Milowy krok Petra Cecha. Bezwzględny lider klasyfikacji czystych kont


Jubilat Cech z pierwszym obronionym karnym w Arsenalu

11 marca 2018 Milowy krok Petra Cecha. Bezwzględny lider klasyfikacji czystych kont

Petr Cech i obroniony rzut karny – zjawisko abstrakcyjne i bardzo rzadko spotykane. Czeski bramkarz Arsenalu doczekał się tej chwili po raz pierwszy w bramkarskiej bluzie "Kanonierów". W najlepszy możliwy sposób uczcił dwusetne czyste konto w Premier League, a jego koledzy z pola trzykrotnie trafiali do bramki Watfordu.


Udostępnij na Udostępnij na

Dostojny jubileusz

Gra defensywna Arsenalu w sezonie 2017/2018 stanowi świetny materiał na dobrą komedię. Niepoczytalność w poczynaniach wątpliwej klasy obrońców podopiecznych Arsene’a Wengera wiąże się również z systematycznie upadającą klasą Cecha, który swoim ogromnym doświadczeniem wcale nie pomaga kolegom z bloku obronnego. Czasami można wręcz odnieść wrażenie, że przenosiny ze Stamford Bridge na Emirates Stadium latem 2015 roku miały charakter czysto sabotażowy.

Nie zmienia to jednak faktu, iż systematycznie umacniał swoją pozycję na szczycie listy golkiperów z największą liczbą czystych kont bramkowych ery Premier League. Na pozycję numer jeden wskoczył w trakcie świąteczno-noworocznego maratonu w 2015 roku, gdy Arsenal zwyciężył Bournemouth 2:0. Dzisiejszy pojedynek był jego 38 dla ekipy z Emirates Stadium, w którym nie dał się pokonać rywalowi, a na cały piękny dorobek składają się przede wszystkim 162 tego typu spotkania z czasów gry w Chelsea.

Bramkarz londyńskich zespołów na stałe zapisał się złotymi zgłoskami w historii angielskich rozgrywek i koszulka lidera tejże klasyfikacji na bardzo długi czas pozostanie niezagrożona. Z obecnie aktywnych bramkarzy do Petra Cecha najbliżej Joe Hartowi występującemu obecnie w West Hamie, aczkolwiek różnica 78 czystych kont dzieląca obu dżentelmenów to zatrważająca przepaść.

Pomimo systematycznie spadającej formy i bardzo prawdopodobnej letniej zmiany między słupkami Arsenalu Petrowi Cechowi należą się honory.

Jak nie bronić rzutów karnych?

Bronienie rzutów karnych zdecydowanie nie należy do ulubionych bramkarskich obowiązków Petra Cecha. Liczby są bezlitosne dla wychowanka Viktorii Pilzno. Od momentu przybycia z drużyny lokalnego rywala w rozgrywkach Premier League nie obronił żadnej z 14 „jedenastek”. Do dzisiaj. Niechlubna passa ciągnęła się za nim od 2011 roku, kiedy to po raz ostatni wygrał pojedynek ze strzelającym.

Dyskusje o problemach z tym elementem bramkarskiego rzemiosła spotęgowały się przede wszystkim w bieżącym sezonie, w którym to dyspozycja Cecha faktycznie pozostawia wiele do życzenia. Jeszcze niedawno człowiek instytucja, dziś wygasająca bramkarska gwiazda. Nic dziwnego, że fani Arsenalu nie potrafią wybaczyć Arsene’owi Wengerowi oddania do włoskiej Serie A Wojciecha Szczęsnego i już wyczekują następcy czeskiego reprezentanta.

Wróćmy jednak do kwestii „jedenastek”. Na czternaście rzutów karnych podyktowanych przeciwko Arsenalowi dwanaście razy rzucał się w złą stronę. Biorąc pod uwagę całą karierę Czecha i wszystkie rozgrywki, w których brał udział, zobaczymy, że na 74 próby jedynie szesnastokrotnie był w stanie uchronić swój zespół przed utratą gola właśnie w ten sposób.

Pan Piłkarz Son

Niedziela z Premier League nie dostarczyła wielkich hitów. Po małych derbach Londynu pomiędzy Arsenalem a Watfordem na Dean Court zaprezentowali się piłkarze Mauricio Pochettino. Niespodzianki nie było i Tottenham dołożył do swojego dorobku kolejne trzy punkty. Oczywiście w ich przypadku trudno zapomnieć o goryczy środowej porażki z Juventusem Turyn, jednakże zawsze miło cztery razy trafić do bramki na obiekcie rywala i w małym stopniu zrehabilitować się za ostatnie niepowodzenie.

Miłe początki okazały się zgubne dla gospodarzy. Dość szybkie prowadzenie ekipy Bournemouth w najlepszy możliwy sposób nakręciły Tottenham. Na pierwszy plan wysunął się przede wszystkim Son-Heung Min, po raz kolejny potwierdzający fantastyczną dyspozycję. Postać reprezentanta Korei Południowej w ostatnim czasie wzbudza wiele emocji.

Postrzegany jako piłkarz znajdujący się w cieniu Harry’ego Kane’a czy Cristiana Eriksena, pracujący na chwałę przede wszystkim tego pierwszego, znów okazał się graczem nie do przecenienia. To przede wszystkim jego dublet przyczynił się do wysokiego zwycięstwa nad Bournemouth. Nie ma sensu rozstrzygać, która postać uchodzi za ważniejszą: Son, Eriksen, a może Dembele? To po prostu Tottenham. Zjednoczony, pięknie grający, w kluczowych momentach równie w spektakularny sposób zawodzący, jak przed kilkoma dniami z Juventusem. Aż dziw bierze, że do jedynych „sukcesów” piłkarzy z tymczasowego domu na Wembley wciąż należy skończenie sezonu nad Arsenalem czy słynne wywieranie presji na Chelsea…

Co do Sona, chyba wielu piłkarzy chciałoby być na jego miejscu i być tak niedocenianym jak Koreańczyk. Pan Piłkarz pełną gębą.

Tottenham, wykorzystując wczorajszą porażkę Liverpoolu, przesunął się na najniższy stopień podium, w pełni potwierdzając aspiracje na drugie wicemistrzostwo Anglii z rzędu. W tej kwestii niezwykle istotnym momentem będą najbliższe ligowe derby z Chelsea. W nich może zabraknąć Kane’a, który z powodu kontuzji opuścił boisko w pierwszej odsłonie meczu.

Komplet wyników niedzielnych spotkań Premier League:

Arsenal – Watford  3:0 (1:0)
Bournemouth – Tottenham 1:4 (1:1)

 

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze