jak decyzja o karnym, było bardzo naciągane. Do piłki ponownie podszedł zawodnik z numerem 10 na zielonej koszulce Tereka. Uderzył zdecydowanie gorzej, płasko, bliżej prawego rogu bramki. Tym razem golkiper CSKA wyczuł Łachijałowa i odbił piłkę. Wyszło na to, że sprawiedliwości stało się zadość, ale duży niesmak po tej sytuacji i „popisach” arbitra pozostał.
Do końca pierwszej połowy inicjatywa należała do gospodarzy, ale bezpośredniego zagrożenia bramki Akinfiejewa nie było. Dwukrotnie próbował uderzać z dystansu Hector Bracamonte, kilka niezłych dośrodkowań wyłapał Akinfiejew bądź sytuację wyjaśniała pewnie grająca defensywa CSKA.
Podobnie wyglądało pierwsze 20 minut drugiej odsłony. Terek prowadził grę, próbował ataku pozycyjnego, a goście grali uważnie w defensywie, czekając na możliwość wyprowadzenia kontry. Jedyną godną uwagi akcję stworzyli gospodarze trzy minuty po przerwie. Po świetnym prostopadłym podaniu w polu karnym znalazł się niefortunny wykonawca rzutu karnego, Łachijałow. Dojrzał wbiegającego w pole karne Bracamonte i tylko wybicie w ostatniej chwili piłki przez stopera CSKA zapobiegło utracie gola. Argentyńczyk miałby wtedy praktycznie pustą bramkę i stuprocentową szansę na wyrównanie.
Pozostawał kwadrans do końca, gdy na dalekie wybicie piłki zdecydował się bramkarz „Armiejców”. Niezdecydowanie defensorów Tereka wykorzystał Doumbia, który wygrał powietrzną walkę i głową zgrał piłkę do Wagnera Love. Gwiazdor CSKA zdecydował się na natychmiastowy strzał w krótki róg z 16 metrów. Bramkarz gospodarzy był tym chyba zaskoczony, bo wydaje się, iż mógł zachować się w tej sytuacji trochę lepiej.
Można powiedzieć, że mecz w tym momencie już praktycznie się skończył, piłkarze Tereka wyglądali bowiem na boisku tak, jakby nie wierzyli w możliwość doprowadzenia do remisu. Dobił ich, już w doliczonym czasie gry, wprowadzony w drugiej części gry Keisuke Honda, który wykorzystał dośrodkowanie innego rezerwowego w tym spotkaniu, Marka Gonzaleza i ładnym strzałem głową ustalił wynik spotkania na 3:0 dla gości.
Mecz nie był porywającym widowiskiem, dużo było w nim walki, gry od „szesnastki” do „szesnastki”, mało celnych strzałów i parad bramkarskich. Z pewnością mogła zaimponować dobra postawa defensywy CSKA, która praktycznie przez cały mecz była jak mur, nie do przejścia. W przodzie więcej zaczęło się dziać dopiero w drugiej połowie, głównie za sprawą Hondy i Gonzaleza, którzy dzięki swojej kreatywności w grze, pozwolili znacznie częściej stwarzać zagrożenie pod bramką Tereka. U gospodarzy mogła przede wszystkim zaimponować waleczność, umiejętnościami piłkarskimi, kulturą gry znacznie bowiem odstawali od piłkarzy CSKA. Z ich punktu widzenia, spotkanie mogło potoczyć się zupełnie inaczej, gdyby arbiter nie nakazał powtórki rzutu karnego. Goście swoje zadanie wykonali. Przyjechali do Czeczenii po trzy punkty, aby nadal liczyć się w walce o tytuł mistrza Rosji, a także, by wygrać jak najmniejszym nakładem sił, w czwartek czeka ich bowiem kolejny mecz w Lidze Europejskiej. Obydwa cele „Armiejcy” wykonali.
W pozostałych niedzielnych spotkaniach Dynamo Moskwa rozgromiło Anży Machaczkała 4:0, Krylja Sowietow Samara podzieliła się punktami z Sybirem Nowosybirsk, remisując 1:1, a Lokomotiw Moskwa wygrał 1:0 w spotkaniu ze Spartakiem Nalczik.